Błogosławiony trud

"Zamknęły się oczy Ziemi" - reż. K. Babicki - Teatr im. Osterwy w Lublinie

Paweł Huelle napisał dla Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie już trzecią sztukę. Najpierw było "Kąpielisko Ostrów" (2001), potem "Sarmacja" (2008), a teraz "Zamknęły się oczy Ziemi", dzieło, o którym mówiło się na długo przed premierą, obiegowo tytułując je Betanki

Rzeczywiście, autor wykorzystał w dramacie głośne fakty sprzed kilku lat, kiedy to w Zgromadzeniu Sióstr Rodziny Betańskiej osiadłym w Kazimierzu miały miejsce bulwersujące zdarzenia. Zakonnice zbuntowały się przeciw decyzji Watykanu odwołującej matkę przełożoną, która jakoby miała widzenia z Duchem Świętym, i wyznaczającej nową zwierzchniczkę. Niechlubną rolę w kształtowaniu postawy sióstr odegrał rezydujący tam franciszkanin Roman Komaryczko. Wymówienie posłuszeństwa skończyło się eksmisją, procesem sądowym i ekskomuniką około 60 zakonnic.

Nic więc dziwnego, że pierwszym skojarzeniem, jakie historia nieobyczajności zakonnic podsuwała, jest Matka Joanna od Aniołów. Opowiadanie Iwaszkiewicza, któremu Kawalerowicz dał filmowe życie, mimo upływu lat wciąż pozostaje niedościgłym obrazem szaleństwa, kiedy uniesienia metafizyczne mylą się ze zmysłowymi. Sprostać temu zadaniu w teatrze, to poważne wyzwanie, ale takich ambicji można się było spodziewać po autorze Weisera Dawidka - mistrzu budowania "dziwnego" nastroju, przekraczania granic doświadczalnego poznania, docierania do najgłębszych rejestrów jestestwa.

Jednak deprawacja służebnic bożych, którą zobaczyliśmy na scenie, nie miała w sobie nic z ekscytujących wizji budzenia demonów. I chociaż konsekwencje owych nieprawości pojawiają się namacalnie w postaci brzucha ciężarnej i kołyski, niezauważalne jest zmysłowe opętanie. Właściwie nie odczuwa się erotycznej atmosfery. Ojciec Zapaliczko, dla którego pierwowzorem jest sprawca zajść w kazimierskim domu rekolekcyjnym, zdobywa mniszki, ale raczej widzimy ich uległość niż pożar zmysłów.

Skoro więc nie o wstrząsający intensywnością emocji obraz autorowi chodzi, to może wysiłki dramatopisarza poszły w kierunku takiej rekonstrukcji zajść, by dało się odkryć szczególny mechanizm, który zadziałał za zamkniętą furtą klasztoru. Jednak wewnętrzny portret mniszek - z jednej strony podległych regułom zakonnym, z drugiej oddziaływaniu, jakiemu je poddawał jedyny w ich otoczeniu mężczyzna - został sporządzony dosyć schematycznie. Wprawdzie widzimy, jak zakonnik zdobywa na nie wpływ prostą techniką wszystkich uwodzicieli: mówić każdej to, co chciałaby usłyszeć (a każda pragnie poczuć się istotą wybraną i wyjątkową), brak tu jednak niuansów w reakcjach na jego zabiegi. Jedynie siostra Agnes, która się opiera jego erotycznym zapędom, jest indywidualnie sportretowana, co zostało podkreślone w ten sposób, że we wszystkich scenach występuje bez habitu. Odziana we włosiennicę podczas odbywania kary klasztornej lub w samą koszulę w zakładzie psychiatrycznym jest jedyną wierną swemu powołaniu. Nie ma jednak żadnego przyczynku do zrozumienia różnicy w postawach poszczególnych kobiet, ich psychicznych predyspozycji, bagażu doświadczeń, źródła siły charakteru lub przyczyn uległości. Wszystkie wydają się jednako spragnione bliskości, którą tylko siostra Agnes otrzymuje od Jezusa. W konsekwencji jednak ponosi tę samą co pozostałe siostry karę.

To może nasuwać przypuszczenie, że głównym przedmiotem zainteresowania dramatopisarza jest problem winy i kary przefiltrowany przez pryzmat porządku moralno-prawnego w Kościele, który na przykładzie tej historii wydaje się wielce niepokojący. Widzimy bowiem, że wszystkie mieszkanki kazimierskiego domu zakonnego zostały wykluczone ze Zgromadzenia, ale sprawca lub co najmniej główny współwinny- ojciec Zapaliczko - obejmuje stanowisko wikariusza.

W ogóle instytucja Kościoła została poddana krytycznemu oglądowi. Galerię łajdackich postaci wzbogaca ksiądz Bucik - kolega Zapaliczki z ław seminarium duchowego. To biznesmen w sutannie i megaloman, który metodą "na słupa" rozwija sieć sklepów z firmowym obuwiem i zamieszcza w Internecie nagrania wykonywanych przez siebie czynności gospodarczych, co ma go szlachetnie wyróżniać spośród duchowieństwa. W krótkiej ripoście, jaką biskup słyszy z ust zwierzchniczki zakonu, brzmi krytyka konsumpcyjnego stylu życia kościelnych dostojników. Ponadto - jak widzimy - sprawowanie praktyk religijnych odbywa się w bardzo sformalizowany i schematyczny sposób. Siostra Eulalia - łącząca modlitwę z zabawą ze skakanką, jest stałym przedmiotem zatroskania matki przełożonej, która rekwiruje każdy kolejny rekwizyt z uporem godnym lepszej sprawy. Powaga instytucji opiera się na ślepym posłuszeństwie wobec przełożonych i używaniu pustych formuł. Nawet robotnicy w kontakcie z biskupem deklarują, że czują się "ubogaceni" przez zawieszenie portretu papieża. Wszystko to jednak wydaje się pozbawione siły dramaturgicznej i służy jako lekki przerywnik w monotonii scen obrządków klasztornych.

Tak więc bunt sióstr osiadłych w Kazimierzu, pozostając nośnym hasłem, nie jest w spektaklu głównym tematem i najważniejszym punktem odniesienia. Dramatopisarz wydobył przecież z historii tych ziem postaci znacznie bardziej zapomniane, jak Helena Łopuska, wokół której toczy się spora część akcji, splatając się z życiem betanek. Przedwojenna jasnowidząca, była właścicielka kazimierskiej willi, podniesionej współcześnie z gruzów by w niej umieścić siedzibę zgromadzenia, występuje w sztuce jako Klementyna Wysocka. Wraz z nią na scenę wkraczają oficerowie II Rzeczypospolitej. Ze wspomnień zaś wyłania się marszałek Piłsudski, który siedział przy tym samym stole, kiedy jeszcze cud nad Wisłą był tylko proroczą wizją Wysockiej. Oficerowie, "chłopcy malowani", demonstrują triumfalną postawę: ani guzika!, podczas gdy profetka widzi ich rychły koniec w katyńskim lesie, upadek całej formacji, lata komunistycznego zniewolenia i śmierć Czechowicza w pierwszych dniach wojny.

Eleganccy w ruchach przy stole i w tańcu, szarmanccy wobec kobiet, z kulturalną ogładą, której świadectwa znajdujemy w recytowanych z pamięci wierszach współczesnych poetów i znajomości prasy literackiej. Ale jak powierzchowny jest ich odbiór sztuki najlepiej świadczy dyskusja o wartości dzieł - literackiego i plastycznego. W salonowe rozmowy wkradają się też przejawy z pozoru niegroźnego antysemityzmu, jak choćby stygmatyzowa-nie Tuwima jako Żyda. Ten antysemityzm to taka konwersacyjna maniera, bo przecież bez niechęci tańczą przy dźwiękach żydowskiej kapeli - znanej i cenionej w całej okolicy. Jednak odruchy mentalne się utrwalają.

Jest w tej sztuce jeszcze jedna społeczność - marginalna, ale równie wymowna - brygada budowlana zatrudniona przy remoncie willi. To tacy szekspirowscy grabarze. U nich znajdujemy podobne uprzedzenia narodowościowe. W zakamarkach remontowanego budynku poszukują kosztowności ukrytych tu przez ludzi wyznania mojżeszowego. Wieczne jest odium niechęci wobec współmieszkańców innej nacji i wiary przekazywane z pokolenia na pokolenie, ponad podziałami społecznymi i kulturowymi.

Tyle dramat "rozebrany" na problemy, ale Huelle tak je wpisał w "Zamknęły się oczy Ziemi", że zdarzenia nie układają się w linearnym porządku i akcenty nie są w nim ułożone według naszych oczekiwań. Ta jednoaktowa sztuka mieni się wieloma odcieniami. Pierwsze sceny to lata trzydzieste ubiegłego wieku. Do willi Wysockiej przybywają trzej oficerowie z ordynansem. Serdecznie przyjęci przez właścicielkę, jedzą "rydzyki marynowane, jakie zna tylko polska kuchnia", przepijają pigwówką, opowiadają dowcipy i tańczą. Ta jedna noc daje nam wyobrażenie zarówno o gospodyni, jak i o całym społeczeństwie oraz sytuacji politycznej w kraju. Koncepcje strategiczne kreślone przez wojskowych splatają się z tragicznymi przeczuciami i wizjami pani domu.

Z czasem w obraz salonu zaczynają się wpisywać widma kobiet w szarych habitach. Przesuwają się nienaturalnym ruchem. Zakłócają porządek zdarzeń. Rozdrażniają i zaciekawiają swoją przypadkowością, która wnet staje się zrozumiała. Zbór sióstr nabiera realizmu i wyrazistości, ale niekiedy cienie przeszłości zacierają dokładny rysunek. Odtąd dwa porządki zdarzeń będą się splatać w przestrzenną formę koegzystencji. Kolejne sceny odsłonią nieznane dotąd detale - będziemy je mogli czytać jak palimpsest, odsłaniając kolejno nakładające się na siebie warstwy.

Spięcie dwu planów czasowych to podstawa wieloznaczności przesłania. Aktualne wydarzenia dzięki intrygującym asocjacjom prowokują nas do głębszego namysłu i wydobycia nie tylko doraźnego wymiaru rzeczywistości. Sztuka może się stać przyczynkiem do rozważań nad kształtowaniem się polskiej duchowości. Energii sprawczej tych dociekań można też szukać w genius loci dodatkowo budującym napięcie i pewien rodzaj tajemnicy. To, co było, ewokuje przyszłe wydarzenia. Historie właśnie dokonujące się są ironicznym kontekstem dla minionego, ale paradoksalnie nie służą one wyjaśnieniu postaw i zachowań, a tylko uwypukleniu tego, że życie pojedynczych ludzi jak i całych pokoleń wymyka się kontroli - i to na wszystkich płaszczyznach poznania.

Kiedy Wysocka widzi tragiczny los swoich gości, zadaje im pytanie, czy rzeczywiście chcieliby go znać - oni cofają się spod progu wiedzy. Gdyby ktoś zaprzeczył ich wyobrażeniom o potencjale militarnym Polski, śmialiby się tak samo, jak słysząc, że komunizm będzie trwał pięćdziesiąt lat i że Polak zostanie papieżem. Świat wzniesiony na fundamencie przyjmowanych bezkrytycznie złudzeń, które są proponowane w imię miłości - Boga i Ojczyzny, to ulubiony wybór naszych rodaków, zdaje się twierdzić autor. Tak samo miraż "wiosny Kościoła" rozsnuwany przez cynicznego zakonnika jest wobec sióstr dostatecznym środkiem perswazji, bydła rzekomego polepszenia jakości modlitwy włączyć w nią swoje ciało. Wieczna ułuda, naiwne traktowanie podejmowanych misji i ich fasadowe wypełnianie to według Huellego wieczne przywary Polaków. Ale kiedy w końcowej scenie poeta Józef Czechowicz recytuje fragment swojego Poematu o mieście Lublinie: Dookoła/ pagórków koła/dymiąca czarnoziemu połać//Mgły nad sadami czarnemi./Znad łęki mgły,/Zamknęły się oczy ziemi/powiekami z mgły, skłonniśmy poczuć, że "oczy ziemi" są zawsze pod opaską z mgły, w której my musimy się poruszać, i stąd określenie kondycji człowieka jest tak trudnym wyzwaniem.

Aby dać wybrzmieć różnorakim nastrojom Huelle śmiało łączy wysokie z niskim, onirykę z realizmem, humor z powagą. Niemal w kabaretowym stylu zbudował postać księdza Bucika szukającego w zgromadzeniu schronienia przed groźbami gangsterów. Również grupie oficerskiej dostało się satyrycznie. Rozważania o sztuce portretowej Witkacego i poetyckiej Czechowicza zostały ukształtowane na wzór monologującego o posługiwaniu się prozą pana Jourdan. Innego rodzaju komizm wnosi - pomijana dotąd w omówieniu - para: malarz i pokojówka. Kwestie, którymi się "prześpiewują", chwilami są niczym dialog nowożeńców z Wesela Wyspiańskiego. W kolejnych wejściach duet ten przyjmuje bardzo różne wcielenia, dając wyobrażenie o umiejętnościach stylizacyjnych autora i jego zamiłowaniu do eklektyzmu. Dla przeciwwagi są w sztuce momenty przejmujące oszczędnie wyrażonym tragizmem, jak choćby dwie egzekucje - cicha na Żydach i ta przy skocznej melodii kozaka na polskich oficerach, których enkawudziści symbolicznie wynoszą zza stołu.

I tym razem reżyserii sztuki gdańskiego autora podjął się Krzysztof Babicki, który od jedenastu lat jest dyrektorem artystycznym lubelskiego teatru. Do obsady mógł zaangażować wszystkich zatrudnionych tu aktorów, dzięki czemu otrzymaliśmy naoczny dowód umiejętności budowania przez niego zespołu. Aktorskie emploi i różne sprawności wykonawcze znalazły okazję do wykreowania barwnych osobowości scenicznych. Eteryczna Wysocka (Hanka Brulińska) łączy powaby kobiecego ciała z mistycznymi właściwościami ducha. To jako urocza gospodyni z wielką troską dba o wygody gości, to popada w budzącą dystans półobecność. Bardzo samotna w dźwiganiu ciężaru swoich widzeń. Siostra Agnes (Monika Babicka), jedyna czysta i autentycznie wierząca, balansuje między religijną histerią i katolicką niezłomnością. Początkowo nawet można sądzić, iż w swym uwielbieniu dla ciała Chrystusa też się kieruje erotycznymi pobudkami, tyle że z pominięciem ojca Zapaliczki. Matka przełożona (Jolanta Rychłowska) stoi pomiędzy ziemskim praktycyzmem wynikłym z odpowiedzialności za byt zakonnic, a dwuznaczną wiarą w siłę nowych praktyk modlitewnych propagowanych przez zakonnika. Rzeczowość jej podejścia do spraw gospodarczych kontrastuje z bezwolnością w ramionach franciszkanina. Ojciec Zapaliczko (Krzysztof Olchawa) - w przeciwieństwie do pierwowzoru przystojny - nie został obdarzony żadnymi szczególnymi właściwościami, prócz jednej - niczym nieskrępowanej śmiałości w sięganiu po kobiety. Biskup (Jerzy Rogalski) jako zurzędniczały przedstawiciel kościelnej hierarchii już samą swą powierzchownością przywodzi na myśl hybrydę poczciwości i fałszu. Postać z rysem charakterologicznej sprzeczności, w której safandułowatość walczy z żywą zapobiegliwością o interesy reprezentowanej instytucji.

Wojskowi (Witold Kopeć, Artur Kocięcki, Jan Wojciech Krzyszczak, Mariusz Budkowski) to mężczyźni o wspaniałej prezencji (zasługa treningu pod okiem Zbigniewa Szymczyka i kostiumologa Barbary Wołosiuk ) - mit ucieleśniony. Znakomity balans pomiędzy ogólną ogładą a wojskowym drylem. Józef Czechowicz (Mikołaj Roznerski) - szczęśliwie dla sztuki - sprawia wrażenie kogoś z innej rzeczywistości. Para: służąca Hanka (Agata Moszumańska) i malarz Jan (Przemysław Gąsiorowski) reprezentują dwie wzbogacające nastrój spektaklu witalności, ale w różnym stylu. Jej radość życia wynika z autentycznej energii młodości, jego - z potrzeby skrycia melancholii.

Powstało ciekawe pod względem kolorystycznym, rytmicznym i emocjonalnym widowisko. Korowody posuwających się płynnym ruchem kobiet w szarych habitach mają kontrapunkt w postaci salutujących i trzaskających obcasami mężczyzn o naprężonych korpusach pod dobrze skrojonymi mundurami. Wszystko to zaś przełamane tańcem i śpiewem oraz "robotniczym" folklorem słownym. Reżyser zapanował nad splotem różnej materii teatralnej, nie pozwalając jej zastygnąć na dłużej w żadnym kształcie.

Akcja rozgrywa się w jednym wnętrzu zbudowanym z ażurowych ścian. Jak dowiedzieliśmy się, ta koronkowa konstrukcja powstała z niezliczonej ilości sznurków powiązanych w supełki. Pomysł scenografa (Marek Braun) dobrze oddaje intencję autora i reżysera, by każdy element spektaklu budował taką "prześwitującą" dla myśli całość, która nie da się ująć za pomocą wykładni sprowadzonej do jednej tezy. Błogosławiony trud myślenia, na jaki nas ta sztuka skazuje, kiedy chcemy zdefiniować jej przesłanie. Rysuje się ono - wbrew wymowie autentycznych zdarzeń - niewyraźnie, jak Lublin z poematu Czechowicza spowity gęstą mgłą. Ale siła tego obrazu sprawia, że jesteśmy przekonani, iż za mgłą kryją się rzeczy istotne.

Magdalena Jankowska
Akcent
25 czerwca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia