Animowany "Faust"
1. Międzynarodowy Festiwal Teatralny DIALOG-WROCŁAWWe Wrocławiu trwa festiwal teatralny Dialog. Od wczoraj do czwartku grany jest "Faust" Goethego Piwnicy Teatralnej z Tbilisi.Z gruzińskim reżyserem Lewanem Cuładze, twórcą spektaklu, granego przez lalki, rozmawialiśmy podczas wczorajszej próby w Ośrodku Badań Twórczości Grotowskiego.
Adrianna Prodeus: Jesteś pierwszy raz we Wrocławiu?
Lewan Cuładze: Tak, a nawet pierwszy raz w Polsce. Przyjechaliśmy o drugiej w nocy i na razie niewiele widzieliśmy, ale już teraz mogę oświadczyć, że Wrocław po zmroku bardzo mi się podoba.
Z "Faustem" jeździliście po całej Europie, otrzymaliście już wiele nagród. Czego oczekujecie od wrocławskiego festiwalu?
- Bardzo chcieliśmy odwiedzić Polskę. Dobrze się składa, że najbliższy samolot do Tbilisi mamy dopiero w poniedziałek. Będziemy mogli zostać na całym Dialogu, obejrzeć sobie miasto, poznać ludzi - bardzo się z tego cieszę. Poza tym mamy taką zasadę: pokazywać się i oglądać innych, być widzem i aktorem, żyć festiwalem, świętem teatru.
Dlaczego oparłeś spektakl "Fausta" tylko na pierwszej części dramatu, a nie wykorzystałeś całości?
- Gdybym chciał zrealizować całość sztuki, powtórzyłbym właściwie to, co zrobili już inni. A poza tym potrzebowałbym jakichś... dwóch tysięcy lalek. Umieściłem akcję sztuki w szpitalu dla psychicznie chorych. Główny bohater jest jednym z pacjentów, co noc we śnie przychodzi do niego Mefistofeles i bohater staje się Faustem. Właściwie ciągle śni, przez co cała akcja jest jakby ujęta w nawias fantazji.
Używacie niemal tradycyjnych marionetek, gdy obecnie wiele teatrów szuka nowych form, zapominając o klasycznej lalce animowanej przez kilku aktorów.
Aktor nigdy nie wyrazi na scenie tylu uczuć co
lalka. To paradoks, ale lalka jest bardziejekspresyjna, ma w sobie więcej świeżości, naiwności. Lalka nigdy nie kłamie. Każdą marionetkę animuje u nas trzech aktorów. Oprócz tego na proscenium siedzi trzech aktorów podkładających głos pod lalki. Początkowo myśleliśmy, że takie rozwiązanie, kiedy widz może obserwować akcję i jeszcze ludzi mówiących kwestie bohaterów, będzie przeszkadzać w odbiorze, rozpraszać. Ale sprawdza się to świetnie.
Skąd taki pomysł na łączenie teatru lalek z próbą czytaną, jaką zwykle przeprowadza się w teatrach?
- Prawdę mówiąc, pamiętam z dzieciństwa taką scenę, kiedy siedziałem w studiu radiowym, obserwując, jak powstaje słuchowisko. Jako dzieciak podkładałem głos pod różne postacie w gruzińskich sztukach - często głupie albo śmieszne. Zafascynowała mnie sama sytuacja użyczania głosu, ożywiania lalek.
Mówi się, że w spektaklu nie wiadomo, czy aktor animuje lalkę, czy to ona prowadzi aktora. Co jest ważniejsze w Twoim teatrze: lalka czy aktor?
- Najważniejszy jest człowiek, który przychodzi do teatru. Robimy spektakle dla ludzi, chcemy ich zaczarować, uwieść. I nie chodzi tylko o krótki czas trwania spektaklu. W Tbilisi słyniemy z tego, że ludzie do nas przychodzą, przebywają z nami, jedzą, śpią. Jesteśmy swego rodzaju komuną. Lalkarze to trochę inny gatunek ludzi teatru, jesteśmy inni niż aktorzy dramatyczni, pracujemy jakby w sekcie. Najważniejsi nie jesteśmy my sami, ale nasz teatr.