Bluzg

"Encyklopedia duszy rosyjskiej" - reż. T. Kireńczuk i P. Sieklucki - Teatr Nowy, Kraków

O rzucaniu mięchem, narodzie bezmózgowców, puszących się baszach. A także Księżycu krągłym jak bałałajka i dobrym smaku. Ot co!

Swoistym fenomenem jest publiczność, zwarty tłumek cierpliwie czekający na wpuszczenie na salę. Dawniej, w czasach słusznie minionych, nazwano by ją "biletowaną", czyli wartościową, co oznaczałoby - dobrowolnie kupującą bilety w kasie, a nie spędzaną przez dostarczycieli słusznej rozrywki dla mas zwanych kaowcami. Czeka, pokornie czeka, bynajmniej nie psiocząc na opóźniający się spektakl, później błyskawicznie zajmuje wszystkie, co do jednego miejsca. Klaustrofobicznie ciasno i duszno, bo salka mała. Scenka w proporcjach też malutka, a ma się przez nią przetoczyć ho, ho - nie w kij dmuchał - historia Rosji, a w niej ludzkiej duszy.

Dwóch facetów - jeden starszy, drugi młodszy - ubranych w ferszalunki w kolorze brudnej zieleni, tacy, co to mogą zalepiać przerwane rury z dopływem wody, albo gazu. Siedzą, zresztą nomen omen, przy rurze, ale w oddaleniu od siebie, jeden po lewej, drugi po prawej stronie scenki (to, że rura symbolizuje potężny Gazprom domyślę się później). Siedzą I tak sobie posiedzą do końca. Siedzą i klną. Do siebie? Nie, przed siebie, bo wprawdzie teoretycznie rozmawiają ze sobą, ale praktycznie im to nie wychodzi. Puszczają w przestrzeń, w kierunku widzów pawie wiązanek wyrazów od k przez ch do p tam i z powrotem. Rzucają mięchem na temat Rosji, Rosjan, ich duszy, a raczej jej braku. Bydlęcy, rozpity naród bezmózgowców i te elity, Miedwiediewy, Putiny gnębiące Chodorkowskich, puszące się niczym bizantyjscy baszowie! Rosja to wielka pizda - rzuca ze środka trzewi jeden z dwóch, pozierających na publiczność ukradkiem. Ona chichocze, ale nie przesadnie. Żeby wyjaśnić, do czego zmierzam muszę zrobić małą dygresję.

Siedzimy przed chałupą Zośki i Zbynia, zakąszając czystą (bo innej się tu nie pija) kiełbasą, przerośniętym boczusiem i ogórkami domowej roboty. Wieś śpi. Nad nami rozgwieżdżone niebo, Księżyc sierp jakiś Ech! Nasze głosy niosą się na drugi brzeg jeziora. Zbynia i Zośki coraz potężniejsze. Jezu jak oni klną! Justyna, zamężna córka, dość milcząca, wolno rozkręca się w konwersacji, ale jak zacznie swoje! Tajfun, siarczysty huragan, a jaka pomysłowość w zderzaniu fraz! Uwielbiam ich słuchać świntusząco-klnących, po wódce, bez wódki, na polu, w stajni, w drodze do kościoła. Bo ich mowa jest naturalna, płynie z duszy, z tradycji, bo ojciec i matka takim językiem gadali i te ich "przejebane kurwy" brzmią soczyście, wręcz pysznie. Mają sens naturalnych przerywników.

Wracam od wspomnienia do przedstawienia i już mi się nawet nie chce dalej pisać. Bo co tu dużo mówić. Paw. Tekst Wiktora Jerofiejewa zbity, skompresowany w godzinny bluzg. Gdyby książka Encyklopedia duszy rosyjskiej była tak napisana, nikt nie miałby prawa powiedzieć, że to jest świetny rosyjski pisarz, prześmiewca, który kocha swój kraj i zarazem go nienawidzi, ale też, jak nikt potrafi pokazać jego dwoistość, troistość, piękno i szpetotę.

A tu idzie tak: Bluzg na temat chlania i pieprzenia, po nim przerywnik filmowy - scenki rodzajowe z Rosji, bluzg, ekran, bluzg, w finale przepowiednia apokalipsy, Moskwa rozp... Między monologami facetów udających roboli, a scenkami filmowymi nie potrafię dojrzeć logicznego związku, prócz powierzchownego pomysłu posuwania scenariusza do przodu. Żeby widzowie nie musieli przez godzinę patrzeć tylko na tych dwóch nieruchawych.

Od strony aktorskiej: Starszy bluzgacz - Edward Linde-Lubaszenko - rola przeciętna, bez większych wrażeń. Młodszy, zarazem reżyser spektaklu - Paweł Sieklucki - rola zdecydowanie zła, postać prymitywna, jednowymiarowa, gorzej - bez wymiaru. I to wrażenie bluzgu brzmiącego nieestetycznie.

Elzbieta Konieczna
Miesiąc w Krakowie
12 stycznia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia