Brak nam dystansu Fredry

rozmowa z Anną Polony

Anna Polony mówi o inscenizacji "Pana Jowialskiego" i uwspółcześnianiu klasyki na siłę

Co najbardziej przekonuje panią do twórczości Fredry? 

Anna Polony: To, że ukazuje swoich bohaterów w krzywym zwierciadle, ale nigdy nie robi tego z nienawiścią do człowieka. Często mam wrażenie, jakby patrzył z góry na to nasze nieszczęsne społeczeństwo i z politowaniem wypominał cechy charakteru, które powodują, że ciągle nie możemy wydobyć się z naszego polskiego piekiełka.

Dlaczego zdecydowała się pani właśnie na "Pana Jowialskiego"?

Pomysł wyszedł od Krystyny Jandy. Ja sama myślałam raczej o innych tytułach. Choćby o "Mężu i żonie". Uważam, że to jest gorzka sztuka o niemożności utrzymania związku pomiędzy kobietą i mężczyzną.

Pan Jowialski dla wielu jest zagadką. Przyglądając się bliżej tej postaci, nie do końca wiemy, czy to emigrant wewnętrzny, czy raczej uosobienie umysłowego marazmu i bezmyślności?

Dla mnie Jowialski to ktoś, kto umie się bawić, czyli zachowuje długo młodość. To człowiek bystry, z poczuciem humoru, który umie patrzeć na wszystko z dystansem.

Tego dystansu i niezacietrzewiania się bardzo nam dziś brakuje...

Taki już mamy temperament. Gwałtowny i impulsywny. Wciąż jesteśmy "i do wypitki, i do wybitki". Przyglądając się naszej scenie politycznej, bez trudu można zrobić obsadę "Zemsty", znaleźć przebiegłego Rejenta Milczka i Cześnika Raptusiewicza, który wybucha gniewem z byle powodu. Kiedy przystępowaliśmy do realizacji "Pana Jowialskiego", chcieliśmy ukazać ludzkie charaktery: ludzi ogarniętych obsesją, żądnych władzy, pyszałków, ale i młodych, którzy żartobliwie ukazują postawę romantyczną. Jowialski z żoną są w tym świecie reliktami przeszłości. Wystąpią w kostiumach szlacheckich. Będzie polonez, sarmacki dowcip. Nie interesuje mnie, że to jest niemodne i nienowoczesne. Jowialski opowiada swoje bajeczki, dedykując je konkretnym ludziom. Te opowieści są czymś w rodzaju przestrogi.

Niejeden młody reżyser, wystawiając tę sztukę, napisałby ją na nowo. Jak patrzy pani na tego typu "reaktywację" klasyki?

Można oczywiście zaaranżować współczesne party, wszystkich ubrać w czarne garnitury i wieczorowe sukienki. Gospodarz opowiadałby niewybredne dowcipy, kilku gości oglądałoby mecz piłkarski. Tylko co by to miało wspólnego z tekstem Fredry?

Ale często młodzi reżyserzy, którzy lubią klasykę przepisywać na nowo, powołują się na Konrada Swinarskiego, twierdząc, że on był w teatrze rewolucjonistą…

U Konrada wszystko brało się z głębokiej analizy tekstu i pragnienia zrozumienia intencji autora. I dopiero na tym Konrad budował swoją interpretację utworu. Interpretację, która wypływała ze świadomości człowieka XX wieku, człowieka, który znał historię. Nigdy jego inscenizacja nie burzyła głównej myśli autora. Była najwyżej dyskusją z autorem.

Mówiło się, że Swinarski czytał tak długo tekst, aż znalazł coś, co szczególnie go zafascynowało.

Przygotowując tę inscenizację wraz z Józefem Opalskim, postępowaliśmy w podobny sposób. Po dość wnikliwej analizie utworu znaleźliśmy myśl, która nas zainteresowała. Uznaliśmy, że nasz spektakl jest opowieścią o magii teatru. Poprzez postać głównego bohatera, jakim jest młody pisarz Ludmir, chcemy pokazać fascynację teatrem, z którego trudno uciec.

Zupełnie jak w przypadku Anny Polony. Wydaje się, że nawet po sukcesie "Rewersu" nie zostawiłaby teatru dla filmu…

Rzeczywiście, w kinie bardzo lubię być widzem. Jako aktorkę irytuje mnie, że grając na ekranie, mam mały wpływ na efekt końcowy, że niektórych scen nie można potem poprawić bądź zmienić. Wszystko oczywiście zależy od porozumienia z reżyserem. Akurat w przypadku "Rewersu" od początku świetnie mi się i rozmawiało, i porozumiewało z Borysem Lankoszem. Były gratulacje, nagrody, z których oczywiście nic nie wynikło. W Polsce z małymi wyjątkami nie pisze się scenariuszy dla konkretnych aktorów. Reżyserzy najchętniej kręcą filmy o sobie, a nie o świecie i o ludziach. Pozostanę więc przy teatrze. Co będzie dalej, nie wiem. Ale nie mówmy o przyszłości.

SYLWETKA

Anna Polony - aktorka, reżyserka

Jedna z najwybitniejszych polskich aktorek, przez lata związana ze Starym Teatrem, gdzie stworzyła kreacje w „Nie-Boskiej komedii”, „Żegnaj Judaszu”, „Klątwie”, „Sędziach”, „Dziadach” i „Wyzwoleniu” Konrada Swinarskiego.

W spektaklu i serialu „Z biegiem lat, z biegiem dni” Andrzeja Wajdy była Dulską. W „Panu Jowialskim” – premiera w niedzielę w warszawskim Teatrze Polonia – wystąpi u boku Mariana Opani, Wojciecha Malajkata i Krystyny Jandy

Rozmawiał Jan Bończa-Szabłowski
Rzeczpospolita
23 kwietnia 2010
Portrety
Anna Polony

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...