Choroba wstępnych i zstępnych

Przekleństwo i piętno, wiszące nad rodem Atrydów, ujawniło ponownie swoje mroczne oblicze, tym razem w Teatrze Starym w Krakowie. Antyczna tragedia Ajschylosa nabrała nowych barw prawie 2500 lat później. Wskrzesił ją wybitny reżyser Jan Klata. W jego adaptacji nie zabrakło starożytnych wyznaczników tragedii: prologu, chóru, eksodosu. Potraktowane jednak zostały nieco swobodniej.
Publiczność zasiada na krzesłach w zadymionej sali teatralnej. Na estradzie porozrzucane równomiernie strzępy materiału, podobnego do kory drzewnej. Wchodzi Klitajmestra, ubrana w starą suknię ślubną, z której "wytyła", w stary welon, zakładany jakby w pośpiechu. Włosy ma posklejane od brudu, dzięki czemu wygląda jak antyczna Meduza z wężami na głowie. Makijaż też pozostawia wiele do życzenia: za ciemny fluid, krzywo pomalowane kreski na oczach. Generalnie Klitajmestra nie wyglądała dobrze, raczej odpychająco i przede wszystkim niepokojąco. Cóż strasznego przydarzyło się tej kobiecie? Po dziesięciu latach oczekiwania na męża jej stan emocjonalny gwałtownie uległ zmianie. Pod nieobecność Agamemnona bierze sobie za kochanka Ajgistosa, który jest jego nieskrywanym wrogiem. Po krótkiej tyradzie chóru, złożonego z pięciu osób (czterech mężczyzn i jednej kobiety), ubranego w niechlujne i zabrudzone stroje urzędnicze, pojawił się oczekiwany Agamemnon. Jego powrót jednak nie zachwycił żony. Niesamowicie intrygującym zabiegiem w spektaklu jest scena z Kasandrą. Kochanka Agamemnona zostaje zaproszona w progi domu Klitajmestry. Jej piętnastominutowy monolog jest pełen przejęcia. Aktorka wypluwa z siebie słowa, czasem sprawia, że te słowa wirują w powietrzu, już w jamie ustnej nadaje im barwy, ruchu, koloru. Być może bawi się spółgłoskami, samogłoskami, zbitkami głosowymi, sylabami. Pieści każdy dźwięk, który jest czasem czysty jak łza, czasem odrażający, jak krzyk Erynii. Przeczuwa śmierć kochanka i swoją. Wie, że próg ich domu jest skalany klątwą rodową. Ale przeznaczenie musi się wypełnić. Klitajmestra szybko decyduje się zabić męża. Pozwolił przecież na ofiarowanie jej córki, Ifigenii, bogom. Skazał swoją żonę na dziesięć lat usychania w Argos. Nienawidzi go z całego serca. Podnosi topór i wybiega za kulisy zabić męża. W tym momencie na proscenium podchodzi chór i zsynchronizowanymi ruchami projektuje ból i cierpienie zadane Agamemnonowi z ręki swojej małżonki. Następnie odchodzi, jakby nic się nie stało. Powraca Klitajmestra. Na jej sukni ślubnej ślady świeżej krwi. Jeszcze spływa po jej twarzy, po dekolcie, kapie na ziemię. Chór nie omieszka tego skomentować, jak na antyczną tragedię przystało. Wchodzi niezdarny Ajgistos. Nazwany przez chór "niewieściuchem". Jego groteskowa postać sprawia, że śmiejemy się. Zachowuje się jak dziecko. Jak demoniczny klaun z amerykańskich horrorów: niby pocieszny, ale lada chwila zdolny do wyciągnięcia noża z kieszeni i poharatania z pasją mordercy rozmówcy. Bezcześci zwłoki Agamemnona. Te same zwłoki piastuje z namaszczeniem córka przywódcy - Elektra. Jest jeszcze dzieckiem. Ubrana w szkolny mundurek, pod krawatem. Przygotowuje ofiarny ołtarzyk ojcu. Wokół ciała umieszcza rzeczy jej najdroższe - lalki i misie. Wie, że zbrodnia musi być okupiona zemstą. Błaga bogów, by wrócił Orestes, jej brat, wygnany z kraju jeszcze w dzieciństwie. Ten materializuje się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie jest tym dzielnym, inteligentnym Orestesem z tragedii Ajschylosa. Wręcz przeciwnie, jego infantylne zachowanie budzi w nas uczucie pobłażania. Jednak wypełnia to, co mu było dane - zabija Ajgistosa. Klitajmestra mdleje na scenie, gdy dowiaduje się, że powrócił Orestes. Ten podchodzi do niej i układa się do snu koło swojej matki. Jest to ostatnia ich pieszczota. Syn przytula się do łona matki. Wygląda, jak skrzywdzone złym snem dzieciątko, poszukujące ciepła i bezpieczeństwa. Matka pieści go, drapie po pleckach, głaszcze po ramieniu. Nachodzi Elektra, również przytula się do matki. Jaki jest sens, skoro i tak zaraz ją zabiją? Orestes jest sądzony przez Erynie za swój czyn. Próbują go dopaść i wymierzyć sprawiedliwość nad zbrodniarzem. Ratuje go w tych okolicznościach Apollo - zleceniodawca zbrodni. Jego wejście jest warte osobnego akapitu. Występ (bo tak należy to nazwać) Apolla jest iście gwiazdorski. Uroda Błażeja Peszka pozwoliła Klacie na pewien sprytny zabieg artystyczny. Peszek wystąpił w roli Robbiego Williamsa , śpiewając "Feel" , schodząc ze schodów jak show-man w świetle jupiterów i w aplauzie miliona fanek. Jego słowa "I sit and talk to god/ And he just laughs at my plans,/My head speaks a language, I don't understand." są jednoznaczne. Lecz nie powinny być wypowiadane przez Apollina, a Orestesa. To on nie bardzo rozumie, jaką rolę przeznaczyła mu Fortuna. Apollo wstawia się za Orestesem w sporze o winę za śmierć matki. Decydujący głos należy jednak do ponętnej Ateny, która swoim aksamitnym głosem wygłasza werdykt. Sama stwierdza, że nigdy nie miała matki (zrodzona jest bowiem z głowy Zeusa), więc jest bezwzględnie po stronie mężczyzn. W tym momencie Apollo przedrzeźnia się z nami, ściąga spodnie, pokazując nam intymne miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. "Oresteję" kończy epilog Orestesa. Jest zagubiony w sowim świecie i tym, co uczynił. Zakończenie monologu kwituje słowami Heinera Müllera z "Samotności pól bawełnianych ": "Do you remember, do you? No, I don't". Teatr Stary w Krakowie Ajschylos "Oresteja" przekład: Maciej Słomczyński reżyseria: Jan Klata adaptacja: Iga Gańczarczyk, Jan Klata, Anna Włodarska opracowanie muzyczne: Rafał Kowalczyk, Jan Klata scenografia i reżyseria światła: Justyna Łagowska kostiumy: Mirek Kaczmarek ruch sceniczny: Maćko Prusak Obsada: Klitajmestra - Anna Dymna, Agamemnon - Jerzy Grałek, Kassandra - Małgorzata Gałkowska, Elektra - Anna Radwan-Garncarczyk, Orestes - Piotr Głowacki (gościnnie) Premiera: 25.02.2007r.
Aleksandra Pyrkosz
Dziennik Teatralny Kraków
28 stycznia 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia