Asymetria

18. Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje 2016

Śmigła nad sceną, Śmigły-Rydz w tyle głowy, Agenda ONZ i Zrównoważone Miasto na łonie biało-czerwonej natury. „Odlecieć stąd 2" i karkołomnych kalek Rychcika ciąg dalszy? Zimno, zimno. Trop z innej bajki: niezwykła historia lokalnej wspólnoty na straży historii... pod dywanem parku. „Nasza klasa"? Mróz. Jeśli nie dekonstruktor Rychcik i nie rekonstruktor Słobodzianek, to kto?

Pytanie jest w zasadzie/ z zasady passe, bo trendy jest teraz nurt post-reżyserski. Ale warto... pytać, mówiąc po białostocku. Tym bardziej, że reżyser „Białej siły, czarnej pamięci" przewrotnie się w ten trend wpasowuje (nie tylko przez udział w konkursie sztuki reżyserskiej). Jak tygrys z Blake'a, czai się w gąszczu mroku. To nie teatr.

Ratajczak atakuje z elegancją, acz bezpardonowo. W roli przynęty obsadza Katarzynę Janowską – dyrektor artystyczna Interpretacji odnajduje się w konwencji tak naturalnie, że z dziecinną łatwością wpadamy w pułapkę. A może to zasługa konwencji? Wydaje się taka – no właśnie – naturalna. Grupa purystów językowych (aktorzy incognito) wcina się w zapowiedź spektaklu, a wywiedziona w pole publika reaguje poprawnym buczeniem w obronie słowa, które nie wymaga zapowiedzi. Zbiór reportaży o Białymstoku i kanwa „Białej siły..." odbił się szerokim echem w narodzie. I rykoszetem. Taki klimat. Multikulti. Ratajczak go podkręca, ale i komplikuje; wbrew kuluarowej opinii, to więcej niż dobre przedstawienie. Przegląd menażerii typ(k)ów polskich w skądinąd kunsztownym wydaniu aktorów Teatru im. Węgierki nie ma zatem większego sensu, a wręcz go wypacza. Bo każdy polski cham i kołtunka ma tu swojego empatycznego... doppelgängera. To nieprzewidywalność i łatwość metamorfoz budzi podziw i zgrozę w widowisku Ratajczaka. „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono". Czyli ile?

Poza kunsztem aktorskim, w tym, perfekcyjną grą zespołową (świetna synchronizacja i komunikacja – na scenie, raz po raz, wzbiera i zastyga brunatne tsunami), wrażenie dwubiegunowości wzmaga zabieg obsadowy – aktorzy grają podwójne role w spektaklu. Schizofreniczna skaza ujawnia się chyba najpełniej w jaskrawych wcieleniach Aleksandry Maj. Aktorka (?) bez mrugnięcia okiem przeistacza się z „dziuni w stroju disco-barokowym" w ultraprawicową okularnicę, żeby za chwilę objąć widzów zatroskanym spojrzeniem a la Ostaszewska i bronić demokracji. Kupujemy to bez mrugnięcia okiem. I jakiejkolwiek gwarancji.

A Ratajczak konsekwentnie nie ułatwia sprawy. Na niedomiar komplikacji, nicuje „Białą siłę..." polifonią Bacha i kontrastami z Vivaldiego – nie bez konsekwencji dla powabu symetrii widowiska, przy całej jej grozie. Światło też robi swoje. Chłodne fiolety i zielenie, nasycona czerwień i głęboka czerń wydobywają szlachetne faktury z tkaniny na drugim planie, który spływa raz taftą, raz aksamitem. Bal upiornych przebierańców.

Czy to jest człowiek? Ratajczak pyta za Primo Levim, póki czas, na swój sposób, tj. lokalnie, ale pytanie ma zasięg globalny („glokalny" w języku białostockich piewców innowacji). Poprzez konkret obnaża fundament, a raczej „błąd" w jego budowie – zło nie jest brakiem dobra. To widowisko ku utrapieniu serc. Ku przestrodze, z której i tak żaden tygrys nie skorzysta, nawet jeśli nauczy się jej na pamięć:
Czy się swym dziełem Ten nie strwożył,
Kto Jagnię lecz i ciebie stworzył
Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:
W jakim to nieśmiertelnym oku
Śmiał wszcząć się sen, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

 

Monika Gorzelak
Dziennik Teatralny Katowice
7 listopada 2016
Portrety
Piotr Ratajczak

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...