Bez tańca nie oddycham

Z Zofią Grażyńską, tancerką, rozmawiała Katarzyna Nowicka

- Taniec jest doznaniem bardzo zmiennym. Raz jest lekarstwem, a raz wyzwaniem. Koi i pobudza. Ma bardzo wiele różnych czynników, które wpływają na nasze życie. Można wiele wyrazić i można z niego bardzo dużo czerpać. Jest dla mnie jak tlen, bez niego nie mam czym oddychać. Tak, bez tańca nie ma życia - opowiada Zofia Grażyńska, tegoroczna laureatka Medalu Młodej Sztuki 2020.

Katarzyna Nowicka: Jesteś jedną z laureatek tegorocznej edycji Medali Młodej Sztuki 2020. Nagrody przyznawanej przez redakcję "Głosu Wielkopolskiego" najbardziej utalentowanym młodym artystom z Wielkopolski.

Zofia Grażyńska - To jest ogromne wyróżnienie. Zwłaszcza kiedy czuję, że jest wielu innych wspaniałych artystów i tancerzy, którzy również zasługują na taką nagrodę. Aczkolwiek nie twierdzę, że na nią nie zasługuję, ponieważ bardzo ciężko na to pracowałam. Myślę też, że nic się nie dzieje bez przyczyny. Doszłam do takiego punktu w życiu, gdzie chciałoby się osiągnąć coś więcej niż tylko ukończenie szkoły baletowej, studiów, czy zdobycie pracy w tym zawodzie.

Taka nagroda stanowi motywację do dalszego działania, czy jest po prostu symbolicznym zamknięciem pewnego etapu?

- I tak, i tak. W pewnym sensie ta nagroda zwieńczyła moją dotychczasową pracę. Uważam, że to nad czym tak ciężko pracowałam, zostało docenione. Z drugiej strony, nie oznacza to, że mam teraz przestać nad sobą pracować. Wręcz odwrotnie. Zawsze dawałam z siebie sto procent, ale teraz muszę zacząć dawać z siebie jeszcze więcej. Żeby zaznaczyć, że rzeczywiście zasługuję na tą nagrodę.

Jak się czujesz w obecnej rzeczywistości? Z pewnością zaburzyła ona wiele Twoich planów na najbliższe tygodnie, miesiące, może nawet lata.

- Na początku tego nie odczułam, wręcz cieszyłam się, że mam parę dni wolnego. Nie przewidywałam, ile to będzie trwać. Znalazłam na tę sytuację kilka sposobów, jak chociażby lekcje internetowe w Szkole Tańca i Baletu Fouette, w której pracuję. Z teatrem też rozwiązujemy pewne sprawy wirtualnie, spotykamy się i omawiamy projekty zdalnie, prowadzimy wspólne rozgrzewki, nagrywamy filmiki mające podtrzymać kontakt z naszymi widzami, za którymi nam tęskno. Teraz odczuwam, że tak naprawdę odcięło się nas, artystów, od tego, co tak naprawdę kochamy. Czuję, że zabrano mi bardzo ważną część mojego życia i mnie ograniczono. To tak, jakby zamknąć kogoś w klatce, a jednocześnie ustawić wokół niego wszystko to, co kocha. I właśnie tak się czuję, jakbym miała to na wyciągnięcie ręki, a nie mogłabym tego sięgnąć. Oczywiście, mogę zawsze coś nagrać i podzielić się tym ze światem, ale to nie to samo. Największą satysfakcję odczuwam, kiedy jest kontakt między mną a widzem. Kiedy mój taniec jest formą dialogu, a nie monologu. To nie sam teatr jest magiczny, tylko przede wszystkim ludzie, którzy tworzą to miejsce.

Dlaczego taniec?

- Podobno już w brzuchu mamy ćwiczyłam swoje taneczne podrygi. Zanim się urodziłam, to już wiedziała, że lubię tańczyć. Zaczęłam chodzić na zajęcia baletowe do wspomnianej szkoły Fouette. A co ciekawe, po tylu latach wracam do tej szkoły w roli pedagoga tańca. W moim życiu jak dotąd nic nie działo się bez przyczyny. Gdy miałam 10 lat, moja mama przedstawiła mi Ogólnokształcącą Szkołę Baletową im Olgi Sławskiej-Lipczyńskiej. Wtedy, jako dziecko, miałam wyidealizowane wyobrażenie o tańcu klasycznym i zawodzie baleriny. Nie zdawałam sobie sprawy z natężenia pracy i dyscypliny, z jaką wiąże się ta dziedzina. Taniec był dla mnie przyjemnością, czymś co mnie budowało. Nie miałam świadomości, że będę stała po sześć godzin przy drążku i wykonywała te same ćwiczenia bez przerwy. Rzeczywiście, szkoła baletowa jest szkołą życia. W pierwszej klasie, stojąc w różowym kostiumie przy drążku, zastanawiałam się: gdzie jest ta piękna, stercząca spódniczka z falbankami? Ta, w której wyobrażałam sobie siebie jako tancerkę?

Nagrodą za ciężką pracę były spektakle w teatrze, kiedy instytucje zapraszały dzieci do udziału w spektaklach jako statystów, praktykantów scenicznych. Dzięki temu ciężka praca na sali baletowej była zauważalna na scenie. Całymi tygodniami czekałam na to, żeby znowu zaprosili nas do teatru. Jako dziecko myślałam, że to wszystko jest takie różowe i piękne. Wszystkie tancerki są na pewno uprzejme, a może nawet są wróżkami. Taki platoński ideał piękna rodził się w głowie dziecka, a później następowało zetknięcie z rzeczywistością. Traciło się pasję. To taka granica, którą trzeba było przejść. Zwłaszcza czas ostatnich lat liceum, a zatem 8 i 9 klasa w szkole baletowej. Wtedy następuje zwrot i przychodzą różne myśli: "Jest tyle zawodów. Czy to jest potrzebne? A może lekarz?" Kiedy ostatni raz miałam kontakt ze szkołą baletową, jako uczennica, czyli był to mój dyplom w Teatrze Wielkim, poczułam te dziewięć lat pracy, stojąc pośród koleżanek i kolegów. W tym momencie uświadomiłam sobie, że warto było skończyć tę szkołę i udowodnić sobie, że poprzez taniec, jestem w stanie wyrazić naprawdę bardzo wiele. Człowiek, dzięki kulturze, funkcjonuje na zupełnie innym poziomie. Dostrzegamy piękno wokół, a ono wpływa na nasze emocje. Najpiękniejsze uczucie to to, kiedy wychodzi się na scenę i można przeżywać sztukę wraz z widzem, a po wyjściu z teatru emocje są nadal z nami. To jest bezcenne!

Specjalizujesz się w tańcu klasycznym i współczesnym. Oba rodzaje są Ci tak samo bliskie, czy jednak płynność i plastyczność ruchu tańca współczesnego, a może pewne ramy tańca klasycznego, są Ci bliższe?

- Zdecydowanie taniec współczesny. Taniec klasyczny jest ze mną od dziecka. To jest podstawa do budowania wszystkich innych technik. Ćwiczy równowagę i świadomość ciała. Jednak to mi nie wystarcza. Taniec klasyczny jest dla mnie zbyt wąską formą. Choć bardzo doceniam tą technikę, nie jest dla mnie tak inspirujący i nie czerpię z niego tyle radości, co z tańca współczesnego. Uwielbiam wyrażać siebie poprzez język ruchu - Gaga - który bardzo mnie rozwinął. Powiedziałabym nawet, że bardziej niż taniec klasyczny, ponieważ zaczęłam używać w ciele nowych mobilności, ruchów, zasięgów. Poczułam stosunek ciężaru do grawitacji, gdzie w tańcu klasycznym bezustannie z nią walczymy.

A jakieś największe marzenie, deski teatru na których chciałabyś zatańczyć?

- Tak, zawsze marzyła mi się współpraca z Ohadem Naharinem, szczególnie przy spektaklu Minus 2 Polskiego Teatru Tańca. Zawsze chciałam go z nimi zatańczyć. Znam te choreografie na pamięć, jeździłam za nimi po całej Polsce. Łącznie obejrzałam ten tytuł z 15 razy. Od tylu lat jest to spektakl, do którego ciągle wracam i muszę go obejrzeć co najmniej raz w miesiącu, żeby... podziwiać, czerpać nowy zasób sił. Może kiedyś trafi mi się taki spektakl, który przemówi do mnie jak Minus 2. Cieszę się jednak, że trafiłam do Teatru Muzycznego, ponieważ tutaj rozwijam się w wielu technikach. Mamy spektakle, gdzie tańczymy taniec ludowy, taniec współczesny, czy taniec jazzowy. Teatr muzyczny rozwinął mnie w wielu kierunkach. Czuję, że to jest moje miejsce. Tutaj odkryłam także moje umiejętności wokalne, jednak śpiewać kochałam zawsze. Dopiero w teatrze zaczęłam pobierać lekcje i okazało się, że mój wokal wcale nie jest taki zły. Miałam przekonanie, że barwa mojego głosu jest bardziej delikatna, powiedziałabym - disnejowska. Teraz ciągle odkrywam, że ten głos nie jest jednak taki delikatny.

Jesteś również pedagogiem. Wolisz uczyć, czy jednak występować?

- Obie te drogi bardzo się uzupełniają. W trakcie studiów pedagogicznych okazało się, że wielu rzeczy jeszcze nie wiem i że bardzo istotne jest to, w jaki sposób zostaniemy poprowadzeni od najmłodszych lat. Dzięki zajęciom z biomechaniki, anatomii, improwizacji, metodyce tańca klasycznego odkryłam, w jaki sposób pracować nad swoim ciałem, by osiągnąć pożądany efekt. To wszystko przełożyło się na mój zawód tancerki. Zupełnie inną uwagę zwracam teraz na wykonanie. Mój ruch jest bardziej dokładny. Wiem też, jak lepiej dbać o swoje ciało. Pedagog i tancerz są uzupełnieniem kolejnego zawodu - choreografa. Docelowo wiem, że nie będę mogła wiecznie tańczyć. Najwięcej przyjemności sprawia mi tworzenie choreografii.

Czy tańcem można opowiedzieć każdą historię?

- Tak, zdecydowanie! Tańcem można opowiedzieć o wszystkim i w różnych formach. W zależności kto jest odbiorą, a kto nadawcą. Pełni wiele funkcji, co zwiększa jego zasięg i dzięki temu jest wręcz uniwersalny. Można nim oddać nastój danego momentu - argentyńska milonga, japońskie Bon Odori, tańce weselne, ludowe, wszystkie te, które zacieśniają więzy społeczne, a towarzyszą ceremoniom związanych z życiem lub śmiercią. Baletem można przedstawić antyczną mitologię, jak np. dzieło: Medea i Jazon - wybitnego reformatora baletu XVIIIw., Jeana Georga Noverre'a. Widziałam spektakle o księżniczkach, o emocjach, o polityce, o kobietach zaklętych w łabędzie, o tragicznej miłości, o śmierci, o okrutnej rzeczywistości obozów koncentracyjnych. Ludzie przedstawiają życie za pomocą tańca, wydobywają esencję z danej dziedziny, fragmentu historii i w ten sposób choreograf daje upust swojej kreatywności. Tworzy formę przekazu. Przedstawia swoje przemyślenia na dany temat, aby skonfrontować je z opinią widzów. A czasem chce po prostu uciec od rzeczywistości i porwać spektatorów w mistyczny świat. Każdy temat może być poruszony, wszystko zależy od choreografa, czy reżysera. Tancerze mogą przemawiać w imieniu ludzi, tworzyć rodzaj manifestacji. Wyrażać swoje emocje, opowiadać historie poprzez ruch. W końcu taniec to język.

___

Zofia Grażyńska - absolwentka Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Poznaniu oraz Pedagogiki Baletu na Uniwersytecie Muzycznym im. F. Chopina w Warszawie, tancerka zespołu baletowego w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, pedagog tańca w szkole Fouetee

Katarzyna Nowicka
kultura.poznan.pl
17 lipca 2020

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...