Być albo nie być (klasycznym)

"Hamlet" - reż. Krzysztof Jasiński - Krakowski Teatr Scena STU

„Romeo i Julia", „Makbet", „Hamlet" to trzy najpopularniejsze, wymieniane w pierwszej kolejności i jednym tchem, utwory angielskiego poety i dramaturga – Williama Szekspira. Na deskach Krakowskiego Teatru Scena Stu od siedmiu lat grany jest ten ostatni. Sala teatralna po raz kolejny jest pełna, a młodzi widzowie wykupują wejściówki na schody. To wszystko by zobaczyć najbardziej znane arcydzieło teatru elżbietańskiego. Przedstawienie na miano klasyka.

Z jednej strony „Hamlet" krakowskiego teatru jest spektaklem nieco archaicznym, z drugiej – bardzo efektownym. Tekst w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka, wypływający z ust aktorów w tradycyjnych, nieco pompatycznych strojach, nadaje całości bardzo klasycznego charakteru. Realizacja w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego przenosi nas do teatru nieco konserwatywnego, ale zdecydowanie nie pospolitego. Nie kłóci się to z treścią i konwencją napisanego na przełomie XVI i XVII wieku dramatu, a wręcz zakrawa o jego autentyczność. Można by się pokusić na sformułowanie, że Szekspirowi by się podobało. Jest nieco podniośle, ale nie patetycznie. Tradycyjnie, ale nie rutynowo.

Z akademickim sposobem kreacji spektaklu kontrastują (albo dopełniają go!) spektakularne efekty specjalnie. Uwagę zwraca scena zamieniona na sadzawkę, dzięki czemu aktorzy część spektaklu grają w wodzie. Z góry leją się strugi deszczu, a gdy potrzebny jest parkiet – opada zwodzony most. Artyści wyłaniają się z każdej strony, dopełnia ich gra świateł. Mgła, rzęsisty deszcz, zabawa suchym lodem. To wszystko razem pozostaje niezwykle efektowne. Największe wrażenie robią sceny nocne oraz burza, która widowiskowo rozpoczyna spektakl i która będzie towarzyszyć widzom jeszcze kilkakrotnie. Nieprzenikniona ciemność połączona z świetlistymi piorunami oraz przeszywającymi grzmotami – można się przestraszyć.

Pod lupę należy wziąć grę aktorską głównego bohatera. Hamlet grany przez Krzysztofa Kwiatkowskiego był momentami nad wyraz ekspresyjny. Aktor dogłębnie chciał pokazać emocje szargające jego postacią. Nie można mu odmówić umiejętności aktorskich, natomiast po silnym poruszeniu i krzyku przydałaby się chwila wyciszenia lub zagranie z większym luzem i obojętnością. Należy jednak zaznaczyć, że Kwiatkowski miał w przedstawieniu sceny wybitne – nocne spotkanie z duchem ojca rozgrywane w strugach deszczu oraz monolog, gdzie pozostaje sam w pustej przestrzeni, dopełnionej ostrym światłem. Po nieco komicznej, wprowadzającej odrobinę rozluźnienia, scenie z trupą aktorską, wydaje się, że Kwiatkowski nabiera w swojej interpretacji więcej naturalności i już do końca śmiało niesie na barkach swojego bohatera. A nawet pojawiają się w jego kreacji oblicza dowcipne, jak hip-hopowa wariacja muzyczna, w której nieźle rapuje.

Reszta aktorów, szczególnie tych starszego pokolenia, jak majestatyczna Beata Rybotycka w roli Gertrudy, czy charyzmatyczny Radosław Krzyżowski jako Klaudiusz, grają poprawnie, a nawet bardzo dobrze. Nie można im nic zarzucić, choć nie można też wspomnieć o jakiś momentach spektakularnych czy kapitalnych w ich wykonaniu. Są jednak doskonałym, wręcz szlachetnym w swoim aktorstwie, dopełnieniem głównego bohatera.

Warto jeszcze wymienić scenę śmierci Ofelii (Alicja Wojnowska), w której dziewczyna topi się w na pozór płytkim basenie. Jej skok do wody wprawia w osłupienie, to scena którą się zapamiętuje. Wiele emocji wzbudził także jej kontakt z publicznością. Opętana dziewczyna rozdawała widzom kwiaty i biegała między rzędami widowni, nie bacząc na swoją długą suknię. To bardzo dobrze odegrana postać. Niezwykle szczera i autentyczna. Widać w niej dziewczęcość i młodość, tak potrzebną tej roli.

„Hamlet" to już klasyk. Nie tylko jako dramat Szekspira, ale jako klasyk Teatru Stu. Przedstawienie broni się samo – dzięki ciągle pełnej widowni. Wśród widzów było mnóstwo młodych ludzi, dla których to może być wspaniały początek spotkań ze sztuką. Biorąc pod uwagę ogrom współczesnych interpretacji utworów Szekspira, być może warto choć na chwilę przenieść się do nieco podręcznikowego świata teatru. Choć jest to czterogodzinne widowisko – nie nuży, a wręcz wciąga z każdą sceną coraz bardziej. Może jedynie stroje (Jagna Janicka, Anna Czyż) wymagałyby niewielkiego odświeżenia, aby lepiej współgrały z błyskotliwą scenografią (Maciej Rybicki).

Paulina Zięciak
Dziennik Teatralny Kraków
16 kwietnia 2019

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia