Bo we mnie jest Bellmer

"Cyrk Bellmer" - reż. Marcin Herich - Teatr A Part w Katowicach

Lalka, czyli uległość i dystans. Mroczny przedmiot wyobraźni - w pokoju dziecinnym i na salonach. Muza surrealistów. Urzeczowiona nadrzeczywistość - nie raz, a zawsze inaczej, choć częstokroć w świadomym kolektywie nieświadomości: Bellmer amputuje i mnoży jej członki, by potem sfotografować, Eluard użycza głosu - tworząc poezje do sesji Bellmera, Herich ubiera ją w ciało i puszcza w ruch. W cyrku Bellmer b/o. Publiczność to tylko kamuflaż

Z widowni na scenę wychodzą cztery kobiety. Na progu jedna z nich odwraca się jeszcze i dotyka (szczypie?) widza z pierwszego rzędu. Teraz jest jasne – to istota z krwi i kości. Tu wszystko się dzieje ‘naprawdę’. Cyrku Bellmer się nie ogląda. W cyrku Bellmer się żyje. W totalnej niewoli ciała i wyobraźni. Żeby nie było wątpliwości, arenę okala drut kolczasty – nie do sforsowania. Ale cyrk Bellmer to nie domek (obóz) dla lalek. Krzesło nad areną (tron?) zieje pustką. Cyrk Bellmer jest domeną lalek. I anagramów ciała.

Nogi, nogi, nogi i jeszcze raz nogi – w pensjonarskich, czarno-białych podkolanówkach. W odbiciach wertykalnych (wzdłuż linii brzucha) i kątach: ostrych, prostych i rozwartych. Aktorki Hericha, z kreślarską wręcz precyzją, mnożą i amputują linie, zgięcia i wypukłości ciała. Tworzą dziwaczne konstelacje z cielesnych powtórzeń – znak rozpoznawczy Bellmera. Jakby on sam wszczepił im w miejsce stawów – złącza kulkowe. Niespokojne rozgwiazdy o ośmiu nogach (kopie ramienia) to jawa, nie sen. I zaledwie początek surrealnej tabliczki mnożenia w cyrku Herich.

Reżyser, bowiem, komplikuje i kombinuje działania Bellmera na ciele – przepuszcza fantazje lalkarza przez subiektywny filtr własnej wyobraźni. I autoironii. Rozchichotane podlotki przeglądają się w czaszkach klaunów o upiornych siekaczach, gumowe rękawice w rozczapierzonych szponach, a subtelność w grotesce i melodramacie – huśtawka nastrojów (z podbitkami) to popisowy numer w cyrku Marcina Hericha. Co więcej, cytujące się ciało infekuje cyrkowe zewnętrze. Transfer usta-wagina odbija się echem w rozchylonej kurtynie i rozwartym wieku od trumny. Kochanek-koroner-reżyser. Oryginalne kopie b/o.    

Bez ograniczeń – bo lalka ma swój świat u Hericha. I wyobraźnię. Konstelacje czarno-białych, pasiastych pończoch przechodzą nagle w galop spłoszonych zebr. I tworzą się nowe spontaniczne konfiguracje – „konwulsyjne piękno” z postulatu Bretona. Co prawda, smagnięcia batem brzuchatych zombie (w makijażu klauna) plus abrakadabry dadaisty-iluzjonisty (rewelacyjni Cezary Kruszyna, Marek Radwan i Lesław Witosz) ustawiają lalki do pionu, ale tylko na moment. To nie tresura, ale zapasy. Na zmianę z musztrą i „Heil Hitler”, lalki oddają się z upodobaniem anatomicznym rojeniom. Psychodelia z ringu Francisa Bacona na planie slapsticku Bustera Keatona. Trudno rozsądzić czy śmiać się, czy płakać w cyrku Bellmer b/o.

Lalki Hericha nie głowią się nad tym – chowają głowę (i rozsądek) za resztą ciała, albo ubraniem i maską. A mimo to, wykonują – z techniczną precyzją – karkołomne ewolucje. Do przewrotnych słów Ordonki: „za czym tęsknię dziś, o czym marzę dziś, możesz z twarzy wyczytać tę myśl.” Jak to rozumieć? „Musisz sercem zrozumieć,” dośpiewuje Ordonka – na nutę Hericha. Bo ciało w cyrku Bellmer czuje, myśli i fantazjuje w całej rozciągłości, w trzewiach i w nieświadomości. Wymyka się zewnętrznej, odgórnej kontroli. „To nie sama głowa miała inwencję matematyk,” Herich powtarza za Bellmerem. I funduje nogom wielokrotny ‘coming out.’ A publiczności – po kolejnym powtórzeniu – hipnozę. Przy jazgocie katarynki, w oszałamiającym świetle reflektorów i odurzającej czerwieni na scenie (kurtyna, wino, szminka, cmentarne harpie i wieńce) budzi się nieświadomość, a z nią majaki i marzenia.

Spektakl Hericha jest, więc, złączem kulkowym w stawach publiczności. Ożywia i ucieleśnia  wyobraźnię. I legitymizuje marzenie (lalkę), podejrzane o to, że jest tylko fikcją. Z finezją i bez ogródek, z nostalgią i rechotem, pół żartem i pół serio, z Bellmerem i bez. I stąd cały ten cyrk: „związek obdarzony realnością zdecydowanie wyższą [niż rzeczywistość], gdyż zarazem subiektywną i obiektywną” – cytując Hansa Bellmera, ale w cyrku Herich i Sp. z o.o.  

Monika Gorzelak
Dziennik Teatralny Katowice
5 grudnia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...