Były spektakle wybitne, interesujące i smutne porażki

14. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Jak co roku w sierpniu Szekspir królował w Trójmieście. Wypada być na tym festiwalu, nawet po to, żeby później marudzić, że japoński "Hamlet" zachwycił, a kaliski rozczarował. Dyskutować, która "Burza" była lepsza: rumuńska z fortepianem czy francuska, której akcja dzieje się w kuchni?

W tym roku dyskutowano też o czterech polskich spektaklach, rywalizujących o nagrodę Złotego Yoricka. Jury nagrody nie przyznało, a wyróżnienie otrzymał Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu za spektakl "Co chcecie albo Wieczór Trzech Króli" w reżyserii Michała Borczucha.

Borczuch sadzając widzów na scenie, a aktorów na widowni stara się zacierać granice między sceną a widownią. Szekspirowską komedię omyłek i przebieranek wypełnił po brzegi treścią. Niczego nie dodał, nie dopisał, on tylko ją wydobył z aktorów. Ciekawe to przedstawienie, gdzie wszystko może być grą i udaniem. Tylko Błazen jest serio (w tej roli Ewa Wyszomirska). Borczuch szuka nowych sensów, znaczeń, ale też bawi Szekspirem. To wszystko mogło być, lecz nie musiało. Aktorzy mają w tej inscenizacji niełatwe zadanie - balansują na granicy teatralnej konwencji, czasem celowo wychodzą na chwilę z roli.

Wśród dwudziestu spektakli, zaproszonych na czternasty festiwal, znalazły się spektakle wybitne, spektakle interesujące i takie, których obecność smuci. Jeżeli Szekspir na scenie ma być lustrem, w którym odbija się nasza rzeczywistość, nasz styl myślenia o sobie i o świecie, może warto zastanawiać się nad bardziej przemyślanym doborem. Za porażkę należy uznać rosyjski spektakl "Romeo i Julia" Teatru Romana Viktyuka z Moskwy. Reżyser Roman Viktyuk (urodzony we Lwowie) to gwiazda na moskiewskim firmamencie, a "Romeo i Julia" - kultowe przedstawienie. Na scenie czwórka młodych (niezwykle sprawnych) aktorów wciela się w studentów szkoły morskiej, którzy postanawiają zagrać na żaglowcu szekspirowską tragedię o kochankach z Werony. Emocje wyrażają akrobatycznym ruchem. Wykonują salta, fikają koziołki, wygłaszają kwestie, wisząc nogami do góry. Tylko po co? Rozczarował też "Wieczór Trzech Króli" z Armenii - dla dziatwy szkolnej, utrzymany w estetyce lat 50.

Do spektakli świetnych zaliczam "Henryka VIII". Niemiecka aktorka Bea von Malchus w swoim monodramie wciela się w wiele postaci. Pomysł przewrotny - jest rok 1599, królową Elżbietę boli ząb, gdy odwiedza ją Szekspir, aby przedstawić szkic sztuki o królu Henryku. Monodram to niezapomniany, dwugodzinny popis kunsztu aktorskiego.

Także spektakle Iriny Brook ogromnie mi się podobały, zwłaszcza "Burza" z cyrkową nutą. Po scenie wędrował Ariel jako dystyngowany kelner, Prospero, zdradzony restaurator, wyczyniał sztuczki magiczne. I tylko finał chwyta za gardło, gdy Prospero wybacza wrogom, godzi kochanków, gdy opuszczają go Ariel i Kaliban. Wyspa pustoszej, Prospero zostaje sam ...bez magii, przyjaciół. Zrozumiał, że "Jesteśmy tworzywem, z którego przędą się sny". Tylko tworzywem i niczym więcej.

Następnego dnia widzowie zobaczyli przedstawienie "Czekając na sen" Iriny Brook - swobodną wersję "Snu nocy letniej". Przysięgam, że pani siedząca obok mnie na widowni popłakała się ze śmiechu. Muzyczna "Burza" Teatru im. Toma Caragiu z Rumunii okazała się spektaklem precyzyjnym, dowcipnym, pełnym urody, w którym muzyka gra szczególną rolę. Nic dziwnego. Wszak (jak pisze Szekspir) wyspa ta jest pełna dźwięków. Głosów i słodkich pieśni, które cieszą...

Litwin Oskar Koršunovas podzielił publiczność. Jedni zapewniali, że jego "Hamlet" jest dziełem wybitniejszym niż "Sen nocy letniej" w jego reżyserii. Mnie "Sen...", innowacyjny, pełen pomysłów - rzucił na kolana szaleństwem wyobraźni, ale "Hamlet" też zachwycił. Niewątpliwie oba spektakle to festiwalowe wydarzenie, podobnie jak znakomity "Hamlet" z Japonii (teatru Ryutopia Noh), który wyreżyserował Yoshihiro Kurita. Po raz pierwszy zobaczyłam aktora grającego Hamleta, który przez cały czas trwania sztuki trwa w bezruchu. Emocje wyraża jedynie mimiką, głosem, oczyma. Siedzi na środku ascetycznej, pustej sceny w pozycji lotosu. Wydaje się, że to, co dzieje się wokół niego, to tylko wytwór jego wyobraźni. Niektóre sceny rozgrywają się na drugim planie, aktorzy naśladują marionetki, to najpiękniejszy "teatr w teatrze". Reżyser przestawia sceny, dokonuje skrótów, ale pozostaje wierny mistrzowi ze Stratfordu, tworząc oryginalną opowieść o duńskim królewiczu. A reszta, cóż, jak by powiedział Hamlet, "reszta jest milczeniem". 

Grażyna Antoniewicz
POLSKA Dziennik Bałtycki
11 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia