Bo teatr to przede wszystkim ludzie

Rozmowa z Bogusławem Słupczyńskim

Lider Teatru CST opowiada o polityce, teatrze i podsumowuje swoją dotychczasową pracę artystyczną na Śląsku Cieszyńskim. Dziś pierwsza część rozmowy, jutro opublikujemy część drugą.

Małgorzata Bryl: Po Pana odejściu z Cieszyńskiego Ośrodka Kultury "Dom Narodowy" pojawiły się w polskim środowisku teatralnym głosy zaniepokojenia, że przerywa Pan także działalność w Teatrze CST. To prawda?

Bogusław Słupczyński: To jest absolutna nieprawda. Jednak to miłe, że ktoś w ogóle się o nas niepokoi, bo jestem przyzwyczajony do tego, że ludzie raczej się nie przejmują. Pracy w Teatrze CST nie przerwaliśmy, bo jest ona częścią naszej egzystencji, mimo że zawsze było trudno.

Niedawno objął Pan stanowisko instruktora programowego Teatru Elektrycznego w Skoczowie.

Zaproponowano mi to stanowisko, gdy było jasne, że moja dalsza praca w "Domu Narodowym" jest niemożliwa. Teraz pracuję w nowym obiekcie, który jest częścią MCK "Integrator" w Skoczowie. Jestem w świetnym zespole ludzi. Już pierwszego dnia otrzymałem od dyrektora Roberta Orawskiego klucze do budynku i kod do systemu alarmowego. W "Domu Narodowym" nie doczekałem się tego przez 14 lat. Zaufanie jest podstawą w pracy.
Zanim odszedłem z "Domu Narodowego", zgłosiliśmy, w końcu 2012 roku, pomysł nadania naszemu teatrowi statusu instytucji miejskiej, ale oczywiście nie było na to zgody, chociaż byłaby to najtańsza instytucja kultury w Cieszynie. Prosiliśmy też o niewielką dotację, która umożliwiłaby nam opłacenie naszej sali w Cieszynie, ale i na to nie mogliśmy liczyć.

To dlatego odszedł Pan do Skoczowa? Wygrał Pan proces, w którym odwołał się Pan od dyscyplinarnego zwolnienia z "Domu Narodowego". Mógł Pan wrócić do pracy.

I wróciłem na trzy tygodnie, ale potem odszedłem, bo to było już zupełnie inne miejsce. Nikt tam już nie chciał ani mnie, ani Teatru CST. Moje stanowisko nowa dyrektor zlikwidowała. W związku z tym byłoby absurdem, gdybym dalej tam przebywał. Jednak te wszystkie zajścia nie są już tak naprawdę problematyczne dla mnie, tylko dla miasta. My jako teatr swój problem rozwiążemy, ale jest pytanie, jak swój problem rozwiąże teraz miasto i jego mieszkańcy. Byliśmy i póki co jeszcze jesteśmy dobrem kultury Cieszyna, podobnie jak inne, małe, ale ważne podmioty kultury, a władze tego miasta pozwoliły i nadal pozwalają, żeby niszczono to dobro. I jeżeli taka jest wola demokratycznie wybranych włodarzy Cieszyna, to mieszkańcy muszą liczyć się z tym, że na tym ucierpi ich życie społeczne.

Duże instytucje nigdy nie spełniały i nie spełnią funkcji kulturotwórczej i animacyjnej dla wszystkich. Są ludzie, którzy potrzebują czegoś innego. Takie traktowanie niezależnych inicjatyw kultury będzie miało swoje konsekwencje w przyszłości, choć nie da się tego przeliczyć na metry, kilogramy i pieniądze. Niemniej próba zniszczenia naszego teatru uderza w kondycję społeczną miasta, we wszystkich mieszkańców, a nie tylko w tych, którzy do nas przychodzili i nas lubili. Pojawił się destruktywny i niebezpieczny akt, który, stając się normą, będzie zabójczy także dla innych.

Jakie ma Pan plany względem działalności Teatru Elektrycznego w Skoczowie jako jego nowy animator?

To dwa kierunki: działalność artystyczna i edukacyjna. Zapraszamy i prezentujemy pracę twórczą naszych kolegów - artystów. Tworzymy dzięki nim repertuar spotkań, prezentacji, spektakli małych form, koncertów i recitali. Z kolei funkcjonowanie w Skoczowie stałego zespołu teatralnego nie może się udać, bo na to nie ma środków. W związku z tym postawiliśmy na edukację - zajęcia teatralne z dziećmi i młodzieżą na trzech poziomach wiekowych. Współpracuję tutaj z Krzysztofem Cisem i Renatą Swobodą. To od marca bardzo fajnie funkcjonuje i myślę, że w czerwcu będą już pierwsze efekty tej działalności w postaci prezentacji. I to jest inwestycja w przyszłość, czyli tworzenie warunków, żeby teatr wartościowy artystycznie był tam rozpoznawalny.

Mamy znakomitą obsługę promocyjną realizowaną przez Szymona Krupkę oraz techniczną w osobach Romana Szonowskiego i Piotra Iwacza. Wspólnie z Weroniką Matuszny rozkręcamy kawiarnię dzięki wsparciu sprzętowemu firmy "Mokate". Świetnie sprawdza się też system internetowej rezerwacji i sprzedaży biletów realizowany przez Natalię Kałużę.

Teatr Elektryczny, choć zwany teatrem, dotąd egzystował głównie jako kino. Będzie Pan próbował zmieniać przyzwyczajenia odbiorców i zamiast propozycji kinowych oferować przedstawienia teatralne?

Dla większości mieszkańców to zawsze było miejsce prezentacji filmowych. I to jest w porządku. Kino jest bardzo ważne. Tylko, że teraz procent udziału w programie teatru i filmu będzie porównywalny. Działamy w tym kierunku, mimo że po remoncie to miejsce pod względem technicznym zdecydowanie lepiej nadaje się dla potrzeb filmu niż teatru. Teatr napotyka tam na przeszkody, bo jest mała scena, jeszcze mniejsze zaplecze oraz te "uchwyty na colę" w siedzeniach... Jednak pomimo bardzo silnych skojarzeń z kinem typu multipleksowego zauważyłem, że można sprawić, iż to miejsce zaczyna kojarzyć się jeszcze z czymś innym. To jest kwestia czasu.

W jaki sposób zmiany w Teatrze Elektrycznym są promowane?

Cały czas promujemy się przez lokalną prasę czy portale społecznościowe. Sami projektujemy graficzny wizerunek naszych propozycji. Budujemy tożsamość wizualną i markę tego miejsca. Naszą ofertę kierujemy do mieszkańców Skoczowa i okolicznych miejscowości, ale także do turystów w Wiśle i Ustroniu. Staramy się tworzyć wyraźny komunikat dla publiczności, sygnalizujemy pewien styl i charakter oferty.

Jednak należy sobie zdać sprawę, że prezentacje w małych miejscowościach wiążą się z, powiedziałbym, nieco inną percepcją kultury. Trzeba przyzwyczaić odbiorców do nowej sytuacji, do tego, że na przykład nie można tu wejść prosto z ulicy, bo jest "jakaś heca". Działamy w kierunku, by wyjść z "świetlicowej" percepcji. Jednak nie chodzi tu też oto, aby tworzyć miejsce dla wyimaginowanych "wyższych sfer" czy dla elity.

Dlatego może warto wyjść do odbiorców?

Mam wieloletnie doświadczenie w działaniach w terenie. Jednak obecnie w Skoczowie nie mamy takich możliwości organizacyjnych, by wychodzić na zewnątrz. Najpierw chcielibyśmy "opanować" ten budynek, który jest dużym wyzwaniem. Ten obiekt trzeba wypełnić treścią oraz nadać mu kształt i styl. Widzów nie będziemy zmieniać na siłę, z kolei same wydarzenia będą nowoczesne, bezpośrednie i na wysokim poziomie profesjonalizmu. Zależy nam na tym, żeby ludzie zaczęli dostrzegać i doceniać jakość, nawet wtedy, kiedy nie przyjeżdżają "telewizyjne postacie" z Warszawy. Naszym marzeniem jest, by Teatr Elektryczny był rozpoznawalny jako przestrzeń sztuki w Skoczowie i dalej. Przestrzeń sztuki w Skoczowie, a nie na przykład w Bielsku, Katowicach czy Krakowie.

Małgorzata Bryl-Sikorska
gazetacodzienna.pl
2 czerwca 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia