Blaski i cienie

Rozmowa z Ewą Gierlińską

- Po przeczytaniu scenariusza "Na krawędzi" doszłam do wniosku, że w Marii z odnajduję samą siebie. Zagranie tego na scenie wcale nie jest łatwe. Doprowadzenie do realizacji spektaklu też nie było proste. Bardzo się cieszę, że wytrwałam. Zrobiłam to dla młodszych kolegów, żeby pokazać im, że można! - mówi Ewa Gierlińska, aktorka Teatru Muzycznego w Gdyni, o spektaklu przygotowanym na 30-lecie pracy artystycznej.

Łukasz Rudziński: Obchodzi pani jubileusz 30-lecia pracy artystycznej, choć debiutowała pani w 1979 roku...

Ewa Gierlińska: Prawda jest taka, że to tak naprawdę raczej 30-lecie pracy w Teatrze Muzycznym, bo miałam kilkuletnią przerwę w grze w teatrze, gdy pływałam na statku pasażerskim, gdzie również występowałam na scenie, śpiewałam, grałam na fortepianie. Patrząc przez pryzmat całej mojej kariery to w tym roku świętuję 35-lecie pracy twórczej. W życiu bym się nie zdecydowała na to, by nazwać spektakl jubileuszem, ale jest w tym pewien chwyt marketingowy (śmiech).

To dlaczego tak nietypowo, właśnie na scenie i to w autorskim spektaklu, świętuje pani swój jubileusz?

- Zrobiłam to dla młodszych kolegów, żeby pokazać im, że można! Mam tyle lat ile mam i właściwie mogłabym powiedzieć sobie, że już sporo zrobiłam i mi się nie chce. Ale postanowiłam inaczej. Pierwszy plan liczymy w teatrze wysokością gaży za rolę - ja naprawdę mam za sobą sporo pierwszoplanowych ról, ale nigdy nie miałam tzw. planu zerowego i kreacji na miarę Evity (z musicalu "Evita"), czy Tewje Mleczarza (ze "Skrzypka na dachu"). To również skłoniło mnie do tego, by spróbować zagrać taką rolę. W każdym spektaklu staram się budować postać inaczej, ale przeważnie to zupełnie nie jestem ja. Po przeczytaniu scenariusza "Na krawędzi" doszłam do wniosku, że w Marii z odnajduję samą siebie. Zagranie tego na scenie wcale nie jest łatwe. Doprowadzenie do realizacji spektakl też nie było proste. Bardzo się cieszę, że wytrwałam.

Z jednej strony wprawdzie jest popularność, możliwość wejścia w skórę innych osób podczas pracy nad rolą i uznanie. Z drugiej stała presja, przymus utrzymywania dobrej formy i sprawności czy konieczność poddawania weryfikacji swojej pracy praktycznie co wieczór podczas spektaklu. I ciągle się pani chce?

- Jak najbardziej! Przez kilkadziesiąt lat ciągle dbam o siebie, co czasem utrudnia mi tu życie, bo nie mam warunków fizycznych do charakterystycznych ról - np. swatki Jenty ze "Skrzypka na dachu" - i muszę kombinować. Przed spektaklem "Na krawędzi" chodziłam na lekcje śpiewu, bo chciałam przypomnieć sobie i przy okazji zasygnalizować innym, że jestem wykształcona w śpiewie operowym i miałam być śpiewaczką. Ale bardzo chciałam zwiać z Warszawy od rodziców. Ponieważ tutaj właśnie otworzono nowy teatr, to postanowiłam spróbować swoich sił. Powiedziałam rodzicom, że zostanę tu tylko jak przyjmą mnie na solistkę. No i mnie przyjęli...

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
19 kwietnia 2014
Portrety
Ewa Gierlińska

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia