Bójcie się, panie, panowie

"Lekko nie będzie" - reż. Tomasz Sapryk - Teatr Kamienica, Warszawa

Dobra komedia musi być z życia wzięta. Wtedy śmieszy kaskadowo i kompletnie. Znosząc bariery i konwenanse, umie wzbić się do granic absurdu, zyskując na sile. Jak było w przypadku samograja „Lekko nie będzie" autorstwa Jeana-Claude'a Islerta? Czy w Gdyni ludzie śmieją się bardziej?

Reżyser i jednocześnie aktor, Tomasz Sapryk, po sierpniowym pokazie, kiedy widzowie owacyjnie oklaskiwali występ, stwierdził, że gdyńska publiczność jest najlepsza. I chyba dał tym samym przyzwolenie, aby sądzić, że mieszczański, nadmorski odbiorca ma się dobrze i jest przychylnie nastawiony do proponowanych wydarzeń artystycznych. Dwuaktowe przedstawienie, przy wypełnionej szczelnie widowni w Konsulacie Kultury, wzbudziło żywe reakcje i uśmiechy na twarzach. No i lepszego komentarza nie trzeba. A przecież...

Autor sztuki porusza się swobodnie w rejonach nie dla wszystkich dostępnych. Małżonkowie po rozwodzie prowadzą życie na własny rachunek i nie muszą przed nikim się tłumaczyć, mając zapewnione alibi i możliwość skoków na głęboką wodę. Nie odczuwają problemów finansowych. Mają córkę, która akceptuje ich rozwód, a właściwie jest jej to na rękę, że on nastąpił. No i właśnie te wymienione „składniki" koncepcji są realnie mało powszechne, wszystko inne – już jak najbardziej. A zatem miłość poza obowiązującym „porządkiem" wiekowym i wszelkie konsekwencje z tego wynikające, skłonność do egzaltowanego interwencjonizmu rodzinnego w sytuacji, gdy może być narażona czyjaś duma, interesowność oraz nieobliczalność młodych lub starych.

W historię i specyfikę miłości Édouarda, Marion i Julie wpisani są Sarah, Dominika i Marco, tworząc duety raczej prawdopodobne. Édouard (Tomasz Sapryk), nauczyciel na wskroś akademicki, szuka akceptacji oraz uznania w oczach i ramionach Sarah (Paulina Lasota), ona chyba do końca „nie ogarnia" dławiących ją emocji, choć najkrócej można by powiedzieć – kocha szaleńczo. Marion (Małgorzata Sadowska) potrzebuje męskiego ogiera, który będzie jej oddany, dlatego wybiera elektryka Dominika (Jarosław Wojciechowski), którego poznać „nie zdążamy". Julie (Natalia Smagacka) jako studentka uczelni artystycznej smakuje różne „dania", kolokwialnie mówiąc, a że gust ma dobry, trafia na atrakcyjnego poetę, gołodupca Marco (Sambor Czarnota). Mieszanka wybuchowa bohaterów gwarantuje na pewno tempo i kontrolowane fajerwerki, choć...

Tomaszowi Saprykowi udało się po raz kolejny (w 2015 r. reżyserował ten sam tytuł w warszawskim Teatrze Kamienica) stworzyć energetyczną, urokliwą opowieść o przypadłościach natury ludzkiej, z przyzwoleniem na miłość w każdym wieku, bez łamania się z konwenansami. Jako Édouard stworzył od początku do końca ciekawą, przemyślaną kreację, choć jego osobista aparycja, najpewniej, starczyłaby za wystarczający komentarz. Małgorzata Sadowska nieco zbyt drapieżnie potraktowała swoją wapmpiryczną emocjonalnie postać i momentami przytłaczała, ale wszystko mieściło się w koncepcji i przerysowanej konwencji. Sambor Czarnota dodawał uroku spektaklowi koncepcją swej postaci, choć „birbant" szarżował po tzw. bandzie z ojcem swej wybranki. Zdecydowanie wyróżniały się od wymienionych dwie aktorki. Lasota i Smagacka, choć obie młode jeszcze, za wszelką cenę młodość próbowały wydobyć z siebie, co szczególnie w przypadku Smagackiej wyszło nienaturalnie i zbyt topornie. Zabrakło dramatycznej lekkości i wydaje mi się, że zwyczajnej skromności.

Spektakl komedią jest lekką, a w życiu, jak wiadomo, lekko nie jest, zatem – „pędzikiem" do Konsulatu.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
28 sierpnia 2019
Portrety
Tomasz Sapryk

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...