Chwyćcie za kije...

"Hrabina Batory" - reż. Wiktor Rubin - Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach

Ostatni spektakl duetu Janiczak-Rubin "Hrabina Batory" nie odpowiada na pytanie, które interesowałoby masy: czy okrutna hrabina mordowała czy nie dziewczyny, a jeśli tak to w jaki sposób. Twórcy zostawili w spokoju legendę uznając, że nie warto odnosić się do bajek, bo znacznie ciekawsza jest odpowiedź na pytanie co sprawiło, że taka legenda, przypisująca Elżbiecie Batory zamordowanie 650 kobiet, w ogóle powstała.

Jolanta Janiczak pisząc scenariusz przetwarza nieliczne znane fakty z życia Elżbiety przez wiedzę dostępną współczesnym: dostrzega trudny charakter, osamotnienie, melancholię, depresję, obsesję na punkcie urody. Chorobliwe przywiązanie do wizerunku młodej i pięknej, nieumiejętność zaakceptowania przemijania. Pokazuje Elżbietę uwięzioną w zamku, porzuconą przez męża, który większość czasu spędza poza domem na wojnach, otoczoną przez kobiety, których zajęciem jest sprawianie sobie przyjemności i zabijanie czasu. Żyje w świecie monotonii, nudy, pustki. Postacie obok są równie przygnębiające, nawet urocza, lolitkowata Śnieżka (sympatyczny debiut Bogny Żłobińskiej) w za dużych butach lecąca jak ćma do tego babskiego świata, już ruszająca w pogoń za ideałem piękna, wizerunku, który niczemu nie służy poza samym bytem. Los kobiet wokół Elżbiety Batory był nie mniej tragiczny od losu uczestniczek konkursów piękności upodobniających się do siebie kolejnymi operacjami, bo ta gonitwa za idealną ją prowadzi donikąd.

Wiktor Rubin stworzył spektakl oparty na cielesności, bardzo fizyczny. Agnieszka Kwietniewska grając Elżbietę operuje minimalnymi środkami wyrazu, czas ciecze wolno, między palcami a w tle czai się szaleństwo. Podkreślają to wyświetlane na teletropmterze numery i tytuły poszczególnych scen.

Nie ma w tym spektaklu prostej narracji, historii opowiedzianej po bożemu od początku do końca. To zbiór scen, jak ziarenek piasku przesypujących się w klepsydrze, czasami niemal je słychać. Widz, który zanurzy się tę poetykę, da sobą zawładnąć wizji reżysera, zaakceptuje abstrakcyjny świat, znajdzie siłę by w ostatniej scenie dołączyć do aktorów, przełamać bierność i przekuć ją w czyn nawet tak symboliczny jak walenie kijem bejsbolowym w worek. Intencję walenia można wybrać samodzielnie. To podnosi energię i lepiej poprawia samopoczucie niż przeraźliwy krzyk młodych dziewcząt, który pomagał Elżbiecie. Ten eksperymentalny teatr to propozycja dla widzów poszukujących, otwartych na nowości, zwolennikom tradycyjnego teatru może nie przypaść do gustu, ale by się o tym przekonać warto pójść do teatru.

Lidia Cichocka
Echo Dnia
22 września 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia