Bharati - megaklapa meiningeńczyków z Bollywood: recenzja ze spektaklu, który się NIE odbył

16 grudnia 2007 r. w katowickim Spodku miało odbyć się Bharati - megawidowisko z Bollywood. Z przyczyn niezależnych od organizatora nie odbyło się. Wcześniej zapewniano jednak, że: Bharati rzuci nas na kolana. No i rzuciło. Bo, gdy się dowiedziałam, że spektakl został odwołany, to kolana się pode mną ugięły.

Nawet nie chodzi o to, że niepotrzebnie kręciłam włosy i niepotrzebnie wyjęłam z szafy moje ulubione sari, ale o to, że musiałam oddać bilet (mój prezent urodzinowy!), w który wpatrywałam się przez kilka miesięcy, projektując wizje na temat tego wielkiego show. Mój wspaniały sektor J, rząd 5, miejsce 26: wszystko przepadło! Nie, nie mam żalu, a co najwyżej jedno pytanie: dlaczego, dlaczego, dlaczego? Jak tu teraz napisać recenzję, ze spektaklu, który się nie odbył? Cóż, spróbujmy. W końcu Bollywood ma to do siebie, że oddziałuje na wyobraźnię. Ach, jak wspaniałe były te kostiumy, których nie widziałam. Co za przepych, no i te kolory! Sceny a raczej całe obrazy przypominały wirujące mandale. Można było niemal przyjrzeć się źrenicom indyjskich bóstw. Choreografia, muzyka i śpiew. Wszystko zapięte na ostatni guzik (ale czy w sari są guziki? - odpowiedzi proszę nadsyłać na adres organizatora, do wygrania bilet na spektakl, który odbędzie się w przestrzeniach Wyobraźni, koszt sms-a: 80zł). Zapowiadano występy blisko stu artystów. Na miejscu czekały jedynie poirytowani widzowie i kasjerki. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego ten spektakl się nie odbył? Problemy techniczne? A może warunki pogodowe? I kilku aktorów się rozchorowało? Nawet, jeśli, to przecież zostało jeszcze tych dziewięćdziesięciu. Zresztą może zamiast zwiewnych szat trzeba było zabrać kilka kożuchów? Co ciekawe tego samego wieczoru w telewizji był tajlandzki film pt.: Królowa Syjamu. Właściwie motyw ten sam, co w Bharati. Zakazana miłość i tym podobne sentymentalne bzdury w ładnej oprawie. Jak na warunki domowego odbioru całkiem niezłe. Widocznie to w ramach rekompensaty za ten niewypał w Spodku. Podobno przygotowania do Bharati trwały pięć lat. Widocznie, żeby go zobaczyć trzeba kolejnych pięciu. Nic się nie stało. Miejmy nadzieję, że Indyjscy meiningeńczycy jeszcze przyjadą. Bollywood to przecież taki wspaniały kicz, którego nie można nie kochać. Jak to mówią: czasem słońce, czasem deszcz. Czasem megawidowisko, a czasem megaklapa. A skoro góra nie przyszła do Mahometa, to może Mahomet pojedzie do Indii?

Aleksandra Skiba
Dziennik Teatralny Katowice
18 grudnia 2007

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia