Chwilo trwaj

"Przebudzenie wiosny" - reż: Łukasz Kos - Teatr Rozrywki w Chorzowie

Chorzowskie ,,Przebudzenie Wiosny" to realizatorski majstersztyk. Odrębne światy słowa, dźwięku i ruchu przenikają się tu nawzajem i splatają w harmonijną całość. W efekcie, granice między tekstem, muzyką i tańcem stają się płynne. Wokal brzmi jak słowo mówione, a taniec wydaje się naturalnym przedłużeniem zwyczajnych gestów i ruchów. Spójność i autentyzm formy u Kosa to rezultat twórczej współpracy i porozumienia na wszystkich poziomach widowiska. Łukasz Kos wie, czego chce i wie, jak to osiągnąć

Niżyński, Eliot, Wedekind…

Wiosna u Kosa to wyrok śmierci. Żąda ofiary - jak wiosna u Niżyńskiego. Musicalowa Wendla jest zatem Wybraną. Tańczy aż do śmierci, by ziemia mogła się znowu przebudzić, wiosna - świętować, a życie umierać. Ofiara zostaje przyjęta. Sączy się woda, płyn nasienny i łzy. ,,Fioletowe lato”* Kosa zbiera swoje żniwo

29 k w i e t n i a - premiera ,,Przebudzenia Wiosny” w Teatrze Rozrywki. W przewrotnych i - jak się później okaże - proroczych słowach Eliota: ,,najokrutniejszy miesiąc to k w i e c i e ń’’**. Nieproszony, budzi do życia na ziemi, która jest jałowa - bez szans na wydanie plonu i na spełnienie. ,,Miesza pamięć i pożądanie, podnieca gnuśne korzenie sypiąc ciepły deszcz.”** I taka aura bije ze sceny Rozrywki. Kwietniowa pobudka z zimowego snu nikogo tutaj nie cieszy. Przeciwnie, Moritz odbiera sobie życie, Wendla ma skrobankę, Melchiora czeka poprawczak, a Ilse gwałci ojciec. A przecież to musical.  

Wszystkiemu winien skandalista Frank Wedekind, autor dramatu ,,Przebudzenie Wiosny” z 1891r. Bohaterami jego sztuki są nastolatkowie, a osnową akcji - inicjacja seksualna, gwałt, aborcja, homofobia i hipokryzja ,,dorosłokracji”*. Wiek dojrzewania u Wedekinda to zaiste prawdziwy horror, stąd podtytuł: ,,Tragedia dziecięca”. Wciąż aktualny w musicalowej adaptacji dramatu z 2006 do libretta Stevena Satera i muzyki Duncana Sheika.  

… i Kos

Wracając do Kosa i do Rozrywki, chorzowskie ,,Przebudzenie Wiosny” to realizatorski majstersztyk. Odrębne światy słowa, dźwięku i ruchu przenikają się tu nawzajem i splatają w harmonijną całość. W efekcie, granice między tekstem, muzyką i tańcem stają się płynne. Wokal brzmi jak słowo mówione, a taniec wydaje się naturalnym przedłużeniem zwyczajnych gestów i ruchów. Spójność i autentyzm formy u Kosa to rezultat twórczej współpracy i porozumienia na wszystkich poziomach widowiska. Łukasz Kos wie czego chce i wie jak to osiągnąć.

Na wstępie uwagę przykuwa - dosłownie - choreografia. Spektakl rozpoczyna taneczne solo: w białym świetle reflektora i kompletnej ciszy pojawia się Wendla. Zaledwie parę sekund i parę oszczędnych ruchów, a efekt poraża - koncentracją energii i siłą przekazu. Mimowolne gesty ręki, a raczej uniki, w kierunku lekko rozkołysanych bioder, delikatne ruchy miednicą, ugięte kolana, obniżony środek ciężkości i wrażenie, że grawitacja za moment ściągnie tancerkę w dół, podczas gdy czubek głowy ‘ciągnie’ ją w przeciwnym kierunku (zapożyczenia ze słownika tańca współczesnego), to pojedynek między ciałem a świadomością, psyche i somą, id i (super)ego tancerki. Jest w tym i dzikość i liryzm, kontrola i szał. I przedsmak tragedii. To najpiękniejsza niespodzianka musicalu Kosa. Pozostała część widowiska to ,,po prostu’’/,,aż’’ dobra musicalowa robota.  

Warto wspomnieć o scenografii i kostiumach. Scena ,,Przebudzenia…” to klasa, sala sądowa i prezbiterium kościoła - dzięki genialnemu wykorzystaniu ławek. Środek zajmują ruchome ławy szkolne - Staniek nie mniej pomysłowo wplata je w choreografię - boki sceny to kościelne stalle, a tył zamykają trybuny parlamentarne lub/i sądowe. Ławka na scenie, pomysłu Anity Bojarskiej, to niezwykle pojemna, koherentna i genialna w swej prostocie metafora - obraz wartości moralnych i norm społecznych (superego) jak i obłudy, konformizmu i ostracyzmu.

Z kolei kostiumy to obszerne cytaty z epoki wiktoriańskiej - posunięte do granic pruderii. Są sztywne gorsety, suknie na kole, monstrualne peruki ale jest i groteskowe damskie obuwie na gigantycznym obcasie, odkryte kostki i burza niesfornych włosów (synonimy tzw. rozwiązłości). Na wspomnienie zasługuje - na pozór banalny - strój jednej z belferek, bo to ciekawy zabieg o wymiarze symbolicznym. Belferka nosi męski frak i zarost na twarzy. Z kobiety pozostał jej tylko głos. Bo prawdziwy ‘belfer’ nigdy nie płacze - jest bezlitosny dla normalnych inaczej.

Całości dopełnia reżyseria świateł. Marek Dawid to mistrz w budowaniu atmosfery i płynnych zmianach klimatu. W oświetleniu Dawida i choreografii Stańka, energia cudownie materializuje się w początkowym tańcu Wendli, karni uczniowie pomimo dziewiętnastowiecznych mundurków prezentują najdziksze wydanie Nirvany ze ,,Smells like teen spirit”, a lato jest fioletowe. Dlatego dodatkowe ‘atrakcje’ w postaci ‘dosłownie dosłownych’ projekcji video - przechodzą raczej bez echa.

Ale gdyby nie obsada, a zwłaszcza ta młoda i mniej doświadczona, jej stuprocentowe zaangażowanie, szczerość i ekspresja - czasem na granicy ekshibicjonizmu, i radość z bycia na scenie, nie byłoby o czym mówić. Choć chwilami bywa ckliwie i nieporadnie, a śpiew jakby chropawy - tym ludziom się po prostu wierzy. Może właśnie dlatego. Chwilo trwaj.

*,,Przebudzenie wiosny” w tłumaczeniu Michała Wojnarowskiego
** ,,Ziemia jałowa” T.S. Eliot

Monika Gorzelak
Dziennik Teatralny Katowice
19 maja 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...