Bliscy Nieznajomi malują portret kobiety

8. Europejskie Spotkania Teatralne Bliscy Nieznajomi

W Poznaniu zakończyły się VIII Spotkania Teatralne Bliscy Nieznajomi. Tematem przewodnim tegorocznej edycji były One, czyli kobiety - historyczne, mityczne, współczesne, znane z pierwszych stron gazet i te pozostające w cieniu. Kobiety w różnym wieku, o zróżnicowanym statusie społecznym i na różnych szczeblach kariery zawodowej.

Szokujący, poruszający, fascynujący, głęboki spektakl Teatru Polskiego w Bielsku-Białej był pierwszym, jaki zobaczyła poznańska publiczność podczas tegorocznych Spotkań Teatralnych Bliscy Nieznajomi. Dramat „Królowa Margot. Wojna skończy się kiedyś" w reżyserii Wojciecha Farugi to bardzo mocny, głęboki, zmuszający do refleksji obraz współczesnego świata. I chociaż akcja spektaklu jest osadzona w Paryżu roku 1572, tak naprawdę przedstawione wydarzenia mogłyby się wydarzyć w każdym miejscu, w każdym czasie. Co gorsza, podobne wydarzenia rozgrywają się każdego dnia i każdej nocy niemal w każdej szerokości geograficznej.

Tytułowa Margot to uosobienie kobiety zniewolonej, niepanującej nad własnym życiem, której los i przyszłość nie leżą w jej własnych rękach. To kobieta – narzędzie wykorzystywane przez swoich najbliższych do osiągnięcia celów, szczególnie tych politycznych. Manipulacje matki i brata powodują, że Margot zupełnie nie panuje nad swoim życiem, jest całkowicie zależna od swojej rodziny. To oni decydują o jej przyszłości, wybierają jej męża i popychają w ramiona kolejnych kochanków.

„Królowa Margot. Wojna skończy się kiedyś" to spektakl trudny, szokujący, a jednocześnie bardzo prawdziwy i fascynujący. Zmusza widza do refleksji, nawet jeśli ta refleksja przychodzi dopiero po końcowej scenie. Wszechobecna i pozornie niepotrzebna nagość w spektaklu, prowokuje i zmusza do spojrzenia na kobiece ciało jako narzędzie. Kobieta zostaje sprowadzona do obiektu pożądania seksualnego, za pomocą którego można sprytnie manipulować życiem innych i piąć się po szczeblach kariery zawodowej.

Spektakl, pomimo silnie zarysowanego kontekstu historycznego, obrazuje prawdziwe przyczyny oraz skutki konfliktów i wojen. Manipulowanie opinią publiczną, tworzenie fałszywych obrazów rzeczywistości to techniki wykorzystywane przez współcześnie rządzących, a powszechnie udostępniane za pośrednictwem wszechobecnych mediów. Od sposobu przekazania informacji oraz zakresu dokumentacji zależy, w jaki sposób świat spojrzy i oceni otaczającą rzeczywistość. Fakty przekazywane jako niezaprzeczalne i prawdziwe, często okazują się być wyłącznie manipulacją mającą na celu wywołanie określonych zachowań i odczuć.

W spektaklu bielskiego teatru problem manipulowania rzeczywistością zostaje wzmocniony przez interakcję z publicznością i stawiane pytania, na które każdy widz musi odpowiedzieć sobie sam. Co jeszcze trzeba pokazać, żeby zwrócić uwagę opinii publicznej i wywołać określony sposób oceny rzeczywistości, a także doprowadzić do wcześniej zaplanowanego działania? Wulgarność, nagość, drastyczne zdjęcia i fragmentaryczne wykorzystywanie statystyk to współczesne środki używane do osiągania własnych celów.

Równie szokujący i wulgarny był spektakl „Caryca Katarzyna" w reżyserii Wiktora Rubina. Obnażył nie tylko aktorów Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, ale przede wszystkim obnażył historię i władzę. Tytułowa pruska księżniczka Zofia Anhalt-Zerbst jest gotowa zrobić wszystko, co przybliży ją do bycia imperatorową Wszechrosji. Potrafi dopasować się do każdej sytuacji, spełnić wszelkie oczekiwania, aby tylko osiągnąć upragnioną władzę.

Jej historia zostaje ukazana przez pryzmat cielesności, instynktów i niezaspokojonych żądz. Historia, która powstaje na scenie jest przedstawieniem frustracji, smutku, braku ambicji oraz ideałów, które panowały na carskim dworze. Nie ma tu wielkich idei i znaczących wydarzeń, które zapisały się na kartach podręczników do historii. W zamian na scenie stoi kobieta gotowa na wszystko, co pozwoli jej zaspokoić pragnienie posiadania władzy – tej najwyższej i nad wszystkimi.

Po premierze spektakl został okrzyknięty wywrotowym, porównywanym do baśni porno rozgrywającej się na teatralnych deskach. Trudno nie zgodzić się z tymi określeniami. Spektakl bulwersuje i obnaża, chowając przy tym wszelki wstyd. I chociaż widzowie powoli przyzwyczajają się do wulgaryzmów na scenie i eksponowania kobiecej seksualności, to widok nagiego męskiego ciała w teatrze może razić, i robi to. Szczególnie gdy jego użycie jest nie do końca uzasadnione. Dramat duetu Janiczak / Rubin jest już mocny w swojej treści, co nie do końca wybrzmiało na scenie. Słowa zostały schowane za fasadą bielizny i nagością, kierując uwagę widza w stronę wizualną spektaklu, a pomijając jego głęboką refleksję nad budowaniem historii. O ile nagość Królowej Margot wydaje się być w pełni uzasadniona i użyta dla podkreślenia kobiecej seksualności jako instrumentu do manipulowania rzeczywistością, o tyle Caryca Katarzyna nie musiała rozbierać się na teatralnych deskach. W moim przekonaniu zakłóciło to odbiór spektaklu, którego celem było ukazanie kobiety w pełni świadomej swojej seksualności, wykorzystującej własne ciało do zdobycia władzy absolutnej. Kobiety gardzącej mężczyznami, którzy stają się wyłącznie pewnym etapem na drodze do sukcesu.

Spektakl stawia dość wywrotową tezę i sprzeciwia się powszechnie panującej opinii, że damy na królewskich i carskich dworach były wyłącznie instrumentem wykorzystywanym do urodzenia i wychowania potomka. Pełniły rolę karty przetargowej w politycznych rozgrywkach pomiędzy dynastiami i narodami, nie mając przy tym żadnej możliwości samorealizacji. Caryca Katarzyna Jolanty Janiczak pokazała, że kobieta mogła, i nadal może, posiadać własny głos, siłę i władzę. Może sama tworzyć historię, a nie być tylko jej niemym i pozbawionym osobowości uczestnikiem, jak chcieliby tego mężczyźni.

Zupełnie inny w swojej wymowie był spektakl łódzkiego Teatru im. Stefana Jaracza, „Marzenie Nataszy". Jedna aktorka i dwie szesnastoletnie bohaterki – Natasza Banina i Natasza Wiernikowa. Pozornie niepodobne do siebie i tak odległe, jakby pochodziły z dwóch różnych światów. Banina to wychowanka domu dziecka, tęskniąca za swoją matką, o której raczej nie można powiedzieć, że była obdarzona instynktem macierzyńskim. Natasza była dla niej ciężarem, któremu od czasu do czasu trzeba było poświęcić trochę czasu, ale z pewnością nie trzeba darzyć żadnym szczególnym uczuciem. A jednak mimo braku miłości i rodzinnego ciepła, nastolatka wciąż za nią tęskni.

Całkowitym przeciwieństwem jest Natasza Wiernikowa – dziewczynka obdarzona nadmiarem miłości rodzicielskiej, za którą rodzice, a w szczególności matka, planują całe życie. Jej dzień wypełniają szkoła, zajęcia wokalne, warsztaty taneczne, pływanie i media. Nastolatka wygrała casting na prezenterkę młodzieżowego programu telewizyjnego i bardzo szybko staje się gwiazdą szklanego ekranu.

Dwie Natasze różni prawie wszystko – pochodzenie, wykształcenie, status społeczny, zainteresowania, osiągnięcia, przyjaciółki i plany na przyszłość. Obie mają jednak podobne, a właściwie takie same, marzenia - typowe dla wieku nastoletniego. Chcą kochać i być kochane. Kiedy na drodze obu dziewczyn stają mężczyźni, przeobrażają się one w bezwzględne lwice walczące o uczucie ukochanych. Aby zatrzymać wybranych przez ich serca mężczyzn są zdolne do wszystkiego i nie cofną się przed niczym, dopóki nie osiągną wymarzonego celu. Dopuszczą się nawet zbrodni, jeśli będzie to jedyne rozwiązanie mające zapewnić im pozorną i wyimaginowaną miłość.

Agnieszka Skrzypczak wcielająca się w obie Natasze zachwyciła nie tylko poznańską publiczność. Za monodram w reżyserii Nikołaja Kolady zdobyła nagrodę główną dla najlepszej aktorki na VII Międzynarodowym Festiwalu Dramaturgii Współczesnej Kolyada-Plays w Jekaterynburgu, nagrodę Jury dla młodej aktorki na XII Festiwalu Dramaturgii Współczesnej Rzeczywistość Przedstawiona w Zabrzu oraz nagrodę im. Andrzeja Nardellego za najlepszy debiut na scenach dramatycznych w sezonie 2012/2013. Agnieszka Skrzypczak udowodniła, że teatr w wykonaniu jednego aktora nie musi być nudny i może swobodnie konkurować o widza z wielkimi produkcjami kostiumowymi i bogatą scenografią dużych scen teatralnych.

Minimalizm scenograficzny był również cechą charakterystyczną spektaklu o lekkim zabarwieniu muzycznym na pięć aktorek i pianistę, „Za chwilę. Cztery sposoby na życie i jeden na śmierć". Każda z kobiet ukryta była za grubą maską – zarówno tą rozumianą dosłownie jako warstwę makijażu, perukę, elegancką sukienkę, ale również za tą bardziej metaforyczną. Maską iluzji, budowanej przez siebie rzeczywistości, która bardziej przypomina świat marzeń, fantazji, mniej zaś realną codzienność. W trakcie spektaklu wszystkie maski upadają, a kobiety odkrywają swoje prawdziwe „ja". Bite przez męża i poniżane, wykorzystywane seksualnie przez ojca nie są wolne od problemów, chorób i dewiacji. Na oczach widzów niszczą pozornie szczęśliwe życie i zrzucają z siebie ciężar traumatycznych wydarzeń z przeszłości. Każda z nich kolejno dochodzi do głosu i rozlicza się z tym, co ją spotkało – walka z chorobą nowotworową zakończona mastektomią, poddanie się zabiegowi usunięcia ciąży, czy też śmierć nowonarodzonych dzieci i rozwód z mężem.

Spektakl „Za chwilę. Cztery sposoby na życie i jeden na śmierć" w reżyserii Iwony Kempy jest zarówno komiczny, dramatyczny, smutny i liryczny. Poszczególne zwierzenia oddzielają od siebie największe przeboje polskiej muzyki rozrywkowej – Parasolki Marii Koterbskiej, O mnie się nie martw Kasi Sobczyk, Mechaniczna lalka Violetty Villas czy też Kwiat jednej nocy z repertuaru grupy Alibabki, który staje się wstępem do całego spektaklu, opowieści o kobiecie jak najbardziej współczesnej.

Krakowski Teatr im. Juliusza Słowackiego pokazał spektakl dość przewidywalny, w którym poszczególne bohaterki stały się uosobieniem wszelkich nieszczęść, jakie spadają na kobietę z powodu obecności mężczyzn. Zawód miłosny, brak namiętności prowadzący do zdrady, romans w pracy, rozwód to tylko niektóre z nich. Zamysłem reżyserki było ukazanie płci pięknej jako tej narażonej na niesprawiedliwość, poniżenie, odrzucenie, porażkę i wieloletni smutek związany z niepowodzeniem. Jednocześnie, mimo wielu nieszczęśliwych przeżyć, kobiety wciąż pozostają silne, świadome swej wartości i nieugięte. Pokazywaniu prawdziwej twarzy, tej pozbawionej upiększającego makijażu i eleganckich sukien wieczorowych, towarzyszy wspólne odśpiewanie piosenki Sex appeal, którego tekst ma podkreślić siłę, jaką obdarzone zostały kobiety. Czy jednak to przesłanie wybrzmiało w spektaklu dosadnie i wyraźnie – mam wątpliwości. Wydaje się, że groteskowość, humor i zabawa gatunkami sprawiły, że widz zapamięta raczej melodyjne piosenki i stopniowe pozbywanie się ubrań, a niekoniecznie zrzucanie masek oddzielających bohaterki dramatu Petera Asmussena od brutalnej codzienności.

VIII Spotkania Teatralne zakończył spektakl „Oresteja" w reżyserii Jana Klaty. Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie pokazał dramat Ajschylosa będący najbardziej wstrząsającą wizją tragicznej klątwy, która ciąży nad rodem Agamemnona. Wymierzanie sprawiedliwości pociąga za sobą nieskończoną listę ofiar, a każdy mord powoduje następny. Każda przelana kropla krwi musi zostać pomszczona kolejną ofiarą, co sprawia, że ludzkość znajduje się w zamkniętym kręgu bez wyjścia. W końcu będą musieli zginąć wszyscy.

Skojarzenie ze współczesnością, niekończącą się agresją i powolnym wybijaniem się nawzajem w imię jedynych słusznych idei nasuwa się samo. A mimo to, reżyser zdecydował się na uwypuklenie dość oczywistych skojarzeń. Oto Klitajmestra (w tej roli cudowna i zachwycająca Anna Dymna) – morderczyni męża i ojca swych dzieci, która sama zginie z rąk własnego syna, staje w zakrwawionej sukni ślubnej, na gruzach cywilizacji. Wszystko zostało już zniszczone, zbombardowane, zapomniane, zamienione w piach i pył. Na gruzach ludzkości, obecna we wszystkich aspektach życia, popkultura zbiera swoje żniwo. Na ludzkiej krzywdzie buduje swoje obrazki, które sprzedaje spragnionemu grozy, strachu, tragedii, rozlewu krwi i zagłady, społeczeństwu. Śmierć i wyniszczenie stają się fundamentem kultury, a ludzka tragedia jest najbardziej pożądanym towarem. Wszystko jest na sprzedaż – nawet w obliczu nadchodzącej katastrofy, a może szczególnie wtedy, gdy poza nieuchronną zagładą, nie ma już nic.

Kolejna edycja Spotkań Teatralnych Bliscy Nieznajomi przyniosła ze sobą trudne, często szokujące spektakle ukazujące nie do końca zrozumiałą pozycję kobiety. Kobiety, która jest ofiarą historycznych manipulacji, towarem wystawionym na sprzedaż, pozbawionym głosu i własnej wrażliwości substytutem homo sapiens. Co ciekawsze, godność tych kobiet została zbrukana nie przez mężczyzn, co byłoby dość oczywiste i nawet możliwe do wytłumaczenia, ale przez przedstawicielki tej samej płci. Pruska księżniczka Zofia Anhalt-Zerbst jest narzędziem w rękach Elżbiety Romanowej, rozpaczliwie poszukującej męskiego potomka dla zachowania ciągłości rodu carskiego. Natasza Wiernikowa, podobnie jak Królowa Margot, padają ofiarą własnych matek i ich niespełnionych ambicji wobec córek, a Klitajmestra wypełnia jedynie przepowiednię Kassandry. Smutna to refleksja, że kobiety kobietom zgotowały taki los.

Marta Łuczkowska
Świat Kultury Poznań
2 czerwca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia