Brakujące waginy

29. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Malta

Projekcja wideoartu "Waginokracja", otwierająca tegoroczny idiom Malty "Armia jednostki", pokazuje jak nieskutecznym rekruterem okazał się Nástio Mosquito [na zdjęciu]. Czujemy, że artysta nigdy żadnej armii nie będzie w stanie stworzyć. Ale czy na pewno o to chodzi?

Nástio Mosquito dużo mówi, nie przekazując wiele, bądź zgoła nic. Mógłby zostać populistycznym politykiem, ale przegrałby chyba wszystkie wybory. Jak dobrze ujął to galerzysta Jonathan Watkins: "to artysta, który jest bardzo niepoprawny politycznie, bo wiele z tego, co widzisz i o czym słyszysz - a nie jest to jego własny głos - jest w pewnym sensie wulgarne". Mosquito to fenomenalny zlepiacz: łata ze sobą wszelkie górnolotne słowa i pojęcia, w wyniku czego powstaje przekaz zupełnie niekomunikatywny, acz wyjątkowo ładnie brzmiący. Ze względu na parametry tych wypowiedzi, na własny użytek zacząłem je określać mianem "bełkotliwej liryki apelu", bo Mosquito wypowiada te wszystkie słowa w stanie pozorowanego natchnienia, a my słuchamy go grzecznie, mając poczucie, że artysta nas do czegoś wzywa... W zasadzie jednak to nie wiemy, do czego, więc po akcie wysłuchania następuje westchnienie "och, jaki on jest mądry, ni słowa nie zrozumiałem". Mosquito sprawia wrażenie, że w każdej sytuacji może zacząć swe "odezwy do ludu galeryjnego".

Być jak Paulo Coelho

Jako poeta Mosquito kocha wyliczanki ostrzyknięte antonimami, oto przykład z wywiadu dla "ArtReview": "Sztuka jest osią wszystkiego, co jest społeczne lub nie, co widzialne lub niewidzialne, co teraźniejsze lub przyszłe... Chyba... Nie wiem". Umiłowanie dużych liter i wielkich słów, stosowanych jako pójście drogą na skróty celem błyskawicznego oczarowania i otumanienia odbiorcy sprawia, że określam Mosquito jako "Paula Coelho sztuk wizualnych".

Podstawowa słabość projektu "Waginokracja" leżała już u jego podstaw. Oto cytat z wideo, w którym Mosquito nawoływał przypadkowych ludzi do nadsyłania ich filmów z narodzin dzieci: "Mam na imię Nástio i jestem artystą. I tak - tak bardzo zależy mi na tym, co chcę wam przekazać, że musiałem to sobie zapisać (...) A czego od was chcę? Jestem pewien, że sfilmowaliście narodziny waszych dzieci. Tego właśnie chcę. Chcę, żebyście podzielili się ze mną swoimi materiałami po to, by stworzyć ze mną wideo, dzieło sztuki, dzieło sztuki wideo, w którym użyję nagrań narodzin waszych dzieci".

A więc: te bardzo intymne i prywatne materiały, które matki i ojcowie zrealizowani wyłącznie dla siebie, powinni nagle przestać traktować jako rzeczy prywatne i nadsyłać w imię Sztuki. Konteksty działają jednak na niekorzyść artysty. Filmy z narodzin dzieci były kręcone w Japonii w okresie międzywojennym, a potem wykorzystywane jako materiały pornograficzne. Kluczowe jest w tym kontekście myślenie o instrumentalnym i przedmiotowym wykorzystywaniu kobiet rodzących dzieci, odzieranych z godności. Z kolei najsłynniejszym filmem eksperymentalnym z narodzin jest wideo Stana Brakhage'a "Window Water Baby Moving" z 1958 roku. Artysta wymusił jego realizację na ówczesnej żonie, co można potraktować jako skrajny przykład tego, jak brutalnie obchodził się ze swoją rodziną.

"Czy naprawdę mam prawo żądać tak intymnych materiałów od ludzi, którzy nawet mnie nie znają, aby były one pokazane publicznie widowni na całym świecie?" - mógłby zapytać siebie artysta. W jego "call for videos" znajduje się dziwna informacja dotycząca celowości powstania wideo: "Ten prosty gest ma pokazać, że to właśnie jest powód, dla którego każda istota ludzka powinna być traktowana z godnością. Każdy człowiek, bez względu na to, gdzie się urodził, zasługuje na godność. Tego poczucia godności nikt nie ma prawa kwestionować". To nielogiczne, oparte na paradoksie: bo w imię sztuki odsłaniającej czyjąś intymność artysta wmawia nam, że walczy o godność i równość ludzi.

Samo miejsce na projekcję "Waginokracji" zostało wyjątkowo fatalnie wybrane. Gdy Stara Rzeźnia pełniła jeszcze swą oryginalną funkcję, okoliczni mieszkańcy Garbar mogli nocą słyszeć krzyki zarzynanych świń i czuć odór roztaczający się z tego kompleksu, stanowiący efekt uboczny idącego pełną parą mordowania zwierząt. Gdy stałem w pokrytej kurzem i zdewastowanej jednej z sal rzeźni, zastanawiało mnie to osobliwe zestawienie site-specific. W mojej głowie dokonało się połączenie kwilących, ludzkich niemowląt z "Waginokracji" i "historycznego" kwiku zarzynanych, wielkopolskich świń. To była niezła kakofonia.

Dziwaczny tekst "Waginokracji" napisał Vitor Belanciano, socjolog, dziennikarz, aktor, didżej, krytyk muzyczny. Oto przykładowy cytat: "Gdyby była ciałem, Waginokracja byłaby kobietą. (...) Gdyby była przestrzenią, byłoby to święte miejsce. Byłaby jak przebywanie w klasztorze, którego architektura jest lustrem, prowadzącym z powrotem do samych siebie. Jeśli wszystko jest w porządku, będziemy w tej przestrzeni czuć się dobrze. Jeśli nie, budynek zmusi nas do spojrzenia w głąb siebie. Do odrzucenia ozdobników. Tak może wyglądać doświadczenie Waginokracji". Rozbawiło mnie to, jak tekst dzieła sztuki wypacza je przez nieprzemyślaną sytuację projekcji site-specific.

Nie wyszło?

W finalnym dziele artysta zdaje relację ze sfrustrowania, towarzyszącego mu po ogłoszeniu wideoapelu. Zapewne prawie nikt nie zareagował na jego bezczelne żądanie, bo w "Waginokracji" widzimy materiały z zaledwie kilku porodów, a obok nich trafiają się dziwaczne filmiki tańczących ludzi, pana siedzącego przed kamerą i coś mówiącego wprost do niej.... Te nieprzystające obrazy rekompensują braki pożądanych materiałów, sygnalizując zarazem powszechnie znaną prawdę, że ludzie często wysyłają na takie apele rzeczy niezwiązane z "tematem". W "Waginokracji" pojawia się też i sam artysta, który pije piwo i coś do nas mówi, perorując i wymachując rękami (czy naprawdę jest pijany, czy tylko udaje?). Te zdania się nietłumaczone, a ze względu na złe nagłośnienie projekcji w Starej Rzeźni trudno je zrozumieć.

Zanim zobaczyliśmy kilkuminutową "Waginokrację" przez godzinę oglądaliśmy teledyski do piosenek Nástio Mosquito z przesterowanymi, dudniącymi basami. Artysta jako pieśniarz potrafi zachwycić: ma wspaniały głos i pisze piękne teksty. Poetyckie wideoklipy robią mu tacy twórcy, jak Fradique (mistrzowskie, hipnotyczne "Bloody Kind Of Love" w jednym, długim ujęciu z kamerą spiralnie kręcącą się i stopniowo osuwającą się w głąb klatki schodowej; "Touch Me There", w trakcie którego artysta z pietyzmem nakłada na siebie makijaż), czy Vic Pereiró (monochromatyczne "DESABAFO DE UM QUALQUER ANGOLANO"). Nieprzystawalność do irytującej "Waginokracji" tych trochę staromodnych klipów, które spokojnie mogłyby trafić do telewizji MTV spowodowało, że poczułem wątpliwości, czy aby na pewno moja surowa i wystawiana serio ocena ma w tym przypadku jakikolwiek sens.

Bo nie wiem, kiedy i czy w ogóle artysta bywa szczery w swych działaniach z pola sztuk wizualnych. W sumie dlaczego miałby nie kpić z białego człowieka, który wprowadził jego rodzimą Angolę na ścieżkę zniszczenia, kolonizując ją, dokonując zbrodni przeciwko ludzkości i czerpiąc zyski z wojny domowej? Mosquito zadomowił się na Zachodzie, gdzie wykorzystując naiwność środowiska artystycznego żongluje pseudopolitycznym żargonem, kpiąc ze swych słuchaczy i utartych konwencji. Ci są przekonani, że otrzymują właśnie bardzo przenikliwe przesłania, a słyszą jedynie audialną papkę. "Waginokracja" może być równie dobrze bardzo nieudanym projektem, jak i meta-szyderczym komentarzem na temat pretensjonalnych działań egotycznych artystów, przekonanych o swej wielkości. I sądzących, że inni podporządkują się im i dadzą coś za darmo w imię abstrakcyjnie postrzeganej ważności sztuki i sztucznie brzmiących idei. Czyż samo hasło "Armia jednostki" nie brzmi w tym kontekście wyjątkowo pretensjonalnie i absurdalnie? Czy zatem Nástio Mosquito nie żartuje trochę z festiwalu Malta i jego kuratorów, wykorzystując przeciw nim ich zamiłowanie do intelektualnych galimatiasów?

***

Malta Festival Poznań: "Waginokracja"

real. Nástio Mosquito

Stara Rzeźnia

Marek Bochniarz
kultura.poznan.pl
29 czerwca 2019

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia