Casting na męża

"Next-ex" - reż: Justyna Celeda - Teatr Powszechny w Łodzi

Jeśli jesteś mężczyzną starającym się o rękę dziewczyny pomyśl najpierw, czy potrafisz wymienić 50 Stanów Ameryki Północnej i czy aby na pewno dobrze stoisz ze znajomością literatury i języków obcych. Może się bowiem okazać, że kiedy stawisz się na obiedzie u rodziców swojej wybranki, zostaniesz zasypany gradem pytań. A jeśli nie odpowiesz prawidłowo, staniesz się tylko następnym numerem na liście kolejnych-niedoszłych - panem next-ex.

Żaden rodzic nie chciałby oddać dziecka w niepowołane ręce, a w przypadku wydawania córki za mąż oczekiwania względem kandydata bywają szczególnie wysokie. Przekonała się o tym Marysia, która ze swoimi wyborami nie potrafi wstrzelić się w gusta rodziców. Największym problemem jest jej ojciec Karol Sulimirski, który ma w zwyczaju gruntowne przepytywanie młodzieńców umawiających się na randki z jego pociechą. Zwykle panowie uciekają w popłochu, jednak sytuacja ulega zmianie, kiedy w domu państwa Sulimirskich pojawia się elokwentny Marcel. Chłopak przyjeżdża na motorze, w dość nonszalanckim stroju, wydaje się zatem, że będzie dla Karola łatwym przeciwnikiem. Nic bardziej mylnego. Chłopak jest oczytany, inteligentny, błyskotliwy i ani na chwilę nie daje się zbić z tropu. Wyraźnie przewyższa wiedzą pana domu, dlatego też Karol stara się na siłę znaleźć jakąś jego wadę. I wreszcie się udaje - chłopak jest alterglobalistą! Karol odczuwa ulgę, może się bowiem pokłócić z Marcelem. Jednak kiedy chłopak odjeżdża okazuje się, że był on tylko „kolegą od kompa”, a właściwy wybranek Marysi ma dopiero przybyć. Jest nim sporo starszy od dziewczyny książę Eustachy Czartoryski, chodząca katastrofa. Nagle okazuje się, że Marcel nie był taki zły…

„Next-ex” Juliusza Machulskiego w reżyserii Justyny Celedy to komedia, w której nie brak humoru - słowne żarty zapewniają dobrą zabawę. Dowiadujemy się m.in., że jeden z byłych chłopaków Marysi nosił złoty łańcuch, przy pomocy którego - zdaniem Karola - można byłoby wyciągnąć jeepa z bagien podczas Camel Trophy; innym razem zaprosiła do domu młodzieńca, dla którego najbardziej obcym językiem był język polski. Dla pana Sulimirskiego - miłośnika lingwistyki i kultury żywego słowa, było to dość traumatyczne przeżycie. Najgorsze jest jednak to, że córka niewiele sobie robi z tych uwag i odpytywanek, traktując zachowania rodziców jak dobrą zabawę. Sama zresztą spóźnia się i bynajmniej nie jest ostoją spokoju i damą o nienagannych manierach. Ale to dla jej rodziców nie ma najmniejszego znaczenia. Karol traktuje wizytę każdego młodzieńca jak wyzwanie, prowadzi casting i nic nie jest w stanie mu w tym przeszkodzić. 

Spektakl w warstwie fabularnej raczej nie zaskakuje, jednak można odnaleźć w nim ciekawe elementy, do których zdecydowanie należy scenografia. Tworzą ją gigantyczne białe konstrukcje przypominające nieco słupy, betonowe drabiny, a także dwie czerwone ściany stwarzające klimat nowoczesnego, ale ciepłego wnętrza. Bardzo funkcjonalny jest też układający się w ścieżkę podest, po którym wjeżdża na motorze Marcel i który sprawia, że uzyskujemy kolejny poziom, na którym rozgrywa się akcja - umieszczenie prostej historii w takiej przestrzeni wprowadza do spektaklu dynamikę. Następnym atutem przedstawienia jest grający na żywo zespół (znajduje się ponad poziomem sceny, u szczytu podestu, możemy więc patrzeć na muzyków przez cały czas trwania spektaklu) - jego członkowie (Wojciech Król, Jerzy Król, Maksymilian Pelczarski/Waldemar Zybała) przygrywają aktorom, którzy co jakiś czas śpiewają piosenki. W pamięć zapada scena, w której Karol i Marcel śpiewają „Tę ostatnią niedzielę” Mieczysława Fogga - pierwszy wykonuje utwór klasycznie, drugi rapuje, między mężczyznami rozgrywa się pojedynek, ścierają się dwa style, dwa pokolenia. Aktorzy tańczą ze sobą, co staje się symbolicznym zobrazowaniem walki. 

„Next-ex” jest lekką, nie angażującą intelektu komedią - choć w repertuarze Teatru Powszechnego możemy znaleźć lepsze, ambitniejsze spektakle, jak chociażby ciekawa „Roszada” Wojtyszki i Aignera, to i takie przedstawienia są potrzebne. Znajduje to odzwierciedlenie w olbrzymiej frekwencji, sala wypełniona była po brzegi - na „Next-ex” wciąż trudno dostać bilet, mimo, iż od premiery minęło już 10 miesięcy. Cóż, popyt rodzi podaż.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
21 listopada 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia