Ciało Simone to pole walki

"Persona. Ciało Simone" - reż: Krystian Lupa - Teatr Dramatyczny w Warszawie

Dziś premiera drugiej części tryptyku Krystiana Lupy "Persona". Po Marilyn Monroe reżyser wybrał jako fenomen XX wieku francuską mistyczkę i filozofkę żydowskiego pochodzenia Simone Weil. A właściwie jej ciało.

Ciało Simone Weil (1909-43) zawiodło. Miało być ciałem wojownika o wolność, równość, oświecenie i prawdę. Miało znosić pracę przy fabrycznej taśmie, na roli, a nawet walkę z bronią w ręku. Okazało się ciałkiem słabej dziewczyny o skłonności do migren i poparzonych papierosami dłoniach. Brzydkiej, kruchej i niewyobrażalnie niezdarnej. 

Weil nigdy nie przyjęła tego do wiadomości. Listy do matki podpisywała "Twój oddany syn". Ze swojego ciała uczyniła projekt intelektualny, w którym równość z mężczyznami była jednym z podstawowych założeń. Założeniem dla niej oczywistym, a dla otoczenia - dzikim i niebezpiecznym. Nawet wielbiciele jej intelektu nie potrafili zaakceptować jej wyglądu. "Chuda Żydówka... o żółtawej skórze... krótko obciętych, źle uczesanych włosach; z której strony by nie spojrzeć wyglądała jak wrona" - pisał z politowaniem i ironią Georges Bataille w "Błękicie nieba". - "Czułem, że tego rodzaju egzystencja mogła mieć sens tylko dla ludzi i świata skazanych na nieszczęście".

Męskie stroje nie tylko nie dodawały jej powagi, ale zmieniły w karykaturę. Oponenci przezywali ją Czerwoną Dziewicą albo Antychrystem. Życzliwi postrzegali jako pociesznego, tragicznego, podążającego za niemożliwymi misjami Don Kichota, którego wiecznie trzeba było wyciągać z tarapatów. Gdy jako jedyna kobieta przyłącza się do międzynarodowej kolumny anarchistycznej, ruszającej na wojnę w Hiszpanii (1936), bliscy podążyli za nią. Na szczęście. Zanim dotarła do celu, uległa wypadkowi - z powodu słabego wzroku wpadła do zbiornika z wrzącym olejem i tylko dzięki opiece ojca uniknęła amputacji nóg. Gdy zwalniano ją za działalność polityczną z kolejnych posad nauczycielskich - rodzina i przyjaciele dawali jej oparcie. Gdy wracała wyczerpana z zakładów, hut, fabryk, gdzie prowadziła badania wcieleniowe nad losem robotników - przywracali do życia. Karmili, gdy podczas wojny oddawała swoje kartki żywnościowe internowanym w obozach Wietnamczykom. 

Córka zamożnego paryskiego lekarza od dziecka zaprawiana była w sportach - od rugby przez rower i jogging po taniec. Starszy brat André (słynny matematyk) był niedoścignionym wzorem, matka - źródłem wartości i inspiracji. "Staram się ze wszystkich sił pomóc Simone w rozwijaniu nie tyle dziewczęcych wdzięków, co raczej chłopięcej prawości, nawet jeśli miała ona sprawiać wrażenie szorstkości" - pisała Selma Weil. Zamiast szydełkować, Simone (czy też "Simon" bądź "mój drugi syn", jak nazywała ją matka) zakładała stowarzyszenia pomocowe ("Rycerzy Okrągłego Stołu") i czytała Pascala.

Uwielbiała bajki o dziewczynach składających się w bezinteresownej ofierze za sprawę. Anoreksję wybrała jako wyraz buntu przeciwko wymogom banalnej egzystencji. Nieporadne, osłabione niewydolnym krążeniem dłonie długo nie były w stanie opanować wyraźnego pisma, a jednak produkowały tomy artykułów, pism, dzienników, esejów (w większości opublikowanych dopiero po jej śmierci). Bezskutecznie leczone kokainą bóle głowy, jedno ze źródeł jej mistycznych wizji, miały podłoże psychosomatyczne. Zapalenie zatok nie dostarczałoby takich mąk komuś, kto nie spalałby się w każdym zadaniu, nie próbował naprawić każdej niesprawiedliwości, nie oburzał w konfrontacji z każdą głupotą.

Ciało Simone jest ważne. Na nim bowiem przetrenowała wszystkie swoje tezy. Na nim prowadziła obserwacje, testowała swój maksymalizm etyczny, swoje protochrześcijańskie zasady moralne, swój lewicowy radykalizm. Rozpaczała, gdy okazywało się, że ogranicza ją fizyczność, czas, przestrzeń. Jej temperament domagał się niewyczerpanej energii, siły i nieskończonego ciągu wcieleń.

"Szkoda, że nie mam n istnień, bo potrzebowałabym jednego, żeby je poświęcić teatrowi" - pisała Simone Weil w liście do przyjaciela Jeana Posternaka, studenta medycyny. Miała tylko jedno życie: krótkie (zmarła w wieku 34 lat), fascynujące, przepełnione polityczną aktywnością i bólem.

Dzięki Krystianowi Lupie jej marzenie o teatrze ma szansę w pewien mistyczny sposób się spełnić. W Simone wcieli się Joanna Szczepkowska. Reżyser wykorzysta także postać z "Persony" Ingmara Bergmana, aktorkę Elżbietę Vogel (Małgorzata Braunek), która po trzydziestu latach artystycznego milczenia usiłuje wrócić na scenę rolą francuskiej filozofki. Jak będą wyglądały relacje między Szczepkowską/Braunek/Vogel/Weil a np. nawiedzającymi mistyczkę w widzeniach świętymi? To niedookreślenie to jedna z największych tajemnic teatru Lupy. Już "Marilyn" zamazywał granice między odtwórczynią, rolą a filmową ikoną, pozwalając Sandrze Korzeniak (nagrodzonej za Marilyn m.in. tegorocznym Paszportem "Polityki") zwodzić, przepływać między prywatnym wyznaniem, wiernym wcieleniem a pozą hollywoodzkiej gwiazdeczki. Ostatnia część tryptyku ma być poświęcona grecko-ormiańskiemu mistykowi Georgijowi Gurdżijewowi.

Teatr Dramatyczny w Warszawie, "Persona. Ciało Simone", reżyseria, scenariusz, scenografia Krystian Lupa, muzyka Paweł Szymański, występują m.in.: Małgorzata Braunek, Joanna Szczepkowska, Marcin Bosak, Marcin Tyrol, Piotr Polak, premiera 13 lutego

Simone Weil (1909-43)

nazywana jednym z największych kobiecych geniuszy XX wieku francuska filozofka, mistyczka, nauczycielka, autorka projektów politycznych, socjalnych, militarnych (m.in. projektu stworzenia korpusu pielęgniarek walczących na pierwszym froncie, których humanitarna ofiara miała stanowić symboliczną przeciwwagę dla bałwochwalczego heroizmu SS). Cała jej myśl kryje dążenie, by ocalić wolność, dobro i piękno przed zalewem barbarzyństwa (technologii, wojny, kapitalizmu). Studiowała w Ecole Normale Superieure. Wykładała w liceach filozofię i grekę. Działała we francuskim ruchu robotniczym. Pozostawiła po sobie ogromne zbiory pism, m.in.: "Zeszyty", "Przemyślenia na temat przyczyn wolności i ucisku w społeczeństwie", "Zakorzenienie", "Dziennik fabryczny", "Autobiografia duchowa", niedokończony dramat "Wenecja ocalona". Na polski tłumaczył je m.in. Czesław Miłosz ("Wybór pism"). Witold Gombrowicz był pod jej wielkim wpływem. Uznana przez francuskich katolików za świętą.

Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
13 lutego 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia