Ciało i umysł w tańcu

12 Międzynarodowy Festiwal Tańca Współczesnego. ciało_umysł/body_mind

"The Modesty of Icebergs" ("Skromność lodowców") i "Niżyński. Święto snów". W ramach festiwalu Ciało/Umysł zaprezentowano dwa taneczne performance: jeden będący apoteozą możliwości - i niemożliwości - ludzkiego ciała, drugi o zapadaniu się w obłęd.

Nie da się ukryć, że performance "The Modesty of Icebergs" Daniela Léveillé'a był jednym z faworytów tegorocznej edycji festiwalu Ciało/Umysł. Odpowiednio zareklamowany, przyciągnął na Dużą Scenę w Teatrze Studio tłumy widzów. Nic dziwnego, to w końcu TEN Léveillé - głośny awangardowy artysta kanadyjski, jeden z twórców Nowej Fali.

Daniel Léveillé miał zostać architektem. Zamiast konstrukcji martwej zainteresował się jednak konstrukcją żywą - ciałem ludzkim. Jego pierwsze prace - krótkie, intensywne i surowe narracje taneczne - wpisywały się w trend lat 80-tych. Eksploatował w nich głównie problem seksualności w życiu człowieka (jej zmarginalizowania czy związanej z nią samotności). Z czasem skupił się na pytaniu o ruch emocji, poszukując jej między innymi we wstrząsach, spazmach i ciągłych repetycjach ruchów, z których komponował swoje choreografie. "The Modesty of Icebergs" jest ostatnią częścią trylogii, w której kanadyjski choreograf dalej drąży temat seksualności, miłości, potrzeby kontaktu, ale także obcości i samotności.

Konsekwencją traktowania ciała jako pojemnika, który można wypełnić różnymi znaczeniami i uczuciami, jest nagość. Tancerze występujący w "The Modesty of Icebergs" są całkowicie nadzy i wystawieni na pastwę spojrzeń. Twórca nie tylko podkreśla w ten sposób estetyczność i szlachetność materiału, z którym pracuje, ale konfrontuje widza z pewną prawdą, która jest w tym materiale ukryta. Nagie są ciała i nagie są emocje. W przedstawieniu Léveillé łączy surowość i minimalizm z emocjonalnością. Harmonijnie umięśnieni, tańczący w bladym świetle tancerze przywołują na myśl greckie posągi, które wprawiono w ruch. Z imponującą precyzją wykonują i powtarzają trudne konfiguracje ruchowe. Jest w tym jakaś królewskość. Ale - jak pokazuje Léveillé - ciało jest jedynie czubkiem góry lodowej wystającej ponad powierzchnię: kryje w sobie nie tylko majestatyczność, ale też słabość, samotność czy brzydotę. W swojej choreografii Léveillé stara się wniknąć głębiej w relacje międzyludzkie: między tancerzami dochodzi do różnych interakcji, zbliżają się i odrzucają (a nawet wyrzucają) nawzajem, powtarzają wciąż te same układy (ni to z uporem, ni to z desperacją), próbują. Kanadyjski twórca jest trochę jak doktor Tulp z obrazu Rembrandta. Fascynacja anatomią ludzkiego ciała prowadzi jednak Léveillé'a (przez to i widza) głębiej - w anatomię ludzkich zachowań.

Oficjalna strona Daniela Léveillé'a

"Święto snów" - taniec o bogu-szaleńcu

Nad Duża Sceną w Teatrze Studio znajduje się znacznie mniejsza Scena Malarnia. To właśnie tam pokazano projekt "Niżyński. Święto snów" - taneczny solo performance opowiadający o życiu jednego z najwybitniejszych tancerzy XX wieku.

Wacław Niżyński: Faun, klaun boży, szaleniec. Jedni nazywali go mistykiem, dla innych to ciekawy przypadek schizofrenika z osobowością mnogą. Bezsprzecznie jednak był geniuszem w dziedzinie ruchu i tańca. Karierę solisty baletowego i choreografa zaczął bardzo młodo i równie wcześnie ją skończył, pogrążając się w chorobie psychicznej. Mówiono, że tańczył tak, jakby ruchem chciał wypowiedzieć tajemnicę istnienia i pokazać żywioł stwarzający człowieka. Na podstawie "Dzienników" Niżyńskiego, jego twórczości oraz "Święta wiosny" Strawińskiego udało się utkać opowieść o człowieku rozpiętym między epifanią, opętaniem i szaleństwem.

Twórcy performance - Sławek Krawczyński, Tomasz Wygoda i Anna Godowska - serwują widzowi podróż przez odmienne stany świadomości, pokazując codzienną rzeczywistość jednostki nieustannie balansującej między ekstazą a pustką. "Święto wiosny" - utwór, do którego, nomen omen, pierwszą choreografię stworzył właśnie Niżyński - szczególnie dobrze oddaje żywiołowość i przemoc sił, na pastwę których został rzucony rosyjski twórca.

Wraz z początkowymi dźwiękami baletu nieruchome ciało tancerza (Tomasz Wygoda) budzi się z letargu - napięte mięśnie powoli się rozluźniają i postać zaczyna się poruszać. Można to odczytać jako nawiązanie do stanów katatonicznych, w które rosyjski twórca popadał i których bardzo się bał, jako że były one całkowitą przeciwnością jego żywiołowej natury. W choreografii przedstawienia znajdziemy zresztą mnóstwo - mniej lub bardziej oczywistych - odniesień do życia i twórczości Niżyńskiego. Na przykład z łatwością można rozpoznać poszczególne układy ruchów z jego legendarnych ról (z hipnotyzującym Faunem z "Popołudnia Fauna" Clauda Debussy'ego na czele).

Z czasem choreografia staje się bardziej dynamiczna: ruchy tancerza zaczynają być gwałtowne, wręcz frenetyczne. Oglądając performance ma się czasem wrażenie, że tancerz został opętany: że jego ruchy dyktuje nieokreślona siła, a jego ciało jest igraszką w walce dużo potężniejszych od człowieka żywiołów.

Niżyński na samym początku swojego "Dziennika" wyznał, że pisze z potrzeby odkrycia przed ludźmi istoty uczucia, które żyje w każdym z nich. Jego tęsknota do "dzieciństwa" ludzkości, do kolektywnego przeżywania w rytualnym tańcu nie odbiega przecież tak daleko od ogólnoludzkich tęsknot. Tym bardziej ujęcie tego fenomenu w tanecznym studium wydaje się dobrym pomysłem: ruch - jak pokazał między innymi Niżyński - sięga bowiem tam, gdzie brakuje słów.

Natalia Łajszczak
Magazyn Portal Kulturalny online
15 listopada 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia