Bójmy się zatrzaśniętych drzwi

"Boulevard Voltaire" - reż. Andrzej Bart - Teatr TV

Spektakl Andrzeja Barta, z kreacjami Ewy Wiśniewskiej i Janusza Gajosa oraz zdjęciami Paryża autorstwa Witolda Adamka to najlepsza od lat produkcja Teatru Telewizji

Debiutem znanego pisarza i scenarzysty poniedziałkowa scena wraca do dobrej współczesnej literatury. W ostatnich latach mieliśmy bowiem festiwal lepszych lub gorszych docudram i opartych na archiwach - historycznych rekonstrukcji. Bart udowadnia, że o gorących polskich problemach można opowiadać bez historycznej dosłowności, skutecznie trafiając do widzów. Wcześniejszy kinowy "Rewers" na podstawie scenariusza Barta pokazał nieludzkie oblicze komunizmu przez pryzmat relacji damsko-męskich. Nawet miłość podlegała inwigilacji. Nawet narzeczony mógł się okazać funkcjonariuszem systemu, randki zaś pretekstem do zapełniania ubeckich teczek. Podobnym zabiegiem pisarz posłużył się w "Boulevard Voltaire".

Pewnie nie jest głuchy na debaty, jakie przetoczyły się przez Polskę w związku z Jedwabnem czy książkami Jana Tomasz Grossa. Niektórym otworzyły oczy na historię, ale zaowocowały, niestety, również stereotypami, a także coraz większym zacietrzewienie stron. Jedna akcentuje wyłącznie antysemityzm Polaków, druga - antypolskość obywateli żydowskiego pochodzenia.

Bart, zamiast powtarzać ogólnie znane argumenty, wolał zderzyć losy mężczyzny i kobiety: Żydówki, która wyemigrowała z Polski do Francji po 1956 roku, i Polaka zmuszonego do pozostania w Paryżu w czasie stanu wojennego. I tym razem wspaniale bawi się przypadkiem, bo tylko on pozwala na spotkanie ludzi z innego kręgu niż własny; bo tylko tak możemy zdać sobie sprawę z uprzedzeń, jakim ulegamy i które tworzymy.

Autor w przewrotny sposób posłużył się też motywem polskiego hydraulika. Pan R., grany przez Janusza Gajosa, jest przystojny, ale już niemłody. Trudno o nim powiedzieć, że robi furorę wśród paryskich dam. Ale na bogatej i samotnej wdowie o żydowsko-polskich korzeniach może wywrzeć wrażenie walorami innymi niż sprawne posługiwanie się francuskim kluczem. Gajos z niezwykłą delikatnością pokazuje mądrego i wrażliwego człowieka, który oswoił się z losem, nieszczęściem i nieśmiałością. Pani Z. (Ewa Wiśniewska), obcując z krezusami, wie, że nie można dać się zwieść klasowym pozorom. Trzeba dać szansę miłości. Tylko, że jej sytuacja jest trudniejsza niż Pana R. - outsidera. Ona musi wypowiedzieć wojnę całemu swojemu otoczeniu.

Ewa Wiśniewska stworzyła postać kobiety pięknej i inteligentnej. Sceptycznej wobec zmarłego męża i znudzonej koleżankami, samotnymi tak jak ona. Z różnymi wariantami polsko-żydowskiego sporu musi mierzyć się podczas rozmowy ze służącą (Ewa Ziętek), której rodzina ratowała męża w czasie wojny. A także przy okazji wizyty dziecka (Agnieszka Grochowska). Córka w stopniu generała armii izraelskiej (!) wydaje matce bitwę, by nie wpadła czasem w ramiona podstępnego goja, czyhającego na gigantyczną rentę.

Jednak decydujące starcie muszą stoczyć Pani Z. i Pan R. Bart tylko na chwilę, w scenie kłótni, uchyla szeroko wrota piekła polsko-żydowskich stereotypów. Zamiast typowego dla nas niekończącego się bicia piany, woli, by bohaterowie stłukli szybko kilka cennych naczyń i jedno przed drugim zatrzasnęło drzwi. Bo dla ludzi, którzy myślą o wspólnej przyszłości, to wystarczająco czytelna metafora.

Także dla obywateli, społeczeństw i narodów. Tym bardziej warto zobaczyć finał, który, choć pouczający, pozbawiony jest natrętnego moralizowania.

Jacek Cieslak
Rzeczpospolita
7 maja 2011
Teatry
Teatr TV

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia