Być albo nie

"Homlet" - reż: Andrzej Celiński - Teatr Korez w Katowicach

"Homlet" jest od ponad dziesięciu lat stałą propozycją Teatru Korez w Katowicach.

Przedstawienie, choć rzadko, to wciąż jeszcze występujące w repertuarze Korezu powinno być częściej pokazywane. Prawdą jest, że podobnie jak np.: „Kolega Mela Gipsona”, spektakl ten może poszczycić się kilkupokoleniową rzeszą fanów, a więc na następne pokolenie musi jakiś czas zaczekać (pewnie stąd ta rzadka częstotliwość występowania). Warto pamiętać, że nieczęsto teatry mają możliwość grania jednej sztuki przez tak wiele sezonów.

„Homlet” jest bardzo specyficzną pozycją, którą na „pierwszy rzut oka” można polecić każdemu. Jednak nie da się ukryć, że jest to przede wszystkim rarytas dla intelektualistów. Scenariusz Andrzeja Celińskiego to istny kolaż różnorakich tekstów, kontekstów, pojęć i nazwisk, których tylko odpowiednia znajomość pozwoli w całości cieszyć oko i ucho widza. Wracając do wątku „dla każdego” – jest to zasługa przede wszystkim aktorów, którzy już nie raz udowodnili, że publiczność zasiadająca w „korezowych” fotelach, tak czy inaczej będzie pochłonięta przez wir wystawianej sztuki. Charyzma zarówno Mirosława Neinerta, Dariusza Stacha, jak i Elżbiety Okupskiej po prostu nie pozwala się nudzić.

Sztuka bazuje na konwencji „teatru w teatrze”, co oczywiście jest niecodzienną gratką dla publiczności, w której zawsze kołatają się myśli o tym, co dzieje się, czy działo się za kulisami w danym momencie. Tutaj mamy obraz pierwszych rozmów dotyczących wystawienia „Hamleta”. Dialog Reżysera (Dariusz Stach) z Dyrektorem (Mirosław Neinert) wyśmienicie zostaje okraszony wizyjnymi przejściami z np.: normalnej rozmowy do psychoanalizy czy desperackiego monologu o „wypierdoleniu Zdolnego”. Wszystko to zostało oprawione niebieskim światłem i trzymającą w napięciu muzyką. Nie tylko Reżyser miał swój moment, również Dyrektor wyrzucił z siebie emocje, jak w scenie snu (nawiązującej do trzeciej części „Dziadów”), gdy ściąga spodnie sobie i partnerowi. Te i inne fragmenty obnażyły doskonały warsztat aktorski obu panów.

Jednak perłą przedstawienia jest Sprzątaczka (Elżbieta Okupska), która na początku staje się narratorem całej historii, po to by wreszcie na końcu wypowiedzieć ostatnie, najważniejsze zdanie – „być albo nie być”. I tak: Sprzątaczka „trzymająca władzę”, dwóch uzupełniających się artystów w towarzystwie epizodycznie występujących: Ireneusz Załógi oraz Cezarego Kryszyny, jako żołnierzy czy robotników – stanowią teatralny komplet, który potrafi pokazać prawdziwą Sztukę.

Anna Broniszewska
Dziennik Teatralny Katowice
4 czerwca 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia