"Brygada szlifierza Karhana" najlepsza

Międzynarodowy Festiwal Teatralny "POST SOC Festiwal"

"Brygada szlifierza Karhana" Vaska Kani w reżyserii Remigiusza Brzyka zdobyła Grand Prix I Międzynarodowego Przeglądu Spektakli Teatrów Miast Postindustrialnych PostSoc.

Jury jednogłośnie uhonorowało przedstawienie łódzkiego Teatru Nowego za "trafne artystycznie nawiązanie do tradycji - znalezienie nowatorskiej formy przekazania tekstu - interpretację reżyserską - potraktowanie historii z dystansem". 

Leszek Karczewski recenzował po premierze w listopadzie 2008 roku: Inscenizacja "Brygady szlifierza Karhana" w Teatrze Nowym w Łodzi to ryzyko szaleńca, którego sens można albo zwycięsko udowodnić, albo sromotnie polec. Rewelacyjny spektakl Remigiusza Brzyka dowodzi sensu, wskrzeszając mit założycielski łódzkiej sceny Kazimierza Dejmka.

Spektakl Remigiusza Brzyka nie jest inscenizacją sztuki Vaška Kani "Brygada szlifierza Karhana". To inscenizacja historycznego przedstawienia "Brygady", którym rozpoczął działalność Teatr Nowy. Realizatorzy nie zrobili niczego w stylu remake?u tytułu. Brzyk oraz dramaturg Tomasz Śpiewak potraktowali spektakl z 1949 r. jak tekst - i dokonali jego scenicznej adaptacji.

Po 59 latach od premiery coś, co wówczas było fragmentem realności, bezczelnie zawłaszczonym przez teatralnych modernizatorów - te wszystkie szlifierki bezkłowe i rewolwerówki, dla których Kazimierz Dejmek z Januszem Warmińskim polecili wzmacniać deski sceny, by autentyczne wielotonowe maszyny ich nie zarwały - stało się metaforą. Nawet "idea przewodnia", klarownie wyłożona w opracowaniu dramaturgicznym produkcyjniaka jako "walka o nowy socjalistyczny stosunek do pracy", ma znaczenie wyłącznie przenośne.

Metodę zamiany historycznego konkretu w poezję znakomicie widać w postaci towarzyszki Dworzak, funkcjonariuszki partyjnej w fabryce Sokołowo. Monika Buchowiec uwodzi - jak wówczas partia - kolegów aktorów, tyle że płcią i zmysłowością, która bucha z dekoltów wieczorowych sukni, kipiących hormonami gestów i erotycznych mruczeń. Realizm socjalistyczny reglamentował seksualność: czyżby dlatego, by ideologia miała większe wzięcie?

Mówiąc wprost: "Brygada szlifierza Karhana" Brzyka nie jest żadną sztuką o socjalizmie. Nie jest ani hołdem, ani drwiną, ani prowokacją, ani wystawianiem na pokaz eksponatu z muzeum osobliwych idei. "Brygada szlifierza Karhana" Brzyka to spektakl o micie założycielskim Teatru Nowego. O marzeniach o Nowym. Aktorzy grają z tekturowymi sylwetami postaci z pierwszej "Brygady", naturalnej wielkości. Dzięki archiwalnym nagraniom Józef Pilarski (grał starego Karhana) i Kazimierz Dejmek (młody Karhan) jeszcze raz ze sobą rozmawiają.

Tak, szlifierki na scenie i robotnicy na widowni to była rewolucja. I ten sens Brzyk ze Śpiewakiem ocalają, przywołując portugalską rewolucję goździków: w kabury, którymi zostają przepasane tekturowe postacie, zostają włożone czerwone goździki. "Brygada" z 1949 r. była rewolucją estetyczną. Nie do końca zresztą udaną: dokumentalne filmy i ścieżka dźwiękowa zaświadczają, że inscenizacja przywoływała kanon teatralny dwudziestolecia międzywojennego. A i sama sztuka Vaška Kani to zgrabnie napisana komedia. Dopiero władza ludowa wykorzystała marzenie o Nowym (teatrze) jako marzenie o nowym (ustroju).

Niemal dosłownie mówi o tym zabłąkany Wojciech Błach, grający postać, którą realizatorzy skreślili z oryginalnej sztuki - Zahorę. Wchodzi do ciemnej, zapomnianej sali przy ul. Andrzeja Struga 90 i Kantorowskim gestem teatru pamięci wywołuje marzenie przeszłości. Przeszłość zostaje uobecniona. Historyczne marzenie na naszych oczach staje się marzeniem z 2008 r. Współzawodnictwo brygad zmienia się w pojedynek hiphopowych składów, jednostajny ruch przy maszynie zmienia się w choreografię teatru tańca. Sławomir Sulej (stary Karhan) i Michał Bieliński (jego syn, Jarka Karhan) nie są czechosłowackimi metalowcami, ale aktorami ze skłóconych obozów zespołu Teatru Nowego, rozwalonego przez polityków, którzy - jak w czasach realizmu socjalistycznego - proklamowali scenę okrętem flagowym swych politycznych ambicji. Wspólny wysiłek aktorskiej brygady, włożony w tę "Brygadę" 2008 ma wymiar symboliczny.

Wszystkie te znaczenia: fuzję his-torii i współczesności, fikcji i rzeczywistości, ukazuje jedna - nie waham się - genialna scena. Scena, w której w fabryce Sokołowo - w fabryce marzeń włącza się bezkłówka. Na scenę zaczyna sypać się ogłuszający deszcz dziesiątków tysięcy nakrętek. Deszcz pojednania - ten z Ewangelii św. Mateusza, ten z kazania na górze, który pada jednakowo na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Deszcz, którego teatralny wymiar można porównać tylko do ton granatowej włóczki, które spadają na aktorów w "Matce" Witkacego, zrealizowanej przez Jerzego Jarockiego w Teatrze Telewizji w 1976 r.

W deszczu nakrętek stoją Kamila Salwerowicz (Mila) i Krzysztof Pyziak (Tulach) i krzyczą, ciesząc się jak dzieci, jak Lisa Minelli (Sally Bowles) i Michael York (Brian Roberts) w "Kabarecie" Boba Fosse\'a pod wiaduktem, na którym dudnią pociągi - choć przez chwilę za nic mając politykę Republiki Weimarskiej. Ekrany z boku sceny pokazują filmy z łódzkich hal włókienniczych. Jazgot nakrętek niemal idealnie oddaje hałas, jaki do lat 90. XX wieku słychać było w Polteksach, Unionteksach... Ta scena przejdzie do historii teatru. Już przeszła.

Nie mogłem widzieć pierwszej "Brygady" Dejmka i Warmińskiego. Jestem dumny, że widziałem "Brygadę" Brzyka i Śpiewaka. Wychodząc ze spektaklu Teatru Nowego zabrałem jedną nakrętkę na pamiątkę. To jest moja brygada.

rd
Gazeta Wyborcza Łódź
16 czerwca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia