Chorzy z urojenia

"Chory z urojenia" - reż: G. Pampiglione - Teatr im. Słowackiego w Krakowie

Molier był chory. Cierpiał. Jego siły pochłaniała nie tylko walka organizmu o jak najdłuższe utrzymanie się przy życiu. Spadała również powoli motywacja autora - król był dlań coraz mniej łaskawy, zaś ataki na pisarza nie ustawały. Ówczesne metody lekarskie były uciążliwe, a Molier nie zamierzał poddawać się bezwolnie tym zabiegom. Pisząc "Chorego z urojenia" być może walczył z własnymi obawami, na pewno zaś wyśmiewał metody leczenia, uderzał w potęgę, którą nad chorymi odczuwali szarlatani, mogący do woli wyłudzać od nich pieniądze za "niezbędne" zbędne usługi. W sercach chorych siali ziarno niepewności, które systematycznie podlewali, a które wypuszczało obfite plony w postaci chorobliwej dbałości o zdrowie.

Kurtyna się podnosi, światła gasną. Gdy scena stopniowo się rozjaśnia widzimy Argana, siedzącego na imponującym krześle. Otóż podlicza on koszta swojego leczenia u doktora Czyściciela. Nazwisko godne specjalizacji - sporządzania mikstur oczyszczających organizm. Ciężka to kuracja - kilkakrotne w ciągu dnia lewatywy, lekarstwa, podawane z niewiele mniejszą częstotliwością dla kogoś, kto nie widział chorego mogłyby świadczyć o zatrważającym stanie zdrowia Argana. Dziw, że coraz to nowe diagnozy, wykrywające u niego nowe dolegliwości, nie przyprawiły go o zawał serca. Na szczęście cały czas pozostawał pod troskliwą opieką domowników, szczególnie żony, której szczególnie zależało na jego stanie zdrowia. Ciężko było zapewne dopatrzyć się w jej zachowaniu pewnej dwuznaczności, którą świetnie zarysowała intymna scenka pomiędzy nią, a jej hm... doradcą prawnym, dodana przez reżysera, ukryta w dziwnym labiryncie przezroczystych ścian z wejściem. Chodząca perfidia w dwóch osobach - w niewiernej żonie, spowitej początkowo w przydający niewinności jej osobie białym stroju rannym i jej rejencie, panu Wierze (cóż za ironia, posiadanie przez niego takiego nazwiska!), ciekawej zresztą personie - nerwowego, sprytnego fircyka, rodem z dworu króla Ludwika. Jego bliżej nieokreślone ruchy (nerwowe w każdym razie) kłóciły się z poważną pozycją, jaką zajmował.  

Lidia Bogaczówna, kreująca postać owej nobliwej małżonki zachowywała się tak, jak gdyby opiekowała się niesfornym szczeniaczkiem, nie mężem. Szczerość jej intencji wychodzi na jaw dzięki intrydze brata i służącej Antosi - zaprezentowanej w komicznej scence. Aż żal było patrzeć na Argana (świetnego w tej roli Andrzeja Grabowskiego, który niestety, pomimo odpowiedniego nastawienia i usilnych starań, bardzo często przypominał mi Ferdka Kiepskiego), położonego niemal siłą na sofie, z zapaloną gromnicą u wezgłowia. Próba się powiodła - Belina wpadła w misternie przędzoną nić pułapki, którą niegdyś Shakespeare nazwałby "pułapką na myszy". Zatem "mysz"-Belina zdemaskowała swe oblicze, jako interesowna, bezwzględna kobieta, przywołująca na myśl Cruellę de Mon. Jakże inaczej zachowała się Aniela - szczerym żalem, gotowa poświęcić szczęście swoje i Kleanta w imię poczucia winy, jakie żywiła w przekonaniu o śmierci ojca. To dziewczę, grane przez Natalię Strzelecką, pełne jeszcze dziecinności, co doskonale pokazuje istny "psi targ" pomiędzy nią a Arganem, w którym Aniela ubija interes życia i dostaje Kleanta za męża.  

Bardzo poruszyły mnie postaci panów Biegunek. Pierwsze wrażenie - szok, drugie - Alien i Predator. Trzecie - będą się śnić po nocach. Czwarte - przecież to wpisuje się w koncepcję Moliera! Tak, gdyż Molier w "Chorym z urojenia" wyśmiewa wszystkich sprytnych szarlatanów, którzy zbijali fortunę na nieświadomych niczego ludziach: na adwokatach, na lekarzach, wyśmiewa obsesję pogoni za nieuchwytnym - zdrowiem, które w bezmyślny sposób się traci, a które potem próbuje odzyskać za pomocą przeróżnych sztuczek, nie wyłączając magicznych (rynek czarnoksięski, świetnie prosperujący za czasów Ludwika XIV, którego zmierzch zaczął zapadać wraz z procesem Marii Bosse i Catherine Deshayes Voisin, oskarżonych o czary). Te właśnie postaci wyróżniają się dziwnym zachowaniem, ubiorem, to niemal uczestnicy balu karnawałowego: pan Wonny– istny dzwonnik z Notre-Dame, pan Czyściciel, ucharakteryzowany na najczarniejszego czarnoksiężnika, także Tomasz Biegunki–tu wbrew zasadom nie powiedziałabym, że wygląd przyszłego męża się nie liczy… Postaci negatywne bardzo łatwo zatem odróżnić – oprócz żony Argana, chyba, że weźmiemy pod uwagę stare porzekadło, mówiące o tym, jakoby intensywnie rude włosy świadczyły o dwulicowości ich posiadaczki… 

Jednak tak, jak Argan, widzimy to, co chcemy widzieć. Rzadko kiedy stać nas na absolutną szczerość, na spowiedź z naszych przewinień, buntujemy się, gdy ktoś siłą chce nas usadowić po drugiej stronie krat, przy życiowym konfesjonale (nie wszyscy tak, jak Ludwisia, dostają rozgrzeszenie). Mnożymy nasze fobie, nasz lęk przed życiem ,co dzisiaj często rozdmuchują media. Z nieświadomości świata i niepewności losu biorą się nasze wszystkie strachy, nasze urojenia. Usypiamy naszą podświadomość, zawierzając losowi nasze sprawy, a potem czujemy, że tracimy nad wszystkim kontrolę. „Gdy rozum śpi, budzą się demony” – jakież to prawdziwe…

Maria Piękoś
Dziennik Teatralny Kraków
24 listopada 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia