Budzenie starego niedźwiedzia

"Ja jestem Żyd z Wesela" - reż: T. Malak - Stary Teatr w Krakowie

Najpierw były dźwięki muzyki, wygrywanej na pianinie. "Stary niedźwiedź mocno śpi...". Kołysanka, którą nuciła mi mama, kiedy byłam dzieckiem, płynęła tymi właśnie słowami.

Przy pierwszych taktach przedstawienia Ja jestem Żyd z „Wesela” w głowie zaśpiewały dla mnie papierowe dotąd wersy z arcydramatu Wyspiańskiego: „Miałeś, chamie złoty róg…” i ku mojemu najwyższemu zdumieniu to była dokładnie ta sama melodia. I natychmiast na tej fali skojarzeń przychodzi do głowy pytanie: czy ten „stary niedźwiedź” z bronowickiej chaty zasnął aż tak mocno, żeby nie dało się go jeszcze obudzić?
Akcja, o ile w ogóle można w tym przypadku o takowej mówić, toczy się leniwie, nikt się nie spieszy. W zainscenizowanym pokoju, gabinecie właściwie, mimo swego rodzaju bezładu, panuje dziwny spokój. Spokój miejsca, którego już nie ma. Portret austriackiego cesarza, który nad niczym już nie panuje, zapach starych mebli, na których nikt nie siada, dźwięki muzyki, której nikt dzisiaj nie słucha. Czas się zatrzymał. Tak naprawdę zostaje tylko słowo, które unosi się nad tym paradoksalnie precyzyjnie określonym bezczasem roku 1905, roku premiery Wesela Stanisława Wyspiańskiego. Słowo, które stanowi właściwą akcję przedstawienia; to ono zostaje skierowane do widza, który siedzi w pierwszym rzędzie, to ono stanowi wehikuł, który przenosi nas w tamtą rzeczywistość. Samo słowo by jednak nie wystarczyło. Należy je przecież wypowiedzieć. I w ustach Jerzego Nowaka i Tadeusza Malaka brzmi ono tak, jak brzmieć powinno, wypowiedziane przez starych mistrzów tego właśnie słowa, które królowało w Teatrze Rapsodycznym.

O czym natomiast mówi, może właściwiej byłoby powiedzieć: przemawia? Znających Plotkę o „Weselu” Boya-Żeleńskiego czy w ogóle legendy krążące wokół tego dramatu nie zdziwi zapewne próba szukania nowej perspektywy patrzenia na dzieło Wyspiańskiego w tekście Romana Brandstaettera. Odpominanie tragicznych losów, ukrytych w cieniu epokowych zdarzeń czy epokowych postaci nawet teraz cieszy się uwagą, wystarczy na przykład pomyśleć o Odpoczywaniu w reżyserii Pawła Passiniego, który, nota bene, opowiada historię sierotek właśnie po Wyspiańskim. Sposób na tego typu „zaduszki” w interpretacji Malaka, pozornie tak archaiczny, obezwładnia przecież jakąś niezwykłą mocą przyciągania, które zostaje wywiedzione ze słowa.

Budzenie „starego niedźwiedzia”, ta nostalgiczna opowieść o tragedii starego Singera, spowodowanej, wedle jego słów, przez „tego goja”, uświadamia poniekąd, jak daleko odeszliśmy już od starych dekoracji, chylących głowę przed Słowem.

Magdalena Talar
Dziennik Teatralny Kraków
28 stycznia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia