Boska Komedia: W piekle, niebie i w czyśćcu

2. Międzynarodowy Festiwal Teatralny BOSKA KOMEDIA

No i znowu sukces. Organizatorzy Boskiej Komedii mogą odetchnąć i w poczuciu słusznej dumy zająć się kupowaniem świątecznych prezentów.

Z dobrym skutkiem pohandlowali przecież polskim teatrem, pokazali go zagranicznym krytykom i organizatorom festiwali, no i przedstawienia pojadą w świat. Promocja się udała, program był atrakcyjny, można też cieszyć się w tego, że międzynarodowe jury doceniło przedstawienia wydawałoby się hermetyczne, zrozumiałe w pełni tylko dla Polaków - "Trylogię" czy "Między nami dobrze jest".

W tym roku słowo "międzynarodowy" w nazwie festiwalu odnosiło się wyłącznie do składu jury. Zabrakło pieniędzy na sprowadzenie przedstawień z zagranicy - ale nie narzekajmy, przypomnijmy sobie ubiegłoroczny dział zagraniczny, te egzotyczne dzieła, które miały poszerzyć europejskie horyzonty... Niejako w zamian dostaliśmy nową część Boskiej Komedii - Paradiso, ze spektaklami młodych reżyserów. I to była decyzja słuszna. Spektakle Barbary Wysockiej, Radosława Rychcika, Krzysztofa Garbaczewskiego czy Michała Borczucha były mocnym punktem festiwalowego programu. Co więcej, wcale nie były gorsze od wielu przedstawień konkursowych, zwłaszcza tych włączonych do konkursu decyzją dyrektora artystycznego festiwalu Bartosza Szydłowskiego. O ile "Rozmowy poufne" Iwony Kempy to przedstawienie przyzwoite, z jedną bardzo dobrą rolą Dominiki Bednarczyk, to "I będzie wesele... j" Piotra Waligórskiego znalazło się w Inferno chyba przez pomyłkę.

Boska Komedia podekscytowała krakowskich teatromanów. Bilety sprzedały się błyskawicznie, a przed każdym pokazem odbywały się iście dantejskie sceny. Można by się z tego entuzjazmu dla teatru cieszyć, gdyby nie zamieszanie z biletami, jakie organizatorzy zafundowali widzom przed festiwalem. Nie można podawać informacji o terminie sprzedaży, po czym beztrosko przesuwać go o parę dni, "bo dostaliśmy bilety wcześniej". Dziwi też praktyka wydawania akredytacji dziennikarskich, które upoważniają do wejścia na spektakle w miarę wolnych miejsc, co w praktyce oznaczało, że nie upoważniają do niczego. Wolnych miejsc bowiem zwykle nie było. Wielu akredytowanych odbywało więc boskie wycieczki do Nowej Huty bądź Łęgu i z powrotem, z zaliczeniem stania pod drzwiami jako jedyną atrakcją wieczoru. Mogli ewentualnie pogadać sobie o tym, czego nie zobaczyli.

Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku Boska Komedia się odbędzie, a organizatorzy przemyślą tegoroczne wpadki. Hasłem mógłby zostać tytuł tegorocznego zwycięzcy: "Między nami dobrze jest".

Joanna Targoń
Gazeta Wyborcza Kraków
18 grudnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...