Bardzo mocne otwarcie

"Cokolwiek stanie się" - reż: Hanna Strzemiecka

"Cokolwiek stanie się" w choreografii Hanki Strzemieckiej w wykonaniu Grupy Tańca Współczesnego Politechniki Lubelskiej na XV Międzynarodowych Spotkaniach Teatrów Tańca recenzuje Andrzej Z. Kowalczyk w Polskim Kurierze Lubelskim

Długo oczekiwana chwila wreszcie nadeszła - rozpoczęły się 15. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca. Nie była to jeszcze oficjalna inauguracja, z przemówieniami, podziękowaniami etc., ale to chyba lepiej. W ten sobotni wieczór bowiem niepodzielnie królowała sztuka i tworzący ją artyści.

Dwa fakty - zaproszenie na tę jubileuszową edycję Spotkań wielu wybitnych artystów, którzy już u nas gościli oraz to, iż ja sam towarzyszę festiwalowi od samego początku - sprawiają, że z pewnością niejednokrotnie będę miał sposobność (a czasem może nawet konieczność) nawiązywania do przeszłości i wyniesionych z niej doświadczeń i wspomnień. I właśnie odwołując się do nich mogę wyraźnie powiedzieć, że tylko raz - podczas również jubileuszowej, dziesiątej odsłony, kiedy zobaczyliśmy wznowienia legendarnych choreografii Paula Taylora - Spotkania miały tak mocne artystycznie otwarcie jak w tym roku.

Owym otwarciem był spektakl Grupy Tańca Współczesnego Politechniki Lubelskiej "Cokolwiek stanie się" z choreografią Hanny Strzemieckiej, pierwszą po kilkuletniej przerwie. O tym czasie artystycznego milczenia choreografki wspominam nie bez powodu. Albowiem oczekiwanie na premierę jej nowej realizacji było wypełnione pytaniem: czy zobaczymy swego rodzaju summę dotychczasowej twórczości Strzemieckiej, czy też będzie to otwarcie jej nowego rozdziału? Teraz, po obejrzeniu spektaklu muszę powiedzieć, że pytanie owo pozostaje otwarte. Owszem, są w nim motywy obecne w jej realizacjach od dawna - artystyczny eksperyment, fascynacja malarstwem (w tym przypadku - Leszka Strzemieckiego), nadzwyczaj precyzyjne wykorzystanie fizyczności tancerek (wielkie brawa dla zespołu GTWPL), wreszcie - rozległość możliwości interpretacyjnych. Można zatem rzec, że taką Strzemiecką znamy. Ale byłaby to półprawda. Bowiem wszystkie te motywy widziane są przez twórczynię i pokazane z nowej perspektywy. Przetworzone przez nabyte z latami doświadczenia. A to pokazuje jej twórczość nie jako zbiór poszczególnych realizacji, lecz proces, który trwa nieustannie i trwać powinien. Mówiąc wprost: tytuł spektaklu - "Cokolwiek stanie się" - chciałbym móc uzupełnić w imieniu autorki dalszym ciągiem - " ja będę do was mówić".

Nie to jednak przede wszystkim spowodowało, że wystawiam realizacji Strzemieckiej notę najwyższą. Motywem owym jest warstwa muzyczna, a mówiąc ściśle - sposób funkcjonowania muzyki w tym spektaklu. Powiedziałbym, że muzyka jest tu obecna niejako a rebours. Cała pierwsza część przedstawienia jest dźwiękowo wypełniona odgłosem pracy urządzenia o skomplikowanej nazwie Acoustilyzer AL1 STI-PA Test Signal V1.1, czyli mówiąc wprost: hałasem. Ale przez ów hałas od czasu do czasu przebija się po kilka taktów "Bolera". I tu pojawia się zjawisko niezwykłe. Utwór Ravela jest tak powszechnie znany, że owych kilka taktów wystarczy, by pojawił się i rozwijał w podświadomości odbiorcy. Muzyka zaczyna funkcjonować na poziomie psychologicznym. Ale to jeszcze nie wszystko. Owa "rozbrzmiewająca" wewnątrz nas muzyka powoduje, że sami dokonujemy jej wizualizacji, a pojawiające się na scenie tancerki stają się w naszych oczach instrumentami podejmującymi kolejno wiodący motyw. To zaiste niezwykłe doświadczenie. A potem techniczne odgłosy ustają i już bez przeszkód słuchamy "Bolera". I następuje kolejne zaskoczenie: muzyka - choć teraz doskonale słyszalna - przestaje być najważniejsza, staje się jedynie tłem. Na plan pierwszy wysuwa się strona wizualna - świetne solo Eweliny Drzał, będące rodzajem wariacji tancerki na "zadany" przez choreografkę temat. Patrzenie na ten taniec to najczystsza przyjemność, której opisać się nie da; trzeba ją po prostu przeżyć.

Podczas wszystkich dotychczasowych edycji Spotkań samoistnie stworzyła mi się niespisana kronika najlepszych spektakli. A wśród nich są takie, które wciąż "tkwią" we mnie; wystarczy przymknąć oczy, bym zobaczył je wyraźnie. Najnowsza realizacji Hanny Strzemieckiej wczoraj do nich dołączyła.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
8 listopada 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...