Było wszystko dobrze przez chwilę

"Krwawe gody" - reż. Adam Nalepa - Studio Wokalno-Aktorskie im. Danuty Baduszkowej w Gdyni

Dyplomowe odsłony IV roku studium Baduszkowej wyjątkowo obejrzałam wszystkie. Najpierw zobaczyłam popisy przygotowane reżysersko przez Grzegorza Wolfa ("Rzuciłem palenie... Kocham cię..."), potem przez Adama Nalepę, który został zaproszony przez studentów do reżyserowania spektaklu na podstawie tekstu Federico Garcii Lorki "Krwawe gody" w tłumaczeniu Ruby Birden.

Na samym końcu dane mi było uczestniczyć w wokalno-taneczych prezentacjach 12-ki adeptów w reżyserii Bernarda Szyca. I tak jak dwie odsłony można uznać za udane, tak finał na Dużej Scenie okazał się nieporozumieniem artystycznym, o czym szerzej w na łamach gazety tutaj, pozytywnie mnie zaskoczyła niemal przez cały koncert dobrze przygotowana Kinga Taront).

Dramat Lorki jest artystycznym przetworzeniem realnej sytuacji z 1928 roku, która dotknęła pewną hiszpańską społeczność. To historia namiętności i żarłocznej obsesji życia dla śmierci, w której bohaterowie zostają poddani nierównej próbie sił. Jak w antycznym dramacie nikt nie jest w stanie uciec przed przeznaczeniem, wydaje się, że każde rozwiązanie niesie ze sobą płacz i cierpienie. A chodzi przede wszystkim o powinność i miłość, które prowadzą bohaterów niezaplanowanymi ścieżkami. Matka (Weronika Nawieśniak) codzienną zrzędliwością namaszcza historie męża i syna, mobilizując się do obrzędu małżeńskiego ostatniego syna (Mateusz Feliński). Ma w sobie moc, zarówno do zniszczenia szczęścia jedynego żyjącego dziecka, jak również do pobłogosławienia jego związku z kobietą, która cierpi. Narzeczona (Joanna Pasternak) rozdarta jest między wspomnieniami i żalem za ukochanym Leonardo (Sławomir Banaś), a chęcią zmiany tego stanu w objęciach innego. Nie udaje się to jednak, zwycięża szaleństwo zakazanej miłości, giną Leonardo i Narzeczony.

Obok wymienionych postaci pojawiają się też inne, mocno związane z charakterem i energią miejsca, w jakich rozgrywa się dramat - andaluzyjskiej prowincji. Postaci, dla których moralne jest to, co wiąże się z narzuconym obowiązkiem wobec innych, a nie prywatnym poczuciem sprawczości. Jest więc uprzejma sąsiadka (Hanna Nowakowska), która życzliwie mąci wodę, jest ubezwłasnowolniona żona Leonardo (Agnieszka Kwiecień), są też La Muerte (Katarzyna Domalewska), La Luna (Kamil Załuska) i El Loco (Kacper Kubryński) - "prześladujący" jak cienie czyjeś myśli, jednocześnie prześmiewczy i dosadnie puentujący. Reprezentują odwieczne prawa natury, cierpliwie czekając na "odwieczny" finał.

Nalepa zbudował nasycone, w wielu momentach energetyczne widowisko z wyjątkowym początkiem - sceną tańca-prezentacji flamenco (to zasługa Wiolety Fiuk, odpowiedzialnej za ruch sceniczny). Widać, jak bardzo reżyserowi zależało na skonstruowaniu przypowieści, swoistego obrazka rodzajowego w czarno-biało-czerwonym szkielecie scenograficznym. Oszczędność scenograficzna dawała miejsce na budowanie drugiego i trzeciego planu (najczęściej wypełnianego przez La Muerte i El Loco). Przypisać to trzeba dojrzałości Adama Nalepy, który potrzebuje rozmachu i kontrastów. Czasami jednak konstrukcja traciła swoje walory ze względu na brak pomysłu udramatyzowania poszczególnych hiszpańskojęzycznych piosenek (w ciekawych aranżacjach Arura Guzy). Bezprzecznie najciekawiej wypadł tercet Pasternak, Banaś, Feliński wykonujący "Bésame", dając smak jakościowego artystycznie podejścia reżysera do interpretacji znanej piosenki. Katarzyna Domalewska pokazała, ile mocy ma w sobie "Llorando" Rebekah Del Rio (cytat w tytule), co uzupełniło jej sceniczny pomysł na postać.

Całość okazała się jednak zbyt długa, wydaje się, że z niektórych wątków można by zrezygnować. Pozostaje mieć nadzieję, że uda się co roku sprawić, by zaproszeni realizatorzy tworzyli z młodymi artystami dzieła ku pokrzepieniu w artystycznym przetworzeniu.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
26 marca 2018
Portrety
Adam Nalepa

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia