Chłopcy z ferajny

"Kokolobolo, czyli..." - reż: Jacek Głomb - Teatr Nowy i w Łodzi

W październikowym repertuarze Teatru Nowego aż osiem spektakli - Ślepy Maks rządzi w myśl zasady: najbardziej lubimy to, co znamy. A jeśli nawet nie znamy, to wiemy, że to takie łódzkie, takie bałuckie, trochę szemrane, dobitnie wpisane w kontekst życia przedwojennej ferajny i koszmar wojennego żydowskiego getta.

"Kokolobolo, czyli opowieść o przypadkach Ślepego Maksa i Szai Magnata" jest scenariuszem (Roberta Urbańskiego) ułożonym z prasowych relacji z procesów, kronikarskich opisów życia miasta, w którym koegzystowały cztery nacje, ale w złodziejskim fachu, w decyzjach dintojry liczył się Maks, jego kumple Szaja i Fajwel Bucik. 

Maks Bornsztajn, nazywany łódzkim Alem Capone, legenda przedwojennego przestępczego światka, "dyktator Bałut" trafił na scenę Teatru Nowego w czasie Festiwalu Łódź Czterech Kultur i pewnie zostanie na długo. W knajpie "Kokolobolo" na rogu Pomorskiej i Wschodniej (była, jak po setce w śmietanie śledź") spotykał się półświatek, kwitły ciemne interesy, nie raz łyskał nóż.

Jacek Głomb (dyrektor Teatru w Legnicy), zwolennik tezy, że każde miasto musi mieć (także na scenie) swoją legendę, a Łódź jej dotąd nie ujawniła, snuje balladę, w której apaszowski wodewil zmienia się tragedię. Całość splata postać Żyda wiecznego tułacza (Wojciech Droszczynski), odsłaniającego tamten świat.

W "Kokolobolo" trwa zabawa bez końca. Jesteśmy w jej centrum, siedzimy na scenie. Obyczajowym obrazkom przydałoby się więcej finezji i aktorskiego kunsztu. Oby kolejne spektakle wyszlifowały grę i nie zmierzały ku szarżowaniu. Część druga to już wojna, narastający koszmar getta Litzmannstadt. Tu już nie ma Maksa - obrońcy, Rinaldo Rinaldiniego. Funkcjonuje tylko jako symbol, ten wszechmocny, który na pewno się zjawi. Są za to hitlerowiec, kolaborant i śmierć.

Wiodącemu bohaterowi przydałoby się więcej charyzmy robiącej sceniczne wrażenie. Paweł Audykowski jest Maksem bliższym koncepcji tych, którzy opisywali go jako osobnika niedorastającego do swojej legendy. Dramaturgicznie rozbudowaną postać Szai, rzezimieszka targanego wewnętrznymi rozterkami, prezentuje Bartosz Turzyński. Fajwla, zabawnego kumpla swoich kumpli, a nie opryszka, zagrał Michał Bieliński.

Widowisko ma swój koloryt, opowiada i odsłania, chce zabawić (jest miłość, są dziewczynki), wprowadzić za kulisy lokalnej historii. I tak by się chciało, by robiło wrażenie. Szansa była.

Renata Sas
Express Ilustrowany
3 października 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...