Chaos kontrolowany

"Opętani"-Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu-Opolskie Konfrontacje Teatralne

Zderzenie nowoczesności z tradycją, powagi z ironią, niedopowiedzeń z gorzką prawdą - to cały Gombrowicz, a reżyser "Opętanych" nie odjął mu ani odrobiny szaleństwa. A nawet odrobinę dołożył i na szczęście nie przesadził.

Światło gaśnie dopiero po chwili od rozpoczęcia przedstawienia. W tym czasie na ekranie telewizora ustawionego na lewej stronie sceny pojawia się twarz nieboszczyka Maliniaka (Adam Wolańczyk). Jest on narratorem (nie jednym w tej historii), zapowiada, co się wydarzy, a jednocześnie to wokół jego śmierci koncentruje się większość wydarzeń całej historii. Tuż przy odbiorniku telewizyjnym usadowił się Hińcz (Krzysztof Zarzecki) – jasnowidz, natomiast na prawej stronie podestu widnieje rzutnik do zdjęć oraz duży ekran do ich wyświetlania. Podniesiona kurtyna ujawnia drugi plan wydarzeń - rozległy pokój oraz oddalone znacznie od widowni łóżko wraz ze swoją „zawartością” - wspomnianym już zsiniałym trupem Maliniaka o sczerniałych ustach. Na tle czerwonych, pluszowych ścian pokoju odznaczają się wieszaki z barwną garderobą. W rząd krzeseł na widowni wysunięty został podświetlany podest, niczym z wybiegu dla modeli. Mnogość barw i rekwizytów (wspomnieć należy również o pralce), sugeruje, że na widza czeka ogromne szaleństwo.

Początkowo spektakl wydaje się być niespójny. Wątki urywają się niespodziewanie, sceny kończą się w zaskakujących momentach, a całość kojarzy się z nieociosanym klockiem. Zadajemy sobie pytania: kto jest kim w sztuce? Czy to splot luźno powiązanych wydarzeń? Mylić może dynamizm przedstawienia, liczne przebieranki, nie mówienie wprost, przeciągnięcia akcji. Wystarczy sobie jednak przypomnieć jedno nazwisko: Gombrowicz, i już wszelkie skojarzenia przestają budzić wątpliwości. Normą jest przecież odejście od normy, toteż tylko tego możemy się spodziewać. Z czasem każdy fragment przedstawienia zaczyna łączyć się z innym, a historia nabiera sensu. Choć w tym wypadku i to słowo wydaje się niestosowne. 

Opętanie nie musi od razu kojarzyć się z siłami nieczystymi, można po prostu szaleć z miłości i oddawać się jej całkowicie, jak to robią Maja (Paulina Chapko) oraz Leszczuk (Rafał Kosowski). To, w jaki pożądanie i uczucie przenika ich, jest ukazane w jednej z najciekawszych scen trzygodzinnego spektaklu. Postaci, powoli i w rytmie muzyki klasycznej, zdejmują ubrania i zamieniają się nimi. Symbolizuje to wzajemne oddanie, przenikanie się pierwiastków kobiecych i męskich w jednym ciele - tych, które nabywamy od partnera oddając mu całkowicie swoje uczucia. 

Opętanie dopada również, gdy nie jesteśmy w stanie pogodzić się z własną tożsamością, ciałem, czy też więzami rodzinnymi. Książę (Dariusz Maj) nie dopuszcza do siebie myśli o potomku, który może odebrać mu władzę. Jednocześnie jego miłość do syna (Paweł Smagała) odzywa się w wulgarny, kazirodczy wręcz sposób. Scena na łóżku, kiedy to nadzy, oświetleni oślepiającym światłem wykańczają się psychicznie oraz fizycznie, budzi dwuznaczne skojarzenia. 

Ironia pulsuje tu w każdym słowie, groteska i przerysowanie – w każdej scenie. Gesty aktorów wystarczyłyby czasem zamiast słów - są tak wymowne i dopracowane. W tej kwestii zachwyca Di Midi (Marta Zięba). Patos, w jaki popada wypowiadając każde słowo, jak również niby-wystudiowana gestykulacja sprawiają, że markiza staje się przezabawnym manekinem, kokietką i komikiem w jednej osobie. 

Granica między groteską a kiczem jest bardzo cienka. Na szczęście Garbaczewski wyczuł, jak daleko się posunąć, by nie zrobić ze swojej sztuki kabaretu. I choć chwil na refleksję jest w jego spektaklu niewiele, to wierzyć należy, że nadejdą one później. Po takim przedstawieniu nadejdą na pewno.

Karolina Kaczmar
Dziennik Teatralny Opole
27 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...