Berlińska aria w szczecinskiej Operze

"Frau Luna" - Opera na Zamku w Szczecinie

Senna podróż na księżyc i z powrotem to idealny motyw dla pełnej blasku i humory operetki. Z takiego założenia wyszedł także kompozytor Paul Linke i Otto Schneidereit - twórca nowego libretta dla widowiskowej "Frau Luny" w Operze na Zamku.

Była to premiera niezwykła ponieważ pierwsze odegranie "Frau Luny" miało już miejsce wcześniej, na scenie w Schwedt, z którą szczecińska Opera współpracowała przy tworzeniu spektaklu. Dzięki polsko - niemieckiej kooperacji poznajemy humorystyczną historię młodego wynalazcy - marzyciela Fritza Steppke, który na początku XIX wieku postanawia latać na księżyc. Dzięki magii snu i wybujałej wyobraźni Frizt, jego przyjaciele z Berlina i kilkuset widzów szczecińskiej Opery udają się wspólnie do królestwa Frau Luny. Tu marzenia i rzeczywistość zbiegają się w jednym punkcie, pokazując młodemu Steppke, co jest w życiu naprawdę ważne. 

Ta bajeczna wręcz historia okraszona jest żywiołową muzyką i entuzjastycznymi ariami, które zgodnie z zamysłem kompozytora miały reprezentować największe atuty berlińczyka, czyli czułość, przedsiębiorczość i wigor. To się z pewnością udało, bo po przedstawieniu trudno byłoby wyjść z myślą o innych przymiotach mieszkańców tego niedalekiego miasta. Problem tylko w tym, że, niekoniecznie celowo, ale jednak, utwory te zaczęły w końcu przypominać propagandowe pieśni, mające jeden tylko cel - budować w widzach uwielbienie dla Berlina, zapominając o innych znaczących walorach tej operetki.

A było ich sporo. Po pierwsze, ciekawe, trzymające w napięciu libretto. Idealnie zgrana, świeża muzyka, która jak na operetkę przystało, ma nas efektywnie rozbawić. I co urzekło, akurat w tej wersji sztuki - to scenografia i kostiumy, które blaskiem raziły po oczach. Nie jest to jednak złe, skoro całą sztukę utrzymujemy w takiej właśnie stylistyce - w końcu jesteśmy na księżycu i mamy do czynienia z prawdziwymi gwiazdozbiorami.

Całość jest naprawdę dobrze wyreżyserowaną i zagraną, żwawą i lekką operetkę, typową dla końca XIX wieku w Niemczech. Aktorzy, głównie z tetaru w Schwedt, mieli na scenie więcej do zagrania niż do zaśpiewania, ale pojawia się kilka smacznych kąsków, jak np. utwór "Schenk mir doch ein kleines bisschen Liebe" duetu Ines Heinrich, jako Ella i Cezarego Morawskiego, jako policjanta, czy końcowa "Das macht die Berliner Luft, Luft, Luft", odśpiewana wspólnie przez wszytskich aktorów z towarzyszeniem chóru.

Agata Pasek
stetinum.pl
10 maja 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...