Antyopera czyli Opera żebracza

"Opera żebracza",Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku

Dawno nie było w Płocku tak dużej sztuki śpiewanej, która jednocześnie posiada znaczną wartość literacką - mówił na konferencji prasowej Wiesław Rudzki, zapowiadając premierę "Opery żebraczej". Bardzo rzadko grywana sztuka Johna Gaya była w XVIII wieku niewątpliwym novum. Wtedy spektakl odniósł sukces. Dziś już chyba się zestarzał. Aczkolwiek przypominanie literatury teatralnej ma swoje dobre strony, płocka realizacja w XXI wieku broni się słabo.

Czy to problem tekstu, czy mało nośnego współcześnie przekładu sprawia, że przekaz spektaklu jest niejasny. Być może reżyser przecenił aktualność Opery żebraczej Zachowując oryginalny kształt tekstu, zbytnio mu zaufał. Co prawda Gay słynął jako autor aforyzmów i sporadycznie ze sceny padają złote myśli, szczególnie dotyczące relacji męsko-damskich, ale dla dzisiejszego widza, niegdyś zamknięte środowisko złodziei, bandytów, półświatka, nie jest już tajemnicą. Powstało zbyt wiele filmów, dokumentów, reportaży. Ba, nawet Brecht przeniósł bohaterów "Opery żebraczej" w bliższy mu XX wiek. 

Płocki spektakl jest skonstruowany na zasadzie "teatru w teatrze", ale widz śledzący ponad dwie godziny opowieści, zapomina o przyjętej konwencji. Tę operę wystawiają przecież żebracy na festynie, ale dopiero wyrazisty finał - nagła zmiana akcji, przywraca mu właściwą wartość. To w końcu miał być żart z poważnej opery i sposobu jej prezentacji w tamtym czasie. Jeśli już o bolączkach mowa, wadą spektaklu jest brak dynamiczności. Chociaż aktorzy śpiewają, tańczą, poruszają się w rytm muzyki granej na żywo, to szczególnie pierwszy akt dłuży się i wlecze. II część jest o wiele lepsza. I gdyby zacząć odświętnie ułożonego choreograficznie tańca złodziei to być może o całości mielibyśmy lepsze zdanie. Gdyby jeszcze świetnych muzyków posadzić bliżej widowni, nawet muzyka Johna Pepuscha zabrzmiałaby bardzo dobrze. 

Atutem spektaklu oprócz dobrej choreografii, przygotowanej przez aktorkę Katarzynę Annę Małolepszą, jest scenografia. Do pracy nad nią zaproszono ukraińskiego artystę Oleksandra Overuczka. Był to dobry wybór. Monumentalna, drewniana scenografia zajmuje sporą część sceny. "Gra" więzienie, knajpę, melinę złodziei, dom jurysty Peachuma. Wzorowana trochę na rzeczywistym londyńskim Tower, wprowadza w klimat intrygi. 

"Opera żebracza", jak sugeruje tytuł, nie obejdzie się bez partii wokalnych. Trudno powiedzieć, że aktorzy nie śpiewają. W roli kapitana Macheath wystąpił gościnnie Adam Biernat. Związany z teatrami muzycznymi, poradził sobie i wokalnie i aktorsko. Zapamiętamy go szczególnie z finału. Partnerowała mu Agata Sasinowska (Polly). Świeżo upieczoną absolwentkę Akademii Teatralnej w Warszawie widzowie oglądali już w inscenizacji "Drugiego pokoju" Zbigniewa Herberta. Reżyser powierzył jej znaczne partie solo i w duecie, które wykonała dobrze. Ale jest ich zdecydowanie za dużo. Jej rywalką o względy przystojnego kapitana jest Lucy (Katarzyna Anna Małolepsza). Bardziej wyrazista jako aktorka niż wokalistka. W scenie pikniku to ona jest górą. 

Rolę sprytnej matki Polly gra Hanna Chojnacka. Szkoda, że zaśpiewała głównie w mało dynamicznej części pierwszej, bo dysponuje dobrym głosem. Do roli Peachuma również zaproszono aktora z zewnątrz - Waldemara Czyszaka, znanego z seriali. Piotr Bała jako Lockit - dyrektor więzienia, jest przekonujący. 

Ogromnym sukcesem to przedstawienie nie będzie, ale jeśli ktoś chce zobaczyć fenomen wytupanego i wystukanego tańca w kajdankach, który wykonują: Bogumił Karbowski, Krzysztof Bień, Jan Kołodziej, Przemysław Pawlicki i Szymon Cempura, powinien Operę żebraczą zobaczyć. Także piękne stroje i piękne aktorki w nietypowych rolach dam z półświatka.

Lena Szatkowska
Tygodnik Płocki
13 lutego 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...