Blaski i cienie wieloletniego związku

"Na krawędzi" - reż. opieka artystyczna Tomasz Czarnecki - Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej w Gdyni

Jubileusz 30-lecia pracy artystycznej solistka Teatru Muzycznego Ewa Gierlińska postanowiła obchodzić bardzo twórczo - w przygotowanym praktycznie bez reżysera spektaklu "Na krawędzi", który premierę miał 17 kwietnia na Nowej Scenie Teatru Muzycznego. Artystce ani odwagi, ani energii nie brakuje, chociaż, jak sama zapewnia, tak naprawdę świętuje już 35-lecie pracy artystycznej.

Przedstawienie przygotowane bez reżysera, z opieką artystyczną Tomasza Czarneckiego, rozgrywane jest w salonie domu Marii (Ewa Gierlińska) i jej męża (Andrzej Śledź).

Ich rodzinne życie od dawna nie jest już sielanką. Każde ma swoje przyzwyczajenia, w których na uwagę dla partnera pozostało niewiele miejsca.

Ich rodzinne życie od dawna nie jest już sielanką. Każde ma swoje przyzwyczajenia, w których na uwagę dla partnera pozostało niewiele miejsca.

Zacny jubileusz wielu artystów celebruje na scenie. Organizuje się im benefisy, na których jubilat oczekiwać może wielu ciepłych słów, dygresji na swój temat, upominków. Z takiego scenariusza zrezygnowała Ewa Gierlińska, solistka Teatru Muzycznego w Gdyni od 1979 roku. Jej 30-lecie pracy artystycznej przerodziło się w przejmującą jednoaktówkę, napisaną specjalnie dla niej przez Beatę Jaskułę-Tuchanowską, z muzyką skomponowaną z dedykacją aktorce przez Wojciecha Głucha.

"Na krawędzi" jest niezbyt oryginalną opowieścią o ludziach dojrzałych, znudzonych sobą i zawiedzionych, że ich życie potoczyło się nie tak, jak sobie wymarzyli. Ona (Ewa Gierlińska) - niezbyt znana, emerytowana już aktorka wciąż marzy o błysku fleszy i roli, w której zostanie doceniona. On (Andrzej Śledź) - niegdyś nauczyciel i przewodnik swojej żony po świecie teatru, dziś jest nieszkodliwym domatorem, przywiązanym do swoich czterech ścian i wrogiem jakichkolwiek zmian czy namiętności. Ich uczycie zwietrzało, ustąpiło miejsca wzajemnym przyzwyczajeniom i drobnym dziwactwom. Go denerwuje jej roztrzepanie, bałaganiarstwo i niechęć do podejmowania prac domowych. Ją jego nawyki, dzięki którym jest przewidywalny do granic możliwości, siedząc na kanapie z pilotem w ręce lub ołówkiem i krzyżówkami, które pasjami rozwiązuje, gdy akurat nie wypomina jej, że nie jest taka, jak jego mamusia.

Drobne codzienne różnice z czasem stają się nie do zniesienia. Ona nie znosi jak woła do niej Majeczko, choć ma na imię Maria, on zżyma się, gdy kolejny raz nakłaniany jest do jakiejś aktywności. Na jej próby zaciekawienia go sobą, reaguje niechęcią, bo "sportowe figury pełne chwilowych uniesień" są już nie na jego siły i chęci. Choć teraz stateczni, w przeszłości oboje miewali chwile słabości (jego doświadczenia obejmują również "podejrzane" praktyki z kolegą). Maria za wszelką cenę chce wyrwać się z impasu i spełnić swoje ambicje. Jak to zrobić? Może decydując się na romans?

Tekst Beaty Jaskuły-Tuchanowskiej pełen jest uniwersalnych, choć niezbyt odkrywczych spostrzeżeń na temat dojrzałości i życia, które nie zawsze układa się według naszego scenariusza. Jest to próba odnalezienia sensu w szarości dnia codziennego i wyrwania się ze stagnacji, w którą nieuchronnie pogrąża nas rutyna. To walka nie tyle o swoje ideały i marzenia, co o samorealizację , na którą nas stać w każdym wieku. Ewa Gierlińska, decydując się zagrać w kameralnym przedsięwzięciu firmowanym od początku do końca swoim nazwiskiem, właśnie takie wyzwanie podejmuje. Jej bohaterka jest pełnokrwistą, wyrazistą kobietą. W "Na krawędzi" aktorka ujmuje nie tylko wielką sceniczną energią, ale wręcz młodzieńczym entuzjazmem z jakim mierzy się z rolą swojej bohaterki. Zaskakuje też operowymi koloraturami. Z kolei znudzony życiem mąż Marii w wykonaniu Andrzeja Śledzia okazuje się zdziwaczałym, zrzędliwym wyliniałym lisem, w ruchach i gestach przypominającym nieco Tomasza Łęckiego z popisowej kreacji Śledzia w "Lalce".

Spektakl niesie za sobą trochę goryczy i nostalgii, ale okazuje się pogodną afirmacją sytuacji, której wiosna życia dawno już za bohaterami. Byłaby szkoda, gdyby Gierlińska i Śledź nie mieli możliwości pokazywania go w przyszłości, choć "Na krawędzi" przygotowane zostało z myślą o jednym, jubileuszowym pokazie. Czy było warto podjąć się ryzyka przygotowania takiego przedsięwzięcia? Zdecydowanie tak.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
19 kwietnia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia