Ave czarny mnich

„Czarny mnich" - aut. Antoni Czechow - reż. Błażej Peszek - Teatr Stary w Lublinie

Spotkałem czarnego mnicha, zjawę, która raz na tysiąc lat nawiedza ziemię, jakie to szczęście, że to akurat ja miałem okazję wysłuchać jego mądrości.

W ostatni, bardzo wietrzny wieczór miałem przyjemność odwiedzić Teatr Stary w Lublinie, jest to jeden z najstarszych teatrów w Polsce, został utworzony w 1822 roku. Na jego terenie można obcować z wieloma dziedzinami sztuki, z filmem, muzyką, ale co oczywiście najważniejsze dla tego miejsca, z teatrem. To właśnie wydarzenie teatralne zawładnęło moim wieczorem, ponieważ przyszedłem tam na spektakl na podstawie opowiadania Antoniego Czechowa pt. „Czarny mnich" w adaptacji i reżyserii Błażeja Peszka.

Sztuka była obsadzona trzema, bardzo ważnymi dla polskiej sceny teatralnej artystami. Mnicha i Jegora Siemonowicza odgrywał Jan Peszek. Reżyser, pedagog ikoniczny aktor z ponad pięćdziesięcioletnim scenicznym doświadczeniem i liczonymi w setkach rolami teatralnymi oraz filmowymi. Postać Tani i często również narratora odgrywała Katarzyna Krzanowska, aktorka nieocenionego krakowskiego Narodowego Teatru Starego. W rolę Andreja wcielił się Błażej Peszek, jest to aktor, reżyser, pedagog teatralny oraz syn Jana Peszka, wspominam o tym nie bez powodu.

Adaptacja Błażeja Peszka nadaje nowych interpretacji postaci czarnego mnicha. W programie spektaklu można przeczytać, że reżyser porównuje postacie czarnego mnicha i nawiedzanego przez niego Andreja do Ojca i syna z ballady o Królu Elfów J.W. Goethego. Każe to nam zwrócić szczególną uwagę na aluzje nawiązujące do relacji ojca z synem. Błażej Peszek umieszcza postać mnicha w roli nie tyle złego doradcy, ale może i złego rodzica. Angażującego syna w szaleńczy pęd, który okazuje się dla niego niebezpiecznym żywiołem. Nadaje to osobistego wydźwięku słowom mnicha: „Dlaczego mi nie uwierzyłeś? Gdybyś mi wtedy uwierzył, że jesteś geniuszem, to nie spędziłbyś tych lat tak żałośnie i marnie".

Spektakl rozpoczął się, entuzjastycznym występem, postaci, która przypominała wodzireja na bankiecie z czasów PRL. Odgrywana była przez Jana Peszka, ubrana w świecący garnitur z doczepioną ozdobną kokardą, ciemne okulary i kapelusz. Jego występ deprecjonował ludzki gatunek i polecał popadnięcie w szaleństwo. Towarzyszyła temu, jak i całemu spektaklowi bardzo dobrze dobrana muzyka. Wydawało mi się, że w tej adaptacji tak właśnie przedstawiona jest postać czarnego mnicha. Z czasem trwania spektaklu doszło do mnie, że tak naprawdę istnieje kilka wcieleń mnicha, ja naliczyłem pięć, ale nie jestem pewny czy się nie mylę. Każde ze wcieleń, a szczególnie to pierwsze można było rozpoznać po charakterystycznej dla książkowego czarnego mnicha filozofii i podniosłości towarzyszącej jego ukazywaniu się.

Scena była podzielona na dwa plany przezroczystym materiałem, na jej tylnej ścianie rozpostarta była jeszcze druga już grubsza ściana płótna. Na każdej z nich komplementarnie wyświetlane były scenerie spektaklu. Podobał mi się taki zabieg jednak, przez niego sztuka była trudniejsza do interpretacji. Zastanawiałem, się czy ma znaczenie to, czy dany fragment tekstu mówiony jest z pierwszego planu, czy zza przezroczystej kotary, ponieważ aktorzy odgrywali swoje role na obu tych obszarach. W spektaklu było przecież kilka podziałów. Podział na ludzi nieprzeciętnych takich jak artyści lub naukowcy i pozostałych nazywanych pogardliwie przez czarnego mnicha „stadem". Katarzyna Krzanowska była zarówno narratorem, jak i Tanią. Jednak przynajmniej ja, nie odgadłem w grze na oddzielnych planach systematyki.

W spektaklu pojawiają się repetycje, prawdopodobnie dlatego, żeby uwydatnić w nim motyw oniryzmu. Na przykład Tania powtarzała wielokrotnie i w różnych miejscach spektaklu tekst o cierpieniu, którego doświadcza. Osobiście odrywało to od doświadczania spektaklu i powodowało, że był on tym bardziej tajemniczy. Również podwójne role aktorów, nie pozwalały mi na imersję. Dodatkowo opisy cierpienia, o których przed chwilą wspomniałem, były skrócone, a ich dramatyczność została stonowana względem tekstu źródłowego. Co ciekawe z moich prywatnych rozmów dowiedziałem się, że dla niektórych oryginalny tekst „Czarnego Mnicha" jest, aż przesadnie emocjonalny. Aktorzy często miewali do wypowiedzenia długie bloki tekstu, mimo to, podczas oglądania odniosłem wrażenie, że aktorom umyślnie odcięto dostęp do majestatycznych opisów przeżyć wewnętrznych. Wszystko to skłania mnie do wniosku, że ta adaptacja umyślnie stonowała, bardzo emocjonalne opowiadanie o czarnym mnichu.

Jeśli chodzi o grę aktorską to, najbardziej urzekła mnie Katarzyna Krzanowska. Była na scenie porządna jak sześcian błyszczącej stali, jej głos był bardzo przyjemny do słuchania, wyposażony w nutkę wytrawnej chrypki. Stroje każdego z aktorów, w każdej ich odsłonie były nieskazitelne, co prawda jak również realizacja muzyki i świateł, która składała się na tę unikatową adaptację.

Moim zdaniem najważniejszym zadaniem widza, podczas tego spektaklu jest zagłębienie się w przedstawione w nim relacje ojca z synem. Zarówno w kontekście czarny mnich – ojciec, Andrej – syn, jak i Jan Peszek – ojciec, Błażej Peszek – syn. Użyłem sformułowania, że widz ma jakieś zadanie wyznaczone podczas oglądania, ponieważ myślę, że to była trudna sztuka, może nawet sztuka dla artystów lub naukowców. Jak najbardziej poszedłbym na nią jeszcze raz, ale nie dlatego że mi się szczególnie podobała tylko dlatego, że jej nie rozumiem.

Bardziej doceniam inwencję twórczą reżysera, podziwiam ją jak wielkiego Cezara, niż darzę ją swoją sympatią.

Wojciech Lutomski
Dziennik Teatralny Lublin
9 marca 2023
Portrety
Błażej Peszek

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia