Ariadna w Operze Bałtyckiej

"Ariadna na Naxos" - reż: Marek Weiss - Opera Bałtycka w Gdańsku

Premiera dzieła Richarda Straussa odbyła się w Operze Bałtyckiej.

Domyślam się, że Marek Weiss-Grzesiński wybrał "Ariadnę na Naxos" Richarda Straussa jako pierwszą premierę jubileuszowego sezonu w Operze Bałtyckiej nie tylko dla niewątpliwych zalet partytury.

Libretto dzieła Straussa wydaje się skrojone dokładnie na miarę przekonań Weissa-Grzesińskiego na temat współczesnej kultury i roli, jaką ma w niej do odegrania wysoka sztuka. To, co niskie, stopniowo bierze górę nad tym, co w nas piękne i szlachetne, i jedynie sztuka - oraz miłość - są dla nas ratunkiem przed tą degrengoladą - takie wydaje się artystyczne credo Weissa-Grzesińskiego.

Podobne myśli zapisał w swojej operze Richard Strauss, już sto lat temu przeczuwając najazd kultury masowej, z jej tandetnością i agresywnością. Wystarczyło ustawić na scenie parę współczesnych gadżetów, np. automat z butelkami coca-coli, żebyśmy od razu poczuli się jak w domu.
Łatwość, z jaką Weiss-Grzesiński przenosi wydarzenia opery Straussa w nasze czasy, może nawet przeszkadzać. Ów automat z coca-colą, skórzane stroje, tatuaże, guma balonówa, fioletowy sztuczny penis, nogi na stole i popalane na scenie papieroski - wszystko to rysowane jest bardzo grubo, jednoznacznie, jak w czytance.
Do przerwy Weiss-Grzesiński pokazuje nam dwa naszkicowane grubą kreską światy - kultury masowej, z jej celebrytkami, takimi jak Zerbinetta (Aleksandra Buczek), skrzyżowanie Ciccioliny i Julii Rutowicz, oraz kulturę wysoką, która - szczerze to sobie powiedzmy - również ideałem nie jest, bo zanim Katarzyna Hołysz rozśpiewa się w drugim akcie jako Ariadna, w prologu jako Primadonna głównie strzela fochy operowej diwy, a jej otoczenie zabawia się przymierzaniem peruk. Między tymi światami nie ma kontaktu, nie ma więc też napięcia, akcji, dziania się. Na szczęście ten trochę dłużący się prolog ożywia świetny występ Ariany Chris jako Kompozytora.

Dla samej wokalnej i aktorskiej sztuki tej kanadyjskiej śpiewaczki warto się na gdańską "Ariadnę" wybrać.

Ale to wcale nie jedyny powód. Akt drugi, o wiele bardziej gęsty, nawiązuje do antycznego mitu o księżniczce Ariadnie, która pomogła Tezeuszowi pokonać Minotaura, a potem została przez swego ukochanego okrutnie porzucona na bezludnej wyspie. W inscenizacji Weissa-Grzesińskiego tą bezludną wyspą jest - sala szpitala psychiatrycznego.

Już w prologu mogliśmy się czuć cokolwiek upiornie, zamknięci wraz z artystami jak w studni w wielkiej po sufit dekoracji, imitującej czarną skórzaną tapicerkę, symbol bogactwa płacącego artystom za występ mecenasa. Ta sama skórzana dekoracja po sufit, tyle że po przerwie cała w zimnym seledynie szpitalnej sali, robi wrażenie jeszcze upiorniejszej, jeszcze bardziej bezdusznej. Na takim tle chora z miłości, porzucona Katarzyna Hołysz jako Ariadna ma doprowadzić do przemiany świata bezduszności, wulgarności i głupoty w świat piękna.
Ja w cud takiej przemiany, dzięki artystom Weissa-Grzesińskiego, uwierzyłem.

O powodzeniu "Ariadny na Naxos" zadecydował trafny casting, zwłaszcza do ról Kompozytora, Ariadny i Zerbinetty, choć z postaci drugiego planu należałoby wymienić przynajmniej bardzo dobrego aktorsko basa Piotra Lempę. Spójna i konsekwentna jest w tym przedstawieniu myśl reżysera. Dobrze z tym wszystkim współbrzmi prowadzona pewną ręką przez Jose Marię Florencio orkiestra.

"Ariadna na Naxos" jest też przy okazji ilustracją innego mitu - o Proteuszu, bogu, który potrafił dowolnie zmieniać swoją postać. Marek Weiss-Grzesiński pokazuje w swojej kolejnej gdańskiej premierze, że jest prawdziwym reżyserskim Proteuszem. Każde ze zrealizowanych za jego dyrekcji przedstawień jest, nawet jeśli stawia podobne pytania, inne, swoiste.

Sytuacja, w której operowy repertuar Opery Bałtyckiej będzie w tym sezonie, poza jedną "Halką", oparty wyłącznie na inscenizacjach dyrektora teatru, nie jest sytuacją normalną, ale nie można zaprzeczyć, że ma ona swoje uroki.

Jarosław Zalesiński
POLSKA Dziennik Bałtycki
3 listopada 2009
Portrety
Witold Malesa

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia