Bo teatr to przede wszystkim ludzie

rozmowa z Bogusławem Słupczyńskim cz.2

Lider Teatru CST opowiada o polityce, teatrze i podsumowuje swoją dotychczasową pracę artystyczną na Śląsku Cieszyńskim. Dziś druga część rozmowy, wczoraj publikowaliśmy część pierwszą.

Jak Pan sądzi, dlaczego na Śląsku, a szczególnie na Śląsku Cieszyńskim działa tak znikoma liczba teatrów niezależnych?
Zastanawiałem się nad tym nie raz. Po 14 latach obecności tutaj, doświadczeniach na Górnym Śląsku i obserwacji ogólnopolskiego życia teatralnego dochodzę do wniosku, że być może tutejsze tradycje każą kojarzyć sztukę teatralną bardziej z rodzajem zabawy czy biesiady. U podstaw myślenia i planowania wydarzenia często już jest założenie, że teatr ma się podobać, ma być rodzajem rozrywki. Na Śląsku teatr przekłada się mocno na estetykę i poetykę lokalną, ludową.
A jak wiadomo teatr niezależny porusza się w zupełnie innej przestrzeni.

Sfera życia społecznego, politycznego, takiego rodzaju zaangażowania, nigdy nie wchodziła tu do teatru. Teatr był bowiem od czegoś zupełnie innego. Dopiero w ostatnich latach zaczęło się to trochę zmieniać. Tereny Śląska ominęła też rewolucja artystyczna lat 50., 60. i 70. I to pokutuje do dnia dzisiejszego. Może te rewolucje zwyczajnie nie były tu potrzebne?

Jednak brakuje też edukacji teatralnej z prawdziwego zdarzenia. A brak edukacji przekłada się na hermetyczność i zamknięcie na wszystkie poszukiwania. Ale tak jest wszędzie. Poza tym, mam ostatnio wrażenie, że sytuacja zaczyna się jednak zmieniać. Od dłuższego już czasu są obecne takie grupy jak Teatr Gry i Ludzie czy Teatr Rawa, oba z Katowic. Jakiś czas temu oglądałem na przykład niezwykły performance Krzysztofa Kumora w Tychach.

Może więc warto zaprosić do Skoczowa niezależnych artystów z różnych stron kraju, ale nie z gościnnymi przedstawieniami, ale na zasadzie teatralnej rezydencji zakończonej premierą lub organizować festiwale teatralne?
To są bardzo ciężkie sprawy, bo wszystko wiąże się z finansami. Nie wiem, czy byłaby to dobra propozycja dla Skoczowa. Raczej skupimy się na przygotowaniu projektu festiwalu teatrów plenerowych, dla którego śródmieście Skoczowa jest doskonałą „scenografią". Ta wizja spotkała się z zainteresowaniem i przychylnością pani burmistrz.

W Cieszynie od 25 lat działa teatralny Festiwal Bez Granic, wcześniej Festiwal Na Granicy. Kiedyś potężna instytucja, jeden ze starszych festiwali teatralnych w kraju. Współcześnie ma już mniejsze znaczenie, ale dalej działa. Na czym polega cieszyński fenomen tego festiwalu? Publiczność tej imprezy tak naprawdę liczy może z 200 osób, a dużych, drogich zapraszanych przedstawień odbywało się tu czasem kilkanaście. Bardzo dużo zatem zależy od przekonania władz, że dana inicjatywa teatralna ma sens i warto ją ciągnąć, a co za tym idzie, finansować.

Oczywiście w Polsce są miasta, których włodarze wierzą, że warto wspierać i duże machiny festiwalowe, i mniejsze festiwale oraz teatry niezależne. Natomiast wśród tutejszych, obecnych włodarzy tego przekonania nie ma. Nie tylko nie ma takiego przekonania, a wręcz jest contr-przekonanie oparte na słabych kompetencjach, że to jest niepotrzebne. Mówię oczywiście o Cieszynie.

Jednak teatralna sztuka alternatywna najczęściej ma zapisany w swej tradycji konflikt z władzą. Mimo tego takie teatry nie przestają działać. Chociażby przykład legendarnego Teatru 8 Dnia z Poznania, który zmaga się z nieprzychylnością władz różnych systemów od 40 lat...
Oczywiście, ale ten konflikt nie może być permanentnym zjawiskiem. Ten "konflikt" powinien być w jakiejś perspektywie konstruktywny. W naszym regionie nie ma przyzwyczajenia do pewnych kanonów myślenia i działania. Przykładowo, jeśli my idziemy jako zespół teatralny publicznie bronić burzonego zabytku Cieszyna, urządzając do tego happening, to w dziwny sposób społeczeństwo nie odczytuje tego jako postawę humanistów, tylko naiwniaków lub cwaniaków. Gdzie indziej lokalna władza naszą postawę potraktowałaby jako część dialogu, a tutaj traktuje jako rodzaj występku, czyli wykroczenia poza przyjęte normy. Społeczeństwo uważa, że to wszystko nie jest jego sprawą. Poza tym, ma być zawsze miło. Z każdej strony.

W związku z tym jeśli nie ma zrozumienia nawet na tak podstawowym poziomie, to nie można mówić o rozwoju teatru niezależnego, nie można mówić o żadnym rozwoju. My wiemy i rozumiemy, że działalność takiego teatru jest szalenie potrzebna. Tę potrzebę uświadamia sobie też konkretna grupa widzów, która jednak nie ma wpływu na egzystencję miasta. I to jest dramatyczna sytuacja. Choć to zmieni się kiedyś. Pewnie za 50 lat sytuacja będzie wyglądać inaczej, tylko nas już nie będzie...

Ostatnio spotkało Pana sporo zdarzeń kosztujących wiele stresu, mimo tego od razu podjął się Pan nowych wyzwań. Nie pomyślał Pan o przerwie, odetchnięciu od tych wydarzeń przez jakiś czas?
To jest tak, że człowiek nie ma wyjścia. Nie mogę sobie pozwolić na dystans nierobienia niczego czy łapania nowej formy. Trzeba pracować dalej i tyle. Natomiast w tej mojej historii bardzo ważni są ludzie i ich wsparcie. W tym trudnym momencie okazało się, że mogę na nich liczyć. Myślę, że to, co się wydarzyło, czyli bezpardonowe potraktowanie nie tylko mnie, ale całego teatru, duża grupa osób odebrała do pewnego stopnia osobiście.

Ludzie czują podświadomie, że było to złamanie pewnych norm, które powoduje destrukcję życia społecznego. Tu już nie chodzi o mnie czy o teatr, tu chodzi o rzecz bardziej fundamentalną, bo przez takie działania życie społeczne degraduje się. Degraduje się miasto, w którym żyjemy. Niedawno została zwolniona z pracy nasza koleżanka, wieloletni pracownik Biblioteki Miejskiej w Cieszynie, oddana swojej pracy jak mało kto, zaangażowana w animację czytelnictwa, prowadząca działania z dziećmi i młodzieżą. Nie jestem w stanie tego zrozumieć. Inny przykład to nieprzedłużenie umowy przez COK z osobą, która była jednym z najlepszych i najbardziej kompetentnych pracowników.

Jednak mniej więcej od zeszłego roku zaobserwowałem pewne zmiany. Mieszkańcy zaczynają szukać swojego stanowiska i głośno je komunikować. Zaczęli mówić własnym głosem, pojawił się pomysł referendum, Kongres Kultury czy wzmożona aktywność organizacji pozarządowych, Krytyki Politycznej. To dobry znak. Miejmy nadzieję, że na tym się nie skończy, bowiem wygodne milczenie zabija wszystko.

Wracając jednak do mojej historii, myślę, że gdyby to, co mnie spotkało, wydarzyło się 10 lat temu, prawdopodobnie już nie mógłbym podnieść się po tym wszystkim. To jest niewyobrażalny cios, to jest próba pozbawienia godności. Zastanawiam się czasem, jakie trzeba mieć predyspozycje, by być gotowym na taki akt wobec drugiego człowieka. Jednak w trakcie tych kilkunastu lat pracy wyrobiłem w sobie pewną postawę i mam poczucie własnej drogi i wartości.

A co będzie z Teatrem CST?
Przez ostatni czas w ogóle nie miałem głowy do tej pracy. Poza tym należy mieć na uwadze, że ten teatr doszedł do pewnego wieku, więc trzeba liczyć się ze zmianami. W jakimś sensie naszą działalność w Cieszynie zakończyliśmy. Dobiegł końca pewien etap, a jaki będzie następny, jeszcze nie wiem. Na razie plan jest taki, że będziemy przygotowywać kolejny spektakl w takich warunkach, jakie są. Zrealizujemy adaptację książki Tarasa Prohaśki "Niezwykli" i to będzie powrót do tego, czym byliśmy 10 lat temu, do tego typu teatru, który wtedy wykonywaliśmy. Natomiast miejsce realizacji nie jest dla mnie w tej chwili szalenie ważne, ale sądzę, że premiera powinna być w mieście Prohaśki, w Stanisławowie na Ukrainie. Bo teatr to przede wszystkim ludzie.

Małgorzata Bryl-Sikorska
gazetacodzienna.pl
3 czerwca 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia