"Bakersfield Mist", czyli projekcja odwiecznych marzeń ludzkości

"Arcydzieło na śmietniku" - reż. Henryk Adamek - Teatr Rozrywki i Kandyd 2

Marzenia o milionach dolarów drzemiących w dziele sztuki to tylko pozornie główny wątek przedstawienia, które od 24 maja br. zobaczyć można na scenie kameralnej Teatru Rozrywki w Chorzowie. "Bakersfield Mist" - bo tak brzmi tytułu oryginału - to bowiem spektakl, w którym na plan pierwszy wysuwa się pełne ekspresji zderzenie dwóch światów, reprezentowanych przez duet postaci, ucieleśniających w stosunku pars pro toto wyraźnie nakreślone typy społeczne oraz powiązane z nimi obszary zjawisk i problemów.

Zawiązanie akcji następuje w chorzowskiej inscenizacji w chwili pojawienia się przed publicznością żywiołowej, doświadczonej życiowo postaci Maude Gutman (w tej roli Elżbieta Okupska), przechadzającej się po skromnie urządzonej wnęce do mieszkania, posiadającej wszelkie atrybuty przyczepy campingowej. Odwiedzający ją niespodziewanie, elegancko ubrany, elokwentny rzeczoznawca i koneser sztuki Lionel Percy (Dariusz Wiktorowicz), już w pierwszych chwilach trwania spektaklu staje się kontrastywnie przeciwstawionym symbolem - jak się później okazuje tylko pozornie - człowieka sukcesu, reprezentującego dystyngowany świat wyższych warstw społecznych, wchodzących w relacje z ludźmi pospolitymi tylko i wyłącznie w imię wielkiej sztuki, względnie dużych pieniędzy.

Czy dzieło Stephena Sachsa jest więc opowieścią o pieniądzach i wartości dzieł sztuki? Wydaje się, że nie. Sztuka ta jest bowiem pewnego rodzaju "polifoniczną" projekcją odwiecznych marzeń ludzkości o łatwym, dostatnim życiu, o uznaniu w obrębie własnego środowiska społecznego, egzystencji naznaczonej swoistą dystynkcją, w końcu o zapisaniu się na kartach historii jako jednostka wybitna, naznaczona pieczęcią szczęścia ut alta coeli. Choć fabuła zasadza się na rozmowach o potencjalnej i faktycznej wartości obrazu autorstwa Jacksona Pollocka i jego falsyfikatu, tak naprawdę w centrum uwagi pozostają kwestie o wiele ważniejsze: sprawa honoru, poczucia własnej wartości i tego, co w sztuce - i nie tylko w niej - jest prawdą, a co fałszem.

Silną stroną chorzowskiej inscenizacji jest gra aktorska. Henrykowi Adamkowi, reżyserowi czuwającemu nad realizacją całości przedsięwzięcia, udało się zaangażować i zsynchronizować prawdziwie wirtuozowski duet, znakomicie wydobywający niuanse językowe i stylistyczne ukryte w tekście sztuki, przełożonym z języka angielskiego przez Bogusławę Plisz-Góral. Dariusz Wiktorowicz, znany śląskiej publiczności teatralnej w ostatnim czasie przede wszystkim z cieszącego się dużym powodzeniem - wystawianego w duecie z Dariuszem Niebudkiem - "Męża mojej żony" Miro Gavrana, nie tylko w sferze werbalnej znakomicie wciela się w rolę prominentnego historyka sztuki. Przekonująca jest jego sugestywna mimika i gestykulacja, dobrze odgrywana wyniosłość, czy wręcz "mędrkowatość", ponadto uwagę widza przykuwać może umiejętność błyskawicznej zmiany tempa gry oraz niezwykle sprawne "usztywnianie się" i zamykanie w wymuszonym przebiegiem akcji gorsecie obyczajowym. Swoisty klimaks jego niezwykle elastycznej gry aktorskiej następuje w chwili wejścia w przestrzeń widowni i odśpiewania w konwencji musicalowej - jak wydawać by się mogło po części improwizowanej - opowieści o młodzieńczej fascynacji sztuką.

Powierzona mu w spektaklu misja - i tego aspektu nie sposób nie zauważyć - nie należy do łatwych, mając na uwadze cel finalny, jakim jest stawienie oporu impulsywności i żywiołowości jednej z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd Teatru Rozrywki, Elżbiety Okupskiej. Paradująca po scenie niepokorna Maud, ubrana w niebieską czapkę bejsbolową, popijająca alkohol i soczyście przeklinająca, od samego początku sprawia wrażenie postaci dominującej, do tego chcącej na własnych warunkach moderować przebieg akcji scenicznej. Nie sposób odmówić jej nieposkromionej wręcz siły ekspresji. (Nad)używane przez nią wulgaryzmy nie są jednak osadzone w orbicie tanich efektów specjalnych. Spektakl wyreżyserowany przez Henryka Adamka nie wpisuje się bowiem w żadnej mierze w modną ostatnio strategię przyciągania publiczności teatralnej poprzez stosowanie tanich tricków, takich jak występy przysłowiowych już golasów biegających po scenie, czy budowanie atmosfery skandalu, osiąganego za pomocą karczemnego języka, stającego się często - wbrew intencji pomysłodawców - wartością ujemną inscenizacji. Wulgaryzmy Maud (Elżbiety Okupskiej) to coś zupełnie innego, to forma ekspresji i pewien środek stylistyczny, który ma pokazać różnice klasowe, wyrazić niekłamane emocje oraz poglądy nieocenzurowane hamującym oddziaływaniem filtra afektywnego, cechującego przecież pełen skrępowania sposób wypowiadania się ludzi z tzw. wyższych sfer, których w spektaklu reprezentuje opisany powyżej Lionel Percy (Dariusz Wiktorowicz).

"Bakersfield Mist", lub jak chce polskie tłumaczenie "Arcydzieło na śmietniku", to poza tym sztuka, w której od pierwszej do ostatniej sceny odczuwalna jest pewna niezwykła aura. Nie bez zasługi jest w tym kontekście muzyka Rafała Smolenia, w sposób wycyzelowany akcentująca zwroty fabularne i punkty kulminacyjne akcji scenicznej, wykorzystująca w warstwie formy i treści motyw rytmiczno-melodyczny, nawiązujący do stylistyki muzyki country. Poza tym, co uznać należy za wizytówkę kompozytora znanego z wielu realizacji teatralnych - ścieżka dźwiękowa zinstrumentowana i zaaranżowana jest niezwykle starannie. Zasługą autora muzyki jest ponadto fakt nobilitacji dźwięku skrzypiec, które na płaszczyźnie treści powiązane zostają z obecnym w sztuce wątkiem - jak wynika z opowieści Lionela Percy'ego - odrzuconego przez krnąbrną publiczność wirtuoza tego instrumentu, Joshuę Bella, koncertującego anonimowo na wartym kilka milionów dolarów Stradivariusie. Paralele muzyczno-plastyczne obecne w spektaklu pełnią niewątpliwie funkcję ubogacającego rozszerzenia sposobu postrzegania sztuki i jej roli jako części kultury w szerokim rozumieniu.

Powracając zaś do kwestii aury przedstawienia: swój wkład ma w tym zakresie również scenografia autorstwa Barbary Wójcik-Wiktorowicz, urzekająca swoją harmonią, pomysłowością i bezpretensjonalnością. Rekwizyty obecne na cenie spełniają wyraźnie określone funkcje. Ich cicha egzystencja w tle dynamicznej akcji nie wpływa na zakłócenie organizacji przestrzeni sceny. Butelka whisky, szklanki z grubego szkła, skrzynka z pistoletem, umeblowanie wnęki kuchennej, blade oświetlenie lampy (przy której główni bohaterowie w zabawny i nieco przerysowany sposób starają się dokonać analizy oryginalności obrazu Jacksona Pollocka) - wszystko to składa się na elementy scenografii, nabierające nowych znaczeń dopiero wtedy, gdy włączone zostają w wartki przebieg akcji scenicznej.

Chcąc przedstawić całość realizacji w szerszym kontekście należy stwierdzić, że miłośnicy wydarzeń teatralnych w chorzowskiej "Rozrywce" i znawcy teatru w ogóle, poprzez obecność w repertuarze "Arcydzieła na śmietniku" Stephena Sachsa w reżyserii Henryka Adamka, otrzymali kolejną możliwość konfrontacji swojej wrażliwości z założeniami sztuki współczesnej, inscenizowanej na wysokim poziomie. Chorzowska realizacja "Bakersfield Mist" to bowiem niewątpliwie przedsięwzięcie wybitne. Jeżeli założymy, że jednym z wyznaczników sztuki wysokiej jest uruchomienie obszarów pamięci, które za pomocą uporczywych flash backów odświeżają sceny i sekwencje obecne w przedstawieniu, to warunek ten zostaje spełniony, gdyż opisywana realizacja pociąga ich za sobą niezwykle dużo. Wielowątkowo, po raz kolejny chciałoby się powiedzieć "polifonicznie" uformowane przedstawienie teatralne, nabiera cech przekazu wielokanałowego: zarówno słownego, jak i niewerbalnego. W konsekwencji "Arcydzieło na śmietniku", choć przykuwa uwagę widza siłą ekspresji słowa i warstwy retorycznej, równie silnie oddziałuje poprzez syntezę warstwy werbalnej, muzyki, efektów dźwiękowych oraz urokliwej scenografii.

"Bakersfield Mist" wymyka się skutkiem tego odseparowanym analizom autonomicznie rozszczepionych szczegółów, gdyż - jak przystało na dobrze skomponowaną syntezę sztuk - chłonie się ją wielokanałowo, różnymi obszarami zmysłowymi, chciałoby się powiedzieć: "całą skórą".

Tobiasz Janikowski
Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie
31 maja 2019
Portrety
Henryk Adamek

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...