Bohaterowie Kieślowskiego błaznują na scenie

2. Międzynarodowy Festiwal Teatralny. Warszawa Centralna

Spektakl "Trzy kolory: niebieski, biały i czerwony" pokazany w stołecznym Dramatycznym jest inteligentną zabawą trylogią Krzysztofa Kieślowskiego. Na podstawie jego scenariuszy holenderski reżyser Johan Simons zrobił dynamiczne przedstawienie z aktorami teatru Munchner Kammerspiele

Tytuły filmów - "Niebieski", "Biały" i "Czerwony" - układają się w barwy francuskiej flagi. Symbolizują podstawowe demokratyczne wartości - wolność, równość i braterstwo. Kieślowski pokazał, że są jedynie sloganami, nieistotnymi dla samotnych i nieufnych wobec siebie ludzi. Simons nie idzie tropem polskiego reżysera, ale sprawdza, czy można zachować fabułę jego filmów eksperymentując z psychologią postaci. 

W pierwszej części - poświęconej "Niebieskiemu" - Julie traci w wypadku męża i dziecko. Aktorka Sylvana Krappatsch ból po stracie bliskich pokazuje poprzez błazenadę - krzyczy, stroi miny i biega po scenie, na której znajduje się przełamany na pół, zniszczony samochód. Przypomina bohaterkę farsy, a nie cierpiąca wdowę i matkę. Teatr Simonsa kpi z realizmu, nie analizuje emocji; nie tworzy także scenicznej iluzji. Reżyser przedstawia traumatyczne przeżycia za pomocą przesadnych gestów. Bohaterka, która w obliczu tragedii zachowuje się jak klaun, niepokoi i prowokuje do myślenia. 

Scenografia w części poświęconej "Białemu" sprawia wrażenie bałaganu. Polski emigrant, którego porzuca żona Francuzka, potyka się o rozrzucone przedmioty. Panujący na scenie nieporządek oddaje jego psychiczną kondycje - stracił kontrolę nad życiem. Wraca do kraju i przechodzi przemianę - z fryzjera nieudacznika staje się przebiegłym biznesmenem. Transformacje postaci pokazał Simons jako wysiłek fizyczny. Aktor Thomas Schmauser biega, skacze i obficie się poci. Drugoplanowych bohaterów filmu, także Polaków, reżyser przedstawił jako komicznych wąsatych cwaniaków. 

Powolny rytm trzeciej części przedstawienia pasuje do tempa "Czerwonego". Młoda kobieta poznaje emerytowanego sędziego podsłuchującego sąsiadów. Grający go aktor nie wstaje z krzesła. Zatopiony w rubinowym świetle, łamiącym się głosem opowiada o usłyszanych sekretach.

Spektakl wciąga i intryguje, o ile oglądało się filmową trylogię. Bez jej znajomości trudno podziwiać pomysłowość i poczucie humoru holenderskiego twórcy. Simons nie chciał stworzyć autonomicznego dzieła, ale przedstawienie dyskutujące z twórczością Kieślowskiego i zależne od filmowego pierwowzoru. Kilka lat wcześniej zmagał się z jego "Dekalogiem", cyklem interpretujących dziesięć przykazań. Niedzielny spektakl zakończył Międzynarodowy Festiwal Teatralny Warszawa Centralna "Migracje".

Tomasz Gromadka
Rzeczpospolita
6 listopada 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia