Białystok to moje gniazdo

Rozmowa z Andrzejem Beyą Zaborskim

Z Andrzejem Beyą Zaborskim rozmawia Marta Jasińska.

Kurier Poranny: Miał Pan kiedyś propozycję, która wiązałaby się z przeniesieniem do innego miasta? 

Andrzej Beya Zaborski, aktor Białostockiego Teatru Lalek, aktor filmowy (zagrał m.in. w trylogii "U Pana Boga" "Weselu\'/"Dniu świra"): Miałem kilka. Zawsze zastanawiałem się nad tym chwilę, ale nie przywiązywałem do tego zbyt dużej wagi. 

Dlaczego? 

- Bo w Białymstoku znalazłem wszystko, co jest mi potrzebne do życia, czyli cudowną przyrodę, aurę oraz przyjaciół, z którymi jestem od szkoły podstawowej. Tutaj poznałem swoją żonę. Ona też pochodzi z Białegostoku. I tu skończyłem studia. Jestem pierwszym absolwentem wydziału sztuki lalkarskiej. Od razu po studiach dostałem pracę w Białostockim Teatrze Lalek. Realizuję się w niej do dzisiaj. Nigdy nie myślałem o zmianie teatru. Co nie znaczy, że nie grywam gdzie indziej. Poza tym uczę też na Akademii Teatralnej. Czego więcej mogę chcieć od życia? Pan Bóg i tak był dla mnie bardzo łaskawy. 

Aktorstwo to niejedyny pański fach. 

- Skończyłem technikum elektryczne. Tak bardzo chciałem zgłębić materiał, by być dobrym elektrykiem, że... uczyłem się w nim 7 lat. W trzeciej klasie siedziałem i raz nie zdałem matury. 

A wspomnienia związane z naszym miastem? 

- Najszczęśliwsze momenty mojego życia spotkały mnie tutaj: narodziny moich dzieci, ślub, kilka niesamowitych historii. Chociażby to, że to tutaj przeżywałem, jak Polak został papieżem. 

Z tą piękną naszą "wsią spokojną" można wiązać nadzieje, ale trzeba sobie tak urządzić życie, żeby pieniądze ewentualnie zarabiać gdzie indziej. 

Właśnie - bezrobocie wśród młodych ludzi po studiach to u nas spory problem. 

- Niestety, tak. Ale powinni go rozwiązać nasi magowie, którzy biorą za to pieniądze. Niech myślą, co zrobić z młodymi, żeby ich zatrzymać w Białymstoku, żeby karierę i swoje życie wiązali z tym miastem. Bo najlepsi stąd uciekną i co? 

Pana dzieci zostały w Białymstoku? 

- Tak. Moja córka jest aktorką w Teatrze Dramatycznym, a syn prawnikiem. Jesteśmy tu w komplecie. Żona nie wyobraża sobie innej dzielnicy, a co dopiero innego miasta. 

Na jakim osiedlu Państwo mieszkacie? 

- Na Dziesięcinach, ale generalnie siedzimy w lesie. Mamy dom pod Białymstokiem, w Ciełuszkach. 

Białystok ma, według Pana, jakieś wady? 

- Wolałbym o tym nie rozmawiać, nie chcę dokładać politykom. Generalnie nie cierpię głupoty. Jak widzę głupotę wokół siebie, to doprowadza mnie do szewskiej pasji. Zatem: mniej głupoty, a więcej rozsądku. Takiego chłopskiego. 

Zdenerwowało Pana kiedyś coś tak mocno, że chciał Pan rzucić wszystko i stąd wyjechać? 

- Nie. Powiem szczerze - jestem cholernym asekurantem życiowym i się ogromnie zadomawiam. Owszem - lubię podróżować, ale uwielbiam wracać do swego gniazda. 

I to Pana gniazdo jest tutaj? 

- Tak. I od czasu do czasu z niego na chwilę wylatuję, ale zawsze wracam. I tutaj się najlepiej czuję. 

Mówił Pan nieraz, że Białystok to jedno z najpiękniejszych miast w Polsce. 

- Gdyby była tu starówka, jak w Toruniu czy Krakowie, to rzeczywiście, byłoby to najpiękniejsze miasto w kraju. Ale i tak jest fantastyczny. Zwłaszcza że ostatnio dużo się robi, żeby coś tu poprawić. 

Uważa Pan, że "U Pana Boga..." to dobra promocja dla miasta? 

- Oczywiście, że wydaje mi się, że dzisiaj już mało kto w Polsce nie wie, gdzie jest Białystok. Wielu ojarzy nasze miasto właśnie z filmem. 

Dziękuję za rozmowę. 

W cyklu "Wybieram Białystok" piszemy o znanych ludziach, którzy przeprowadzili się do naszego miasta lub o tych, którzy mimo wielu okazji nie wyjechali z niego. Bo to dla nich najlepsze miejsce.

Marta Jasińska
Kurier Poranny
8 lipca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia