Ciastka na wierzchu spalone, a w środku dobre

"Habitat" - reż. M. Grzegorzek - Teatr Jaracza w Łodzi

Po sukcesie reżyserskim w sezonie 2005/2006, którego zwieńczeniem było przyznanie Złotej Maski zarówno za reżyserię oraz scenografię do spektaklu Lew na ulicy, Mariusz Grzegorzek po raz drugi sięgnął po tekst kanadyjskiej pisarki Judith Thompson i z powodzeniem wyreżyserował sztukę Habitat, wystawianą od kwietnia 2007 roku na deskach łódzkiego Teatru im. Stefana Jaracza

Spektakl miałam okazję oglądać siedząc na widowni wśród młodzieży licealnej. Wyjątkowe doznania, a przy tym przypomnienie, jak wyglądały moje klasowe wyjścia do teatru . Pierwsze sekundy po zgaszeniu świateł i już rozległy się śmiechy oraz krzyki „Boję się” , po chwili na scenę wchodzi aktorka, kładzie się na łóżku szpitalnym tyłem do widzów. Co robią licealiści? Świecą komórkami w tył pleców aktorki. Nie bez znaczenia opisuję tę sytuację, bo z kolejnymi minutami na widowni robi się coraz ciszej, aż po chwili można dostrzec na twarzach młodzieży  zainteresowanie tym, co dzieje się na scenie.

Samotność to taka straszna trwoga, ogarnia mnie, przenika mnie…  jak śpiewał nieżyjący już Ryszard Riedel. Czy samotni są tylko Ci, którzy nie mają nikogo? Czy może mianem samotnych możemy też określić ludzi mających męża, żonę, dzieci, przyjaciół , ale nie potrafiących okazywać uczuć, bo nikt ich tego nie nauczył? Spektakl traktuje o trudnych relacjach międzyludzkich, o roli rodziny, o braku porozumienia między najbliższymi sobie osobami , a także o przebaczaniu, które jest niczym katharsis.

Raine ( w tej roli znakomita Marieta Żukowska) to 16 letnia dziewczyna, która nienawidzi swojej matki (Agnieszka Kowalska), walczy z uczuciem do niej, próbując wmówić wszystkim wokół i przede wszystkim sobie, że jej nie kocha, że po jej śmierci nadal nie jest w stanie wybaczyć i zmienić do niej swojego nastawienia. Żukowska nie weszła w rolę Raine, ona stała się tą zagubioną, małą dziewczynką, która szuka miłości, akceptacji oraz swojego habitat. Ciekawą postacią jest Margaret, matka Janet, którą gra Barbara Marszałek. Kobieta chłodna, wyniosła, o której akceptację od wielu lat zabiega córka. Janet próbuje naprawić swoje relacje z matką, ta jednak odrzuca ciągle jej pomoc. Margaret zarzuca Janet, że zawsze starała się zwracać na siebie uwagę, że jest egoistką i już jako dziecko ciągle tylko się naprzykrzała prosząc „Mamusiu spójrz na mnie”. To pokazuje od jak dawna Janet pragnęła akceptacji i uwagi swojej matki, która nie zważała na potrzeby swojego dziecka. Jednak i ona przechodzi przemianę, którą obserwujemy między innymi w pięknym, wzruszającym monologu mówiącym o upływie czasu, o przemijaniu, na które ona nie jest gotowa. Z charakterystyczną dla siebie wyniosłością i wyrachowaniem mówi o starości, która ją dotyka, o braku uwagi, mimo że kiedyś była w centrum zainteresowania. To niezwykle przejmujący fragment, który wzrusza, bo przecież jest o każdym z nas i każdego czeka taka chwila refleksji. Janet, która sama jest już matką dwójki dzieci, zauważa coraz większe podobieństwo do swojej matki. Sama po dziewięciu latach od urodzenia postrzega spadek swojego zainteresowania wobec jej własnych dzieci. Iskra ( Mariusz Ostrowski) , który tak samo jak Raine trafił do domu dziecka, zakochuje się w Lewisie; mimo iż on czuje do chłopca to samo, tłumi swoje uczucia, oceniając je jako niemoralne.  W roli Lewisa wyśmienity jak zawsze Bronisław Wrocławski, który w przedstawieniu wciela się w rolę zarówno kata, jak i ofiary. Dyrektor domu dziecka, z jednej strony cudowny lekarz zranionej duszy Raine i reszty swoich podopiecznych, a z drugiej bezwzględny biznesmen traktujący dom dziecka jako maszynkę do robienia pieniędzy. Wzruszającym momentem była scena Lewisa z Rain, który trzymając dziewczynę w objęciach mówił, że jest gałązką drzewa, że pień jest domem, w którym żyją, a korzenie piją miłość, dzięki którym gałęzie mogą się rozwijać.

Wszystkie postacie łączy dom dziecka, który ma powstać w pobliżu nowoczesnego, luksusowego osiedla zamieszkiwanego przez zamożnych ludzi. Mieszkańcy, w tym Margaret wraz z córką Janet, są z początku przeciwne powstaniu tego domu dziecka ze względu na przebywanie w ośrodku trudnej młodzieży. Bo niby dlaczego w ich sterylnym środowisku mają pojawić się niedoskonałe jednostki. Przeplatające się wątki dotyczące poszczególnych relacji tworzą logiczną całość przedstawienia.

Wychodząc ze spektaklu „Habitat” nie chce się śmiać i rozmawiać; potrzebna jest tylko cisza i chwila zadumy. A przepis na sukces? Świetny zespół aktorski, jakim niewątpliwie może się pochwalić Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi oraz znakomity reżyser Mariusz Grzegorzek, który za pomocą symboli opowiada o rzeczach najistotniejszych. Brak jednoznaczności w spektaklu daje szansę na indywidualną interpretację przez każdego widza. To prawdziwa uczta artystyczna dla wszystkich miłośników teatru. A licealiści, o których wspomniałam na początku, po zakończonym spektaklu wstali z miejsc i przez kilka minut oklaskiwali aktorów.

Habitat to sztuka dla wszystkich tych, którzy posiadają rodziny, bądź chcą je posiadać. Dla tych, którzy szukają swojego miejsca na ziemi; dla tych, którzy potrafią wybaczać, albo chcą się tego nauczyć; dla tych, którzy nigdy swoim bliskim nie powiedzieli – kocham.

Magda Komarzeniec
Teatr dla Was
17 listopada 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...