Cafe Pina I

Teatr Tańca Piny Bausch

Nie wiem jak powinien rozpoczynać się artykuł o Pinie Bausch. Sformułowania o "największej osobowości teatru tańca" czy "wybitnej choreografce" trącą banałem. O spektaklach w tak niebywały sposób przesyconych emocjami trudno pisać beznamiętnie. W związku ze zbliżającymi się polskimi pokazami "Piny" Wima Wendersa i prezentacją jej czterech spektakli na warszawskich III Dniach Sztuki Tańca, próbuję opisać teatr, który najlepiej wyraża to, co nienazwane

Tanztheater

Właśnie Pina Bausch ustanowiła tę nazwę jako synonim nowego gatunku teatralnego. Wcześniej słowo to pojawiało się stosunkowo rzadko - nie w recenzjach teatralnych, ale raczej w nazwach nowo powstałych zespołów tańca, które w ten sposób chciały odróżnić się od grup baletowych. W rozumieniu Piny, termin Tanztheater miał podkreślić fakt, że jest to teatr wykorzystujący jedynie choreografię, a nie kolejne przedsięwzięcie taneczne.

Talent Piny Bausch ukształtował się w trakcie jej studiów w Folkwang Hochschule w Essen pod kierunkiem Kurta Joossa [1], a później pracy w Nowym Jorku, gdzie zetknęła się z najważniejszymi artystami tańca modern, takimi jak Anthony Tudor, Paul Taylor czy Louis Horst. Niepowtarzalny styl Piny Bausch, nazwany przez krytyków idealną syntezą niemieckiego ekspresjonizmu z amerykańskim modernizmem, wykrystalizował się właśnie pod wpływem tych doświadczeń. Artystce udało się oswobodzić taniec z baśniowej iluzji, jaką kreuje balet i uwolnić od ograniczeń literatury, jakie narzuca teatr dramatyczny. Dzięki temu twórczość Piny zwróciła się w stronę rzeczywistości, dla której poszukuje się poetyckiej metafory. Artystka podkreślała zawsze, że tak jak swój mistrz, Kurt Jooss, jest zainteresowana nie tyle okolicznościami społecznymi czy politycznymi, ale przede wszystkim samym człowiekiem. To, co łączy mnie z Joossem to ludzkie sprawy, to jego humanizm [2]– mówiła. Głównym hasłem teatru Piny Bausch stało się jej słynne stwierdzenie: Mniej w teatrze interesuje mnie to, jak ludzie się poruszają, a bardziej to, co ich porusza. Wynikająca z tej maksymy konieczność eksplorowania kondycji człowieka w świecie, do dziś jest najważniejszym założeniem większości teatrów tańca. Pina Bausch nieustannie opowiadała o podstawowych lękach, obawach i obsesjach, najskrytszych pragnieniach, podstawowych potrzebach  oraz nieuświadomionych zahamowaniach człowieka.

Chociaż główna tematyka spektakli artystki niebezpiecznie krąży wokół mocno wyeksploatowanych problemów egzystencji, to niezwykłość formy i wnikliwość spojrzenia autorki pozwalają im uciec od przeciętności w stronę poruszającej metafizyki. Frustracja i cierpienie, miłość, ból i strach, tęsknota i samotność, alienacja i zagubienie oraz wszystkie sposoby, w jaki ludzie próbują sobie z nimi radzić, to motywy, które powracają w jej twórczości jak echo. Wywiedzione zostają zawsze ze skomplikowanej relacji pomiędzy kobietą a mężczyzną, ukazywanej najczęściej jako odwieczna walka płci, w której dominuje fizyczna, ale również emocjonalna przemoc.
 
Porozmawiaj z nią, zatańcz ze mną

W przedstawieniach Piny Bausch kobiety w wieczorowych sukniach i wysokich obcasach stają się obiektami seksualnymi i bezwolnymi jak manekiny ofiarami opresji ze strony płci przeciwnej. Na szczęście często role się odwracają – to mężczyźni stają się ofiarami lub przebierają się w damskie stroje, by w narcystycznym uniesieniu stanąć do rywalizacji z kobietami. Jej spektakle ukazują rozpaczliwe poszukiwanie własnej tożsamości człowieka w różnych wymiarach. Zazwyczaj bezimienne postaci są jak jungowska Anima i Animus. Są archetypami, które akceptują, bądź próbują przezwyciężyć panujące stereotypy oraz wyjść poza narzucone im przez społeczeństwo role. Nad wszystkim dominuje jedno rozpaczliwe i paraliżujące pragnienie – pragnienie bycia kochanym. Pierwotna tęsknota za miłością. Teatr Piny Bausch jest pozbawiony ambicji ideologicznych czy moralizatorskich. Zamiast wydawać proste sądy, stawia trudne pytania. I najczęściej nie daje na nie odpowiedzi, pozostawiając widzowi szerokie pole do namysłu i interpretacji. Może po prostu jeśli idzie o uczucia, to wszyscy pozostajemy równie bezradni i wewnętrznie rozdarci?
 
Tańcz, tańcz... inaczej jesteśmy zgubieni

Tanztheater nazywany bywa „teatrem doświadczenia” nie tylko dlatego, że czerpie z prywatnych, często intymnych doświadczeń. Najważniejsza jest tutaj aktywizacja widza do wspólnego przeżywania, który nie tyle identyfikuje się z oglądaną na scenie postacią, co emocjonalnie angażuje się w poruszany problem.

Punktem wyjścia dla twórczości Piny Bausch jest zawsze osobiste doświadczenie, zaczerpnięte z codziennego życia. Dlatego jej choreografie nie są przesiąknięte dążeniem do wirtuozerii i perfekcjonizmu; poruszają nie tyle pięknem, co właśnie umieszczeniem naturalnych ruchów ludzkiego ciała w nowych, głęboko emocjonalnych kontekstach. Podczas tworzenia spektaklu Pina zadawała tancerzom pytania o rodzinę, dzieciństwo, wspomnienia konkretnych stanów uczuciowych, skojarzenia z przedmiotami, aspiracje, marzenia i ambicje. Następnie w procesie improwizacji konstruowała z ich opowieści drobne gesty, które włączała do choreografii. Była mistrzynią „ucieleśniania wspomnień”. Z tej delikatnej materii powstawały w końcu rozbudowane sekwencje taneczne i obrazy przepełnione indywidualnym doświadczeniem, które przełożone na język tańca stawały się wspólnym doświadczeniem wszystkich ludzi – zarówno tych na scenie, jak i tych na widowni. Stąd w spektaklach Tanztheater Wuppertal (którym Pina kierowała od 1973 roku) zamiast tradycyjnie rozumianej fabuły, mamy wariację na pewien konkretny temat.

Mimo że dwa pierwsze ważne w karierze Piny przedstawienia to opery Glücka: „Ifigenia w Taurydzie” z 1974 roku oraz rok młodsze „Święto wiosny” Strawińskiego, wciąż jeszcze były oparte na oryginalnej treści, to już wtedy Bausch daleka była od klasycznej, nabożnej interpretacji librett. Już na początku swojej drogi artystycznej odeszła od „choreografowania materiału” na rzecz wyboru pewnych motywów, które traktowała jako punkt wyjścia dla własnych impresji i skojarzeń. W kolejnych dziełach spójność ujawniała się dopiero podczas oglądania gotowego spektaklu. Z tradycyjną narracją Pina ostatecznie pożegnała się tworząc w 1977 roku widowisko „Sinobrody – podczas słuchania nagrania opery Béli Bartóka” - „Zamku księcia Sinobrodego”.  Historia na podstawie baśni Charlesa Perrlauta opowiada o zamożnym, starym szlachcicu, którego kolejne żony znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Jak się później okazuje, wszystkie zostały zamordowane. Sinobrody postępował tak, jak jego przodkowie, a nienaturalny kolor jego brody miał symbolizować moralne zepsucie i gnicie. Adaptacja Bausch to mistrzowskie połączenie elementów tańca, aktorstwa, opery, filmu i pantomimy. Dzięki temu artystka ostatecznie wyprowadziła działanie artystyczne poza ramy klasycznego teatru. W jej interpretacji „Sinobrodego” najwyraźniej rzuca się w oczy problem braku zrozumienia pomiędzy kobietą a mężczyzną, czyli niemożliwa do zasypania przepaść, która dzieli płcie. W tym dziele ostatecznie wykrystalizował się niepowtarzalny styl Piny. Zaproponowana przez nią forma i estetyka do dzisiaj wiodą prym w teatrze tańca, który w naszym kraju zyskuje coraz większą popularność.

Magda Szpecht
G-punkt
16 lipca 2011
Portrety
Pina Bausch

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...