Bunt?

"Fuck... Sceny buntu" - reż. Marcin Liber - Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie

"Fuck Sceny buntu" to wielowarstwowa opowieść. Prywatne historie aktorów wyrzuconych z Teatru Polskiego we Wrocławiu (Anny Ilczuk, Andrzeja Kłaka i Michała Opalińskiego), aktorki tego zespołu jeszcze na etacie (Katarzyny Strączek) i aktora z teatru w Legnicy (Rafała Cielucha) przeglądają się w różnych aspektach buntu. Mam ogromny problem z tym spektaklem.

Poruszone wątki wykluczają się, irytują, ale też na nowo się naświetlają. Rodzą się kolejne wnioski, pojawiają się nowe pytania.

Nikt nie ma wątpliwości, że gra idzie o ogromną stawkę, że tendencja do przekształcania teatrów artystycznych w rozrywkowo-impresaryjne przy wsparciu polityków niebezpiecznie się nasila. Chodzi przede wszystkim o zachowanie w teatrach publicznych pola do eksperymentów, tworzenia sztuki odpowiadającej swojemu czasowi i reagującej na współczesność. W dobie dojścia do głosu specjalistów "od normalnego" teatru następuje tarcie i spór o kształt teatru postdramatycznego. To dlatego pierwsza część przedstawienia Łaźni Nowej odpowiada na postulaty demagogów - orędowników świetności "normalnego" teatru. Przytaczane są słowa zwolenników Cezarego Morawskiego, aktorzy wybierają sobie osobę z publiczności i przepraszają za popełnione podczas protestów "winy". Wszystkiemu przewodzi Andrzej Kłak, który mianuje siebie Chrystusem polskiego teatru, by nawiązując do zmitologizowanej postaci Jerzego Grotowskiego pokazać granicę dozwolonej nagości na scenie, usprawiedliwionej jedynie przez mistycyzm. Aktorzy posługują się swoimi nazwiskami, grają ze swoimi wizerunkami, cytują wywiady, umiejętnie nakłuwają z różnych stron swój image. Wszystko jest wzięte w nawias groteskowej atmosfery, absurd goni absurd, aż robi się strasznie.

Problem pojawia się w momencie, gdy wchodzimy w fikcyjne narracje. Kolejne wątki pojawiają się niczym po wpisaniu w Google hasła "bunt": grupa Fuck for Forest, samospalenie Ryszarda Siwca, performer Piotr Pawleński i jego partnerka Oksana Szałygina, grupa RSS Boys (która tworzy energetyczną muzykę na żywo), Anonymous, Gorrillaz Girls oraz fikcyjna historia z filmu "Odgłosy robaków - zapiski mumii". Konteksty są wrzucane, brakuje dramaturgii, która by je naświetlała, zespoliła z całością. Wbrew zamierzeniom reżysera Marcina Libera i dramaturga Krzysztofa Szekalskiego te wydarzenia tłumią komunikaty ze sceny, brakuje przepracowania tematu. Polityczność spektaklu także stoi pod znakiem zapytania, potencjał refleksji na temat buntu tonie pod warstwą tekstu do tego stopnia, że gdy na koniec widzowie dostają od aktorów plastikowe butelki dla wyrażenia sprzeciwu, nie wiedzą w jakim celu mają nimi uderzać.

Dwa wątki wydają się zarysowywać wyraźniej od innych. Poprzez cytowanie słów żony Siwca oraz przedstawienie sytuacji Pawleńskiego z perspektywy rodzinnej (przez Szałyginę) pojawia się pytanie o to, kto zostaje podczas buntowniczej walki w cieniu. Jaką cenę płacą bliscy buntowników? Postaci Siwca wyeksponowanej na wielkich ekranach towarzyszy wątek niezauważonego buntu, nieodpowiednio wyeksponowanego. Katarzyna Strączek przytacza słowa komentatorów relacjonujących w radio ogólnokrajowe dożynki na Stadionie Dziesięciolecia. Deprecjonowali Siwca, który nie przebił się przez ludowe tańce, za to, że nie wybrał przemówienia polityków partii jako tła dla aktu samospalenia. Podobnie działania ukrytej w cieniu Pawlenskiego partnerki nie są traktowane na równi.

Najmocniejszą stroną spektaklu jest szczery i bezpretensjonalny kontakt aktorów z widownią. Przywołują resztki spektakli, ról, które ich ukształtowały i żyją w nich. Cytowane są w różnych kontekstach: "Wycinka", "Courtney Love", "Śmierć i dziewczyna", "Oni". Role są dla nich czymś więcej niż tylko zadaniem do wykonania, batalia o podmiotowość aktorów w teatrze przyniosła rezultat w postaci buntu przeciw ustawionemu konkursowi na dyrektora Teatru Polskiego. Wątek ten jest najmocniejszy, czuć emocjonalne zaangażowanie aktorów, spod kolejnych wątków przebija się ich ludzka prawda.

Oscylujemy wokół jednego tematu, kolejne wątki są zarysowywane i porzucane. Z chaosu ciężko wydobyć konkretną refleksję. Film "Fuck for Forest" Michała Marczaka mówił wiele o naszej współczesności, celnie ją diagnozował. Pozostawiał po sobie gorycz. "Fuck", w którym widać, że reżyser nie do końca spotkał się w jednym punkcie z aktorami, niestety dezorientuje i przytłacza.

Kinga Kurysia
e-teatr.pl
24 kwietnia 2017

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia