Brokat for everyone

"Boylesque Show" - reż. Betty Q - Teatr Druga Strefa

Sala wypełniona po brzegi podekscytowaną publicznością, drżące w świetle reflektorów anielskie włosie w kolorze indygo, a na scenie pięciu rozbierających się mężczyzn i jedna kobieta bardziej naga w sukni, niż gdyby była rozebrana. Tak było 24 października na premierze „Boylesque Show" w Teatrze Druga Strefa.

Burleska przez lata była traktowana jak gatunek teatralny hołdujący najniższym gustom, ale dziś jej zaktualizowana wersja świętuje triumfy wśród intelektualnych elit. Dlaczego? Ponieważ jest aktem feministycznym, ponieważ buntuje się przeciwko kulturowym wizerunkom kobiet, szczupłych, jędrnych, bez zmarszczek i niedoskonałości, wygładzonych photo-shopem. Ponieważ nie jest po prostu striptizem, lecz łączy performance, taniec nowoczesny, satyrę polityczną, elementy kabaretu i podstawowe zadania aktorskie. Ponieważ jest sposobem, by pokazać potęgę kobiecości, moc uwodzenia i wolność robienia tego, co się chce. W burlesce chodzi o kostiumy, spektakl i przeżycie grupowe, a przede wszystkim – jak już na wstępie poinformowała widzów Betty Q, reżyserka widowiska i performerka burleskowa – o brokat.

„Boylesque Show" jest pierwszą w Polsce burleską mężczyzn i muszę przyznać, że ta podwójna premiera bardzo się udała. Całość robi wrażenie lekkie, uwodzicielskie i wdzięczne, bawi, rozśmiesza, rozgrzewa, budzi podziw. Zrobiona metodą nieco chałupniczą (poza ozdobioną kryształami szałową suknią Betty), co doskonale widać na scenie, potrafi zachwycić prostymi, ale niezwykle efektownymi rozwiązaniami plastycznymi i zaskoczyć wiarygodnością przekazu.

Siłą show jest to, że każdy z performerów opowiada jakąś historię – nie banalną historyjkę do zrzucania ciuchów, ale jakąś prawdę o sobie. Czasem są to bardzo intymne opowieści, mocne, na granicy perwersji. Największe wrażenie zrobił na mnie numerek Werewolf Boya pokazujący podwójną naturę ludzką: z jednej strony miękki, słodki i niemal niewinny króliczek, a z drugiej – perwersyjny seksualny drapieżnik. Świetny był też Master Bee jako Bóg w przewrotnym i zabawnym numerku o stworzeniu Adama. Nie mogę nie wspomnieć również o swoim absolutnym faworycie – Mr Tutti Hide w gorącym, ekspresyjnym i seksownym numerku „Love me". Kim Lee, występujący zwykle jako drag queen, tym razem pokazał swoją męską naturę i naprawdę nie możecie tego przegapić. Betty Q, oprócz konferansjerki, wystąpiła też jako „Kobieta z brodą", świetnie wpisując się w konwencję boyleski. Maskotką publiczności, „stage kitten", był Gladky Adaś, stworzony w pierwszym numerku przez Mastera Bee: androgyniczny, pewny siebie, lśniący od brokatu, kokieteryjny, który kradł serca i uwagę widzów niezależnie od płci i preferencji seksualnych.

"Boylesque Show" spełnia wszystkie założenia burleski: są w nim zaskakujące kostiumy, są interesujące historie, jest widowisko i mnóstwo brokatu, a przede wszystkim jest gorąca atmosfera, poczucie wspólnoty i świetnej zabawy. Mogłabym o tym spektaklu napisać kolejne trzy tysiące znaków, ale napiszę tylko jedno: do zobaczenia w grudniu w Drugiej Strefie!

Maja Margasińska
Dziennik Teatralny Warszawa
14 listopada 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia