Chrystus nawrócony

"Anarchistka" - reż. Tomasz Szczepanek - Teatr Studio im. S. I. Witkiewicza w Warszawie

Brakuje w polskim teatrze spektakli opartych niemal wyłącznie na aktorskiej interakcji. "Anarchistka" w reżyserii Tomasza Szczepanka wypełnia tę lukę. Podstawą przedstawienia jest tekst amerykańskiego twórcy Davida Mameta, znanego także m.in. dzięki stworzeniu scenariusza do "Nietykalnych" De Palmy.

Warszawska inscenizacja wiernie podąża za literą dramatu. Zderza ze sobą dwie postaci: więźniarkę Kathy Boudin i oficer Ann. Pierwsza z nich jest byłą działaczką ruchu anarchistycznego. Kilkadziesiąt lat wcześniej zabiła dwóch policjantów, za co trafiła na ponad dwie dekady do celi. W międzyczasie zdążyła porzucić swoją ideę, i nawrócić się na pokojowe chrześcijaństwo. Jej interlokutorka ma sprawdzić, czy zbrodniarka zasłużyła na warunkowe zwolnienie.

Taka historia ma w sobie duży potencjał. Wiele zależy oczywiście od jej odpowiedniego rozegrania, bowiem u Mameta dochodzi do starcia dwóch racji. Szczepanek rozpisuje tekst na Dorotę Landowską (Boudin) i Jadwigę Jankowską-Cieślak (Ann). Nieprzypadkowo to Ann jest w tym zestawieniu osobą starszą, chociaż trochę nie chce się wierzyć w dobrą kondycję Kathy po kilkunastu latach spędzonych za kratami. Oficer więzienna szczegółowo przepytuje skazaną, opierając się na treściach zawartych w napisanej przez nią książce. Potrafi kłócić się o semantyczne różnice między poszczególnymi słowami (książka Kathy ma dwie wersje: francuską i angielską).

Z jednej strony dochodzi zatem do starcia dwóch intelektów. Ann przypomina więźniarce, jak głosiła postulat zniesienia własności prywatnej i inne socjalistyczne bajania. Nie wierzy w żadne zapewnienia byłej (?) aktywistki. Metafory w jej liście do adwokata ("gwiazda zaranna") traktuje jako szyfr. Stara się wyciągnąć z bohaterki informacje o jej wspólniczce Altei. Boudin odbija piłeczkę. Mówi głośno o swojej fascynacji Chrystusem, o olśnieniu, które skłoniła ją do porzucenia anarchizmu. Co jednak jest ciekawe - o tych, którzy zdradzili organizację nie wypowiada się z aprobatą. Uderza szczególna zmiana w jej retoryce. Tłumaczy kolegów (niektórych już martwych) tym, że po prostu zgrzeszyli. Chrześcijaństwo jest dla Kathy tarczą obronną, która pozwala całą jej przeszłość niejako zmazać dzięki deklarowanemu poczuciu winy. Odsiadka miała zaś stać się niezbędną dla rozgrzeszenia pokutą.

Nie znaczy to jednak, że Boudin stawia się wyłącznie w roli ofiary systemu. Wprost przeciwnie, potrafi dogryźć państwu, którego przedstawicielem jest Ann. Starość Ann jest starością nie tylko biologiczną, ale przede wszystkim duchową. Strażniczka całe życie spędziła na dopełnianiu procedur, przez co jej życie rodzinne legło w gruzach. Brakuje jej nawet miłości, którą praktykują między sobą niektóre więźniarki. Nosi krzyżyk na szyi, ale jej wiara różni się od iście neofickiego dogmatyzmu Kathy. Tym samym na konflikt racji nakłada się antagonizm emocjonalny. Ann nie pozostaje dłużna swojej rozmówczyni i przypomina jej o swoim pochodzeniu. Boudin pochodzi z bogatej rodziny, z czego można łatwo wywnioskować, że jest dzieckiem pokolenia '68. A wtedy bycie antysystemowym było zwyczajnie modne. Co więcej, oficer wyciąga na wierzch sprawę kochanki Kathy. Wzajemne wbijanie sobie szpil doprowadza spór do impasu.

Ta dwuznaczność staje się motorem napędowym spektaklu. Długo nie wiadomo, czy Boudin rzeczywiście się nawróciła. Kilka razy stara się bowiem zastosować wobec Ann szantaż emocjonalny. Mówi o swoim ojcu, z którym musi się pogodzić. "Przecież nie można go zostawiać bez opieki", jest to oczywista ,,zbrodnia". I co jeszcze może budzić zastanowienie - Kathy nie dość zdecydowanie odcina się od swojej przeszłości. Przyznaje, że popełniła "błędy", ale nic ponadto. Gwoli przypomnienia - Ryszard Kapuściński nazwał kiedyś Che Guevarę "Chrystusem z karabinem na ramieniu". Czy i Boudin nie przybrała po prostu innych barw wojennych, niczym Tartuffe? Często pojawia się w pewnych kołach argument, że przecież Chrystus też chciał znieść wszelkie bariery i wprowadzić równość. Kto wie, czy takiej upośledzonej wersji nie hołduje więźniarka. W dodatku casus Kathy przypomina nasze polskie realia: nie brakuje nam przecież byłych komunistycznych aparatczyków, którzy też okazują skruchę. Na ile jest ona prawdziwa, pozostaje kwestią do dyskusji.

I być może spektakl mógłby skończyć się taką frapującą dwuznacznością, gdyby nie zabieg Szczepanka. Widowisko wieńczy pokaz napisów, w których zawarta jest informacja, że Boudin wyszła z więzienia i zaczęła wykładać na uczelni. Twórcy zdecydowanie biorą stronę skazanej. Rola Landowskiej opiera się w dodatku na pokazaniu pewnej siebie kobiety, która na oskarżenia Ann reaguje westchnieniem. Bardzo dobra aktorka, jaką jest bez wątpienia Jankowska-Cieślak, w spektaklu w Teatrze Studio zbyt często jednak szarżuje. Rozumiem, że bierze na siebie rolę inkwizytorki rodem z Dostojewskiego i Andrzejewskiego. Ale wypada przy tym nazbyt groteskowo i agresywnie.

Konflikt dramatyczny zostaje zbyt łatwo rozwiązany. W dodatku widać sporą różnicę w klasie aktorstwa Landowskiej i Jankowskiej-Cieślak. Młodsza próbuje zgrywać arogancką, ale skutkuje to przerysowaniem i sztucznością w grze. W takim kontekście warszawska "Anarchistka" staje się opowieścią o starciu skostniałego państwa i "żywej myśli". Poważnie zubaża to podejmowaną problematykę. I może dlatego tak szybko dochodzi do rozwiązania intrygi. Jest poprawnie, jak przystało na współczesną polityczność. "Quod erat demonstrandum".

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
3 listopada 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...