Bieda z Nędzą

"Kowal Malambo..." - reż. Ondrej Spišák - Teatr Na Woli

Od niedawna na deskach stołecznego Teatru Na Woli widzowie mogą oglądać sztukę Tadeusza Słobodzianka "Kowal Malambo" w reżyserii Ondreja Spisaka. Premiera spektaklu odbyła się w 2006 roku w Laboratorium Dramatu

Kanwa dramatu oparta została na starej argentyńskiej legendzie, opowiadającej o tym, skąd nędza i bieda wzięły się na świecie. Tadeusz Słobodzianek usłyszał ją niegdyś od swej przyjaciółki, argentyńskiej reżyserki Adrianny Pizzino.

Jest to opowieść kowalu i jego psie, którzy miotają się  pomiędzy piekłem a niebem. Pewnego dnia do skromnej pracowni kowala Nędzy przybywa Pan Jezus wraz ze świętym Piotrem. W zamian za uzyskaną pomoc Jezus obiecuje spełnić trzy życzenia kowala. Pan Nędza prosi o magiczną moc dla swojego krzesła, drzewa orzechowego i tabakiery. Jednak później  kowal żałuje swoich życzeń i deklaruje, że oddałby swą duszę Lucyferowi  w zamian za pieniądze i młodość. Po chwili zjawia się diabeł z dokładnie taką ofertą jaką zażyczył sobie bohater. Kowal nie jest człowiekiem ani dobrym, ani złym. Jego życiem kierują proste potrzeby. Chce po prostu wypić tinto, zatańczyć malambo. Kiedy przychodzi czas wyegzekwowania opłaty za cyrograf, kowal korzysta z magicznych przedmiotów i oszukuje diabła. Tym sposobem dane jest mu przeżyć życie trzykrotnie. Każde ,,odmłodnienie” bohatera dzieje się kosztem szybszego starzenia się świata. Wraz z kolejną przemianą kowal coraz mniej potrafi cieszyć się życiem. Oddala się od swojego świata, w którym ,,miłość byłą miłością, honor honorem, a śmierć śmiercią”. Stopniowe oddalenie podkreślone zostaje poprzez wkroczenie w jego świat sztuczności, podróbek, poczynając od chrzczonego tinto, na farbowanej Loli kończąc. Dobrze znany kowalowi bar zmienia się w elegancki  lokal, w którym króluje tango. Za ukochane malambo i śpiew Loli trzeba płacić. Pod koniec XX wieku lokal staje się tandetnym klubem go go. Kowal aby zakończyć ten koszmar wypowiada magiczne słowo ,,Już”. Na tym świcie nie ma już dla niego miejsca. Nie chcą go w piekle ani w niebie. Zmęczony kowal wyrzuca Jezusowi, że przed jego przyjściem na świecie żyło się prościej. Utwór kończy się odtańczeniem przez głównego bohatera pełnego pasji malambo.

Tekst Tadeusza Słobodzianka pretenduje do rangi moralitetu. Bliżej mu jednak do zwykłej bajki niż opowieści o Fauście. Historia o kowalu usypia zamiast prowokować do refleksji. W tekście brakuje tajemnicy, punktu kulminacyjnego. Brak mu lekkości, całość przesycona jest sztucznością.

Wyreżyserowane przez Ondreja Spisaka przedstawienie miało bawić publiczność. Ot taka zwyczajna opowieść o zabawnym kowalu (Mariusz Saniternik) i jego psie Biedzie (Bogdan Słomiński). Pan Jezus (Robert Zawadzki), święty Piotr (Mariusz Drężek) i osioł (Zbigniew Dziduch) wystylizowani zostali na chasydzkich Żydów. Zabieg ten miał podobno podkreślić polski wymiar tej argentyńskiej opowieści. Nieustannie powtarzane zdania, powroty w te same miejsca, zamiast bawić wprawiają widza w coraz większą irytację. Aktorzy starają się jak mogą, aby nadać temu tekstowi lekkość.

Mocną stroną tego spektaklu jest choreografia Anny Iberszer. Malambo, taniec argentyńskich gauchos, iskrzy energią. Widzowie maja ochotę wskoczyć na scenę i razem z aktorami zatracić się w tętniącym emocjami rytmie. Niestety tylko te momenty emanują ze sceny prawdziwymi emocjami, pulsują życiem w tym pełnym sztuczności i fałszu świecie.

Monika Sidor
Teatrakcje
14 marca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia