"Chicago", niestety sukces!

"Chicago" - reż. Wojciech Kościelniak - Krakowski Teatr Variété

I co teraz zrobią rozmaici malkontenci? Jakie argumenty wynajdą zawistnicy? Który radny odważy się jeszcze postawić wniosek, by kilkunastoletni trud tworzenia tego teatru unieważnić? No, nie zazdroszczę zajadłym przeciwnikom Teatru Variete po premierze słynnego musicalu "Chicago". Spektakl taki, że nie ma się do czego przyczepić. I jeszcze sprzedaje się znakomicie. Czyli sukces podwójny, a to przeciwników tej najmłodszej sceny Krakowa musi boleć. Czekaliśmy na taki spektakl ponad trzy lata. Warto było!

Wyborny miał pomysł twórca i dyrektor Variete Janusz Szydłowski, by powierzyć reżyserię "Chicago" Wojciechowi Kościelniakowi, który w Krakowie dowodził już swych kompetencji choćby w Teatrze im. Słowackiego, że przypomnę takie spektakle, jak "Bracia Dalcz i s-ka" czy wcześniej "Ziemia obiecana" (szkoda, że niegrane). Teraz po raz pierwszy zmierzył się z "Chicago", musicalem, który stał się hitem scen muzycznych; i jeszcze film go rozsławił. Myślał o tym musicalu Szydłowski od lat, sam chciał go wystawić, ostatecznie zaprosił Kościelniaka, by móc skupić się na zgromadzeniu środków, bo inscenizacja tania nie jest, a i być nie może - sama licencja na 50 przedstawień to 40 tys. dolarów.

I co teraz zrobią rozmaici malkontenci? Inscenizacja - fantastyczna. Reżyser zgrabnie zagospodarował niedużą scenę Variete, a przy tym z błyskotliwym poczuciem humoru ukazał świat, w którym mordercy stają się celebrytami, adwokaci gwiazdami, a żerują na tym, nasilając wrzawę, media. W tej sytuacji i sam sąd jawi się karykaturalnie, co Kościelniak pokazał z wdziękiem i dowcipem.

Osoby, które widziały słynną inscenizację Boba Fosse'a (choreografia i reżyseria), podkreślały hołd Kościelniaka dla jego dzieła, a zrazem z uznaniem wskazywały na piękną, oryginalną choreografię Eweliny Adamskiej-Porczyk; tak dobrze, z taką lekkością i zarazem ekspresją tańczących aktorów, których ciała w sposób istotny współtworzą scenografię, chciałoby się oglądać w teatrze zawsze. Przygotowała ją, jak i kostiumy Anna Chadaj, ponętnie eksponując walory występujących pań. A i panów także. Z premierowej obsady (25 listopada) mógłbym właściwie wymienić, komplementując, wszystkich. Urzeka urodą, śpiewem, scenicznym wdziękiem Alicja Kalinowska jako Roxie, wszak musi wygrać z konkurentką Velmą - w tej roli Katarzyna Osipuk (polecam scenę, gdy solo przedstawia duet sióstr), zachwyca potężnym głosem Justyna Woźniak jako Mama Morton, znakomity jest aktorsko i wokalnie Michał Pasternak jako Mary Sunshine, przejmujący jest Amos PawłaTucholskiego Dwoi się i troi cyniczny adwokat Billy Flean (Michał Staszczak). Jacyż oni wszyscy, jak i cała obsada, sprawni, z jakąż lekkością i precyzją śpiewają, tańczą (przesłuchano i przepatrzono na castingach ponad tysiąc osób - i efekt tego widać). A towarzyszy im kilkunastoosobowy, rewelacyjnie brzmiący band - w nim kilku znanych w Krakowie muzyków - pod wodzą pianisty Sebastiana Bernatowicza.

"Chicago" to jedno z tych teatralnych dzieł, które obwarowane są przez licencjodawcę wieloma zapisami. I może dobrze, zważywszy inwencję rozmaitych postnowoczesnych inscenizatorów. Wojciech Kościelniak odnalazł się w tych ramach wspaniale, tworząc we współpracy z choreografką Eweliną Adamską-Porczyk (pracowali już przy widowisku "Chłopi" w Teatrze Muzycznym w Gdyni) spektakl, mający świetne tempo, przykuwający uwagę od pierwszej do ostatniej sceny i zasłużenie nagradzany długo nie milknącymi brawami. (Na drugim spektaklu ponoć były jeszcze dłuższe niż na pierwszym.)

"Chicago" to bezsprzecznie hit teatralny sezonu, nie tylko w Krakowie i już musi dyrektor Variete zabiegać o wykupienie licencji na kolejne niechby i sto spektakli. I co teraz zrobią malkontenci? Nie zazdroszczę im, ale pal ich licho. A twórcom "Chicago" i dyr. Januszowi Szydłowskiemu gratuluję najserdeczniej.

Wacław Krupiński
Dziennik Polski
8 grudnia 2017

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...