Bez Hamleta albo z Hamletami dwoma?

16. Festiwal Szekspirowski w Gdańsku.

XVI Festiwal Szekspirowski potwierdził po raz kolejny prawdę znaną oraz niekwestionowaną pobieżnemu nawet obserwatorowi i konsumentowi kultury: to najważniejsze, najbardziej inspirujące intelektualnie zdarzenie w województwie pomorskim. W tym roku bardzo różnorodna propozycja, szczególnie w przeglądzie SzekspirOFF, obejmowała tradycyjne spektakle w przestrzeniach teatralnych, prezentacje teatru ulicznego, lalkowego, słuchowisko, performance, kabaret, chór, filmy, monodramy.

Zobaczyliśmy gwiazdy europejskiego teatru, studentów, dzieci i amatorów. Ciekawy program edukacyjny obejmował warsztaty, wykłady w ramach Letniej Akademii i międzynarodowe seminarium edukacyjne. Festiwal Szekspirowski rozgrywał się głównie w Trójmieście, ale w ramach Regionaliów zawitał w tym roku do Helu, Gniewina i Tczewa,  a powodów technicznych także do Bydgoszczy. Choć główne dania serwowano między 27 lipca a 5 sierpnia, to aperitif można było smakować już od 1 czerwca na Dolnym Mieście w ramach pierwszej odsłony projektu SzekspirOFF.  Różnorodność formalna i tematyczna potwierdziła drugą oczywistą oczywistość, że kosmos Szekspira jest niekończącą się inspiracją.  Już XVIII Festiwal ma się rozegrać w nowej siedzibie, dzięki czemu Jerzy Limon i jego ambitna ekipa wstrząsać będą Gdańskiem regularnie.

Nie było elementu czy tematu, który wiązałby większość prezentacji, ale dość charakterystycznym zabiegiem, stosowanym przez wielu inscenizatorów były zamiany i multiplikacje postaci (choćby  w rumuńskiej „Burzy” Sorin Leoveanu gra Mirandę i Kalibana, a Rose Khairullina tytłową postać w petersburskim „Królu Learze”). Najdalej w odkryciach archeologicznych zaszedł Marcin Liber, który w swoim „Makbecie” sugeruje romans Dunkana z Lady Makbet i zabija Donalbeina rękoma, a dokładniej strzałem z rewolweru przez jego brata, Malkolma.

Mimo większego niż w zeszłym roku budżetu (1 300 tys., dla porównania w latach poprzednich: 2009 rok – ok. 2 mln złotych, 2010-1 600 tys,. 2011- ok.800 tys. zł) rozczarował nieco Przegląd Główny, nie ustrzeżono się także, niestety, przed zbyt dużą liczbą wpadek organizacyjnych.

Najczęściej oglądaliśmy „Hamleta”. Festiwal rozpoczął się od spektaklu bez Hamleta (włoski „Amleto”) a zakończył prezentacją z dwoma Hamletami („Hamlet” z Hamburga) – w sumie 5 prezentacji o niepokojach duńskiego księcia. Ponadto dwie „Burze” i po jednym” „Ryszardzie III”. „Królu Learze”, „Opowieści zimowej” i „Makbecie”.

Festiwalowe hity

To oczywiście dwa ostatnie spektakle. Współprodukowana także przez Festiwal Szekspirowski „Burza” to popis rumuńskich mistrzów: reżysera Silviu Purcărete oraz scenografa Dragoşa Buhagiara. Proste pomysły, zabawa w teatr, czarowanie widza tym, co stanowi o istocie teatralności spotkania, to najważniejsze elementy spektaklu Silviu Purcărete.  Przyjemnie jest opuszczać teatr z poczuciem uczestniczenia w tajemniczych przemianach postaci, których istoty nie można zwerbalizować łatwo i szybko. Trochę jak w niepokojącym śnie, co może gnębić wielokrotnie.

Finał XVI Festiwalu Szekspirowskiego spełnił wszystkie zakładane oczekiwania teatromana. Wyjątkowa inscenizacja „Hamleta”, specjalnie przygotowana na potrzeby i możliwości gdańskie (w macierzystym Hamburgu jest bogatsza o czterotonowy "żyrandol" złożony ze strojów Hamleta z różnych epok) wysoko rangowanego w Europie Luka Persevala oraz pospektaklowe spotkanie z nim i zespołem, okazały się przyjemnym zwieńczeniem największego wydarzenia teatralnego w naszym regionie, trwającego od 27 lipca do 5 sierpnia Festiwalu. Nic nie cieszy bardziej poszukiwacza artystycznych uniesień, jak komplementarna dawka pozytywnych emocji związanych ze sztuką.

Spektakle uzasadnione

To na pewno propozycje słowiańskie. Macedoński „Hamlet” zdominowany jest przez postać tytułową, która jest popisem Dejana Liucha. Jego Hamlet kryje się pod maską szaleństwa, by nie zwariować w świecie bez norm i zasad.  Wirtuozersko porusza się w krainie absurdu, przejmuje kontrolę nad pozostałymi, choć nie uniknie zagłady, to jest jednak zwycięzcą. Przypominający momentami Włodzimierza Wysockiego aktor wiarygodnie pod względem psychologicznym buduje postać samotnego wojownika, którego orężem jest inteligencja i przebiegłość. Dejan Projkovski reżyser przedstawienia ze Skopje, poszedł prostą drogą za Szekspirem – nie naprawiał go, nie zmieniał, nie dopisywał. Poznajemy dzieje Hamleta według literackiego porządku, już po wyczerpaniu historii pojawiają się charakterystyczne pojemniki na śmieci i pracownicy firmy „Fortinbrass”, którzy sprzątają scenę po krwawym finale.

Wielu widzów wysoko  plasowało propozycję rosyjską. Dzień przed pokazem w „Gazecie Wyborczej” ukazał się dwustronicowy wywiad Romana Pawłowskiego z Konstantinem Bogomołowem,  kreujący reżysera na ikonę rosyjskiego teatru alternatywnego, co ściągnęło nadkomplet widzów w I akcie (w II zrobiło się luźniej) do Sopockiej Sceny Kameralnej teatru Wybrzeże. Reżyser spektaklu „Lear. Tragikomedia” (na użytek gdański w podtytule zamieniono trgikomedię na komedię) podjął słuszną polemikę z mitami własnego narodu, ogołacając i odbrązawiając pomniki, naruszając tabu, wchodząc w artystyczny konflikt ze schematami. Tak przynajmniej sam zapewnia. Chcąc nadać wyraz swojemu niezadowoleniu i brakowi perspektyw na ojczystej ziemi, podjął się karkołomnego, bo obarczonego dużym ryzykiem politycznej interwencji, zadania uświadamiania narodu i świata w kwestiach sprawiedliwości i pamięci o krzywdzie. Wiadomo, że cierpienie zadawane w imię wyższej konieczności, sprowadzone do zagadnienia moralnego, może pognębić dotkliwie samego „badacza” jego natury, która nie „bierze jeńców”.  I tak jak do dzisiaj żyją „strażnicy” (sic!!) tajemnic Trzeciej Rzeszy na ziemiach polskich, np. w Górach Stołowych, tak żyjących strażników jedynej słusznej prawdy w Rosji musi być naprawdę sporo. Chronić trzeba mit silnej jednostki i państwa wbrew wszystkiemu, nawet gdyby polec miała sztuka i wiara w jedyną słuszną rację i największego artystę. Kołowrotu wynaturzeń i wypaczeń nie da się tak łatwo zatrzymać, mając za oręże jedynie uświadomioną ideę sprawiedliwości.

Poziom konkursu o nagrodę Złotego Yoricka obniżył brak „Opowieści  afrykańskich według Szekspira” Nowego Teatru z Warszawy (według wielu) oraz „”Hamleta” w reżyserii Pawła Szkotaka (według nielicznych). Nieobecność najnowszej propozycji Krzysztofa Warlikowskiego  spowodowana została powodami obiektywnymi (za drogi spektakl), poznańskiego subiektywnymi (niska ocena pracy reżysera). Ostatecznie do finałowej rozgrywki dotarły trzy realizacje.

„Burza” Mai Kleczewskiej była na pewno najbardziej dyskutowanym przedstawieniem przeglądu. Wzbudzała skrajne opinie i mocno podzieliła festiwalową publiczność. Tekst jako pretekst do zabawy w „doktora”, psychologa, choć bardziej psychiatrę, stawiającego tezę o podłożu cierpienia, zaburzonych relacjach rodzinnych i rozwiązaniach mogących zwykłego (choć „zarażonego”) człowieka wprowadzić w niezły zamęt, to naprawdę dużo. Emocje widza nie są kierowane w stronę postaci dramatu, a w sposób typowy dla uczestnika wydarzeń przekroczeniowych, kierują się ku inscenizacji jako całości i reżyserce. Przekroczenie dotyczy faktu, że dla Kleczewskiej nie autor ponadczasowego tekstu jest ważny, ani widz, bombardowany obrazami (skojarzeniami, „odpryskami” znaczeń, chaosem), tylko akt twórczy, w którym oto aktorzy poddali się wariacjom na temat psychologii. Reżyserka udowodniła wcześniejszymi spektaklami, że potrafi znakomicie pracować z aktorem, otwierać go, „oswajać”. Bliskie metodzie Stelli Adler sami aktorzy nazywają aktostwem "ryzykownym". Niestety,  miałam wrażenie, że tym razem reżyserka "Babel"  podporządkowała sobie aktora, a wręcz ośmieszyła (szczególnie dotyczy to jednego z artystów). Aktorska ekipa z Teatru Polskiego wypadła mniej przekonywująco, można było odnieść momentami wrażenie, że gra wbrew sobie.

Przed nami wojna o surowce, pewnie najpierwsza będzie potyczka z Iranem. Trwa propagandowe przygotowanie do uzasadnienia agresorskich działań wojennych. Grupy specjalistów od pr-u dysponujące nieograniczonymi budżetami tworzą wizerunek wroga w świadomości społecznej. Pamiętni żenującej prezentacji generała Powella przed atakiem na Irak, pewnie zobaczymy coś absolutnie specjalnego.  Prosta, acz bardzo sugestywna scenografia Mirka Kaczmarka wprowadza nas w świat „Makbeta” w  reżyserii Marcina Libra.  Na półkolu zamykającym  głębię sceny widzimy na krwawym tle  płonące, nowojorskie dwie wieże, Jezusa ze Świebodzina, ruiny pasujące do Bliskiego Wschodu, płonący samolot, czarne ptaki wojny.  Wśród znaczących rekwizytów torby reklamówki z „Tesco” i piwo Wojak. Pomysłowe wykorzystanie przestrzeni poprzez projekcje filmowe nad sceną, aktorzy zagospodarowują także widownię, wszyscy jesteśmy na wojnie. Szczecińska propozycja to nie pierwszy „wojenny” „Makbet” w ostatnich latach ( choćby pamiętny „Macbeth” Grzegorza Jarzyny w hali przy Waryńskiego na Pradze), ale tym razem nie mamy wątpliwości, że rzecz się dzieje po polskim, nierozliczonym publicznie udziale w wojnach w Iraku i Afganistanie, po zamiecionych pod dywan aferach z bazą CIA, po ujawnionych torturach, jakie stosowali Amerykanie. Ten „Makbet” jest bardzo blisko nas. (zobacz więcej w naszej recenzji) Mocny, sugestywny i zbuntowany „Makbet” ze Szczecina także miał swoich zwolenników, ale ostatecznie zwyciężył spektakl najbliższy teatru środka, czyli „Ryszard III” Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego.

Wiśniewski narzucił tempo, postaci zmieniają się ustawicznie, dochodzą niepostrzeżenie, wyłaniają się z ciemności z wydzielonych części sceny. Płynność scen powoduje, że widz nie może narzekać na monotonię chronologiczną, czyli okrojoną personalnie i fabularnie historię rodzin. Znużenie spowodowane jest brakiem energii, choć można by to nazwać brakiem prawdy w emocjach, jakie odzwierciedlają aktorzy. Nie przeraża zbrodnia, ani strach tych, którzy wiedzą, że zginą. Brak deklaratywności reżyserskiej w ocenie postaci można odebrać w kategoriach pewnej maniery, co powoduje, że widz skupi się na estetyce przedstawienia, nie problemie. Drugi akt zdecydowanie dynamiczniejszy od pierwszego, dzięki wręczeniu publiczności chorągiewek potrzebnych do aplauzu podczas koronacji, grze Buckinghama czy pewnym „odkryciu” psychologicznym tytułowego bohatera nie doprowadził jednak do mocnego zakończenia. Finałem jest koronacja, nie obalenie i śmierć Ryszarda III.

Propozycje nie na i nie w tym miejscu

Festiwal rozpoczął najsłabszy i pretensjonalny włoski „Amleto”. Ostatecznie pozostają w pamięci: infantylne odkrycia w rodzaju „Hamlet" jest metatetralny i wszyscy jesteśmy Hamletami, nachalne, niedomyślane wykorzystywanie środków wyrazu (…)Zostaje, już na plus, tytułowa piosenka, za co druga gwiazdka. „Amleto" to doświadczenie kuriozalne i niepotrzebne.

Obecność teatru społecznego na Festiwalu Szekspirowskim nie dziwi, tylko wzbogaca formułę. Na pewno lepszym miejscem dla niego byłby przegląd offowy, ale najlepszym rozwiązaniem byłoby odświeżenie formuły. Model community play, który po raz kolejny zaprezentował Teatr Parrabola, po prostu nudzi, a w tym roku nie było silnego akcentu lokalnego, który uzasadnia takie projekty. Inspiracją może być np. model teatru społecznego, jaki zrealizował choćby Luk Perceval przed premierą „Hamleta”, ale pomysłów na nienudny teatr społeczny jest zdecydowanie więcej.

Zdecydowanie lepszym miejscem dla propozycji Adama Walnego byłby przegląd offowy. Walny Teatr to teatr przedmiotu, jak mówi o nim sam twórca. W teatrze przedmiotu aktor pełni rolę niezbędną, ale podrzędną, użytkową. Przede wszystkim uruchamia, ożywia, rozpędza przedmioty. Czasem daje im głos, a czasem uśmierca. To teatr szczegółu, w którym, jeśli zagrają wszystkie okoliczności i składniki, możemy doznać olśnienia. Z dwóch przedstawionych propozycji ciekawsza była ta w duecie z duńskim kompozytorem zamieszkującym w Holandii.Lars Kynde ma swoją teorię muzyki, buduje nowe instrumenty i tworzy nową muzykę. W Sali Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie poznaliśmy dźwięki Elsynoru, jakie wydawały machiny zbudowane przez Duńczyka i uruchamiane wespół z Adamem Walnym. Półgodzinny spektakl przywołał wspomnienia „Karbido" i „Małych instrumentów", świetnych wrocławskich zespołów, które specjalizują się w szukaniu nowych dźwięków i nowych instrumentów. Prezentacja była jednak zbyt statyczna, by porwać publiczność złożoną z dorosłych i dzieci.

Do poprawki

Nawet na tak świetnej imprezie jak Festiwal Szekspirowski, zdarzają się przykre wpadki. Pierwsza i ogromna to oczywiście napisy. Organizatorzy na głównej stronie i we wszystkich materiałach informowali, iż wszystkie spektakle nurtu głównego są tłumaczone na język polski oraz na język angielski. Niestety z 11. tytułów: aż 4 nie miały napisów w ogóle (1 na specjalne życzenie teatru), w 6. następnych były mniejsze lub większe problemy i tylko w ostatnim było wszystko tak jak trzeba: napisy w obu językach i w czasie.

Oczywiście towarzystwo Jarmarku Dominikańskiego tłumaczy wiele, ale można mimo wszystko spróbować zapewnić lepsze warunki do występu zespołów choćby przez orientacje, co się będzie działo w danym czasie na Jarmarku. Szkoda, że nie było możliwości zobaczenia finałowej parady, jak i uzyskania dokładnej informacji na jej temat.

Najlepsze z XIV Międzynarodowego Festiwalu Szekspirowskiego

spektakl
„Hamlet”, Teatr Thalia z Hamburga

reżyseria i choreografia
Silviu Purcărete za „Burzę” Teatru Narodowego Marin Sorescu w Krajowej (Rumunia)

pierwszoplanowa rola kobieca
Rose Khairullina za tytułową role w spektaklu „Lear. Tragikomedia” Teatru Prijut Komedianta z Petersburga

pierwszoplanowa  rola męska
Sorin Leoveanu za role Mirandy/Kalibana  w „Burzy” Teatru Narodowego Marin Sorescu w Krajowej (Rumunia)
Dejan Liuch za tytułową rolę w „Hamlecie” Teatru Dramatycznego w Skopje

drugoplanowa rola żeńska
Anna Januszewska za rolę Hekate w „Makbecie” Teatru Współczesnego w Szczecinie

drugoplanowa rola męska
Tomasz Schuchardt za rolę  Tyrrella w „Ryszardzie III”  Teatru im. Stefana Jaracza  w Łodzi

muzyka/opracowanie muzyczne i wykonanie
Jens Thomas, „Hamlet” Thalia  Theater

scenografia i kostiumy
Dragoş Buhagiar za „Burzę” Teatru Narodowego Marin Sorescu w Krajowej (Rumunia)

światło
„Burza” Teatru Narodowego Marin Sorescu w Krajowej (Rumunia)

scena
Burza piaskowa z „Burzy” w reżyserii Mai Kleczewskiej Teatru Polskiego im. Hieronima Konieczki z Bydgoszczy

Malina
“Amleto” Teatro del Lemming z Rovigo (Włochy)

Katarzyna Wysocka, Piotr Wyszomirski
Port Kultury
8 sierpnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia