Chodź, zburzymy harmonogramy

"Klub miłośników filmu "Misja"" - reż. Bartosz Szydłowski - Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie

Wieczorowo ubrana dziewczyna z pękiem bazylii, elegancki chłopak z rozłożystą czerwoną kapustą w rękach i dostojna pani, której z torebki wychylają się ziemniaki i marchewka. Takie to znakomitości można było spotkać stojąc wieczorową porą na przystanku przy ulicy Struga w Krakowie.

Zamieszanie, symultaniczność, zielonkawy chaos. To pierwsze wrażenia po wejściu do Klubu miłośników filmu „Misja". Celowo użyte „do" mówi o miejscu widza w spektaklu Bartosza Szydłowskiego. Tubylcy - członkowie plemienia, w którym prowadzona jest misja, przysiadają obok widzów, rozmawiają z nimi równolegle do rozgrywającej się akcji scenicznej, a nawet częstują warzywami i zapraszają do wspólnej kuchni. Nieco zbyt słodki zabieg interakcji grających z publicznością broni się w kontekście zaproszenia do realnego uczestnictwa w „misji", do stworzenia wspólnoty. Istotnym plusem, dodającym tej kwestii sporo naturalności i swobody jest obsadzenie w rolach drugoplanowych aktorów – amatorów, być może faktycznych „tubylców" z Nowej Huty lub/i miłośników filmu „Misja".

Kim są? Ubrani w ciemne dresowe ciuchy bawią się po dziecięcemu, bez rywalizacji. Z pewną naiwnością i prostotą zagadują do widzów i siebie nawzajem. Prości ludzie być może żyjący ze sobą od lat. Pod powłoką zabawy i szczęścia nierzadko kryje się jednak frustracja i zniechęcenie. Jedna z kobiet opowiada jak została tu siłowo przesiedlona: brutalnie zabito jej przyzwyczajenia, wspomnienia i marzenia. Inna żali się, że „ci u góry" każą jej dostosować się do rynku, rozwijać, być kreatywną. Jak mówi – nie tak łatwo (i nie do końca etycznie!) w tym wieku być sobie plasteliną, modeliną, gipsem i gąbką, co to się nagina w każdą stronę. Tubylcy czują się oszukani przez władze, pokrzywdzeni przez okrucieństwo odgórnych decyzji i praw rynku. Może dlatego patrzą na biskupa, misjonarzy i portugalskich możnowładców przez podłużne plastikowe maty zwisające z góry, sugerujące brak dostępu do ich własnego „być albo nie być", o którym „tam na górze" decyduje się za nich.

„Inne życie jest możliwe" - woła misjonarz Rodrigo Mendoza (Robert Krzyżowski) do tubylców. Walka o wolność od harmonogramów, ograniczeń i przepisów, walka o Człowieka w systemie ma według niego głęboki sens. Rewolucja. To jedyna droga do odmienienia zastanego obrazu świata. Gdy biskup (Jan Peszek) wbrew ludzkim odczuciom i jakiejkolwiek sprawiedliwości postanawia oddać teren misji w ręce Portugalii, Mendoza jeszcze głośniej woła do walki o wolność i godność. Z jakim skutkiem? Tubylcy giną z rąk Portugalczyków, a biskup, nieco zbyt późno orientuje się, że świat jest taki brutalny, nie dlatego że taki po prostu jest, ale z powodu konkretnych brutalnych decyzji konkretnych brutalnych ludzi.

Pomijając oczywiste różnice formalne, „Klub miłośników filmu „Misja" jest zasadniczo wierny obiektowi uwielbienia. Analogiczna akcja, podobnie brzmiące dialogi (choć na scenie prawdopodobnie po części improwizowane i bardziej spontaniczne) czy zielonkawy kolor piasku i świateł zbliżają widza do filmowego obrazu Rolanda Joffe. Poszerzona przestrzeń sceniczna staje się miejscem swoistej obserwacji uczestniczącej i dziejącego się z udziałem widzów happeningu.

Spektakl Szydłowskiego zadziwia i nieco przytłacza wielością użytych środków przekazu. Widz wciągnięty w środek spektaklu w żaden sposób nie może schować się za czwartą ścianą. Akcja sceniczna, wyświetlane na dwóch olbrzymich ekranach fragmenty filmu „Misja" oraz filmy uzupełniające treść spektaklu (warto wspomnieć choćby przejażdżkę biskupa bryczką po Nowej Hucie) to tylko niektóre środki przekazu. Oprócz nich mamy także relację „na żywo" z obrad biskupa i misjonarzy, odbywających się w drugim końcu sali, które są na bieżąco filmowane i pokazywane na ekranach. Ponadto słyszymy kilka muzycznych pomysłów - jak zespół grający na żywo czy chór tubylców pod dyrekcją misjonarza Gabriela (Krzysztof Zarzecki). Atrakcji jest tak wiele, że można poczuć się lekko oszołomionym. Wydaje mi się, że przy takim nagromadzeniu środków niemożliwe jest skorzystanie z któregokolwiek w pełni. Razem tworzą jednak dynamiczny i ekscytujący, choć nieco chaotyczny, obraz.

Agnieszka Bednarz
Dziennik Teatralny Kraków
12 listopada 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia