Byle nie żartować...

SPACER z KULTURĄ

"Byle nie żartować z Boga, z księży, z króla, z wpływowych dygnitarzy, ani artystów protegowanych przez dwór, ani ze wszystkiego, co jest przyjęte. Byle nie chwalić niczego, co trąci odrobiną swobody myśli, byle zwłaszcza nie mówić o polityce, można było swobodnie rozprawiać o wszystkim".

"Czerwone i czarne" Stendhal

W latach 80. ubiegłego wieku był taki zwyczaj, że w okolicach kolejnej rocznicy Rewolucji Październikowej, która niechybnie się zbliża, młodzież szkolną prowadzało się do lokalnych kin na przegląd filmów radzieckich. Było to obowiązkowe, całą klasą. Jedyny plus, że w trakcie lekcji. Oczywiście nie były to filmy młodzieżowe, ale tępa propaganda, której zdzierżyć nie mogli nawet nauczyciele i porzucając swe obowiązki, spędzali czas w holu kina na pogaduszkach. Na to tylko czekali przebiegli uczniowie i zamiast podziwiać dzieła późnego socrealizmu i realizmu radzieckiego, zaczynali pogaduszki w podgrupach, grali w karty albo, o zgrozo, lekko demolowali kino. Można było też uprawiać zapasy. W końcu nadzór pedagogiczny był zajęty wszystkim, tylko nie dziełami radzieckiej kinematografii.

A czemuż to radziecka kinematografia nie była w stanie nikogo zainteresować? Bo była nudna, nachalna propagandowo i często źle zrobiona. Posiadała antywalory, które w sztuce są niewskazane.

Czemu ma służyć ten wstęp i jak powiązać pierwszy akapit z drugim? Wcale nie temu, że zamierzam jakoś szczególnie świętować zbliżającą się rocznicę Rewolucji Październikowej. Naświętowałam się w szkole podstawowej. Te radzieckie produkcyjniaki przypomniały się, kiedy obejrzałam w Teatrze Telewizji spektakl "Komedianci, czyli Konrad nie żyje" autorstwa Bronisława Wildsteina w reżyserii Andrzeja Mastalerza. Nudna, nachalna propagandowo i źle zrobiona sztuka.

I tu następuje przekierowanie do pierwszego akapitu - byle nie krytykować artystów protegowanych przez dwór. No niestety, nie da się. Sztuka słuszna politycznie razi sztucznością, łopatologicznym przekazywaniem treści niby to zawoalowanych, ale dla wszystkich znających temat oczywistych. Ta powaga na obliczach aktorów ma służyć ośmieszeniu pewnych typów bohaterów, bo wiadomo, że dobra satyra musi być zagrana na poważnie, żeby była wiarygodna. Ale ta satyra nie jest dobra. Razi pobieżnym potraktowaniem tematu i wyraźnym podziałem na "my i oni". I żadna koncepcja reżyserska, czy umiejętności aktorskie tu nie pomogą, bo pomóc nie mogą. Nie ma czego ratować.

Tak się kończy robienie propagandówek. Czas i miejsce nie mają tu znaczenia. Propagandówki można robić w każdych okolicznościach, w każdych czasach, dla każdej władzy. Liczy się to, co artysta chce przekazać. Propaganda to propaganda i każdy rozgarnięty człowiek ją wyłapie. Propaganda jest odwrotnością odwagi w sztuce. Bo odwagą jest pójście pod prąd, bo odwagą jest krytykowanie rzeczywistości, ośmieszanie absurdów, napiętnowanie złych zachowań i wszystkiego, co przynosi ludziom cierpienie.

Niestety, myślenie niektórych artystów sprowadza się do tego: "Byle nie żartować z Boga, z księży, z króla, z wpływowych dygnitarzy, ani artystów protegowanych przez dwór, ani ze wszystkiego, co jest przyjęte. Byle nie chwalić niczego, co trąci odrobiną swobody myśli, byle zwłaszcza nie mówić o polityce, można było swobodnie rozprawiać o wszystkim".

Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
27 października 2022

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia